wejscie smoka filmy kung-fu

Z półobrotu i jeszcze wyżej. Najlepsze filmy o sztukach walki i kung-fu w historii kina

8 minut czytania
Komentarze

Era kina kopanego najlepsze lata ma już za sobą, ale piękno obecnych czasów polega na tym, że możemy w każdej chwili powracać do obfitej historii kina i sięgać po to, na co tylko mamy ochotę. Tym razem przyjrzyjmy się najlepszym filmom o sztukach walki.

Filmy kung-fu – zapomniana klasyka?

36 klasztor shaolin filmy kung-fu

Kino kopane niegdyś święciło triumfy i było jednym z najpopularniejszych gatunków filmowych. Lata 70. i 80. czyli jeszcze przed erą wielkiego rozwoju efektów specjalnych były idealnym okresem dla tego typu filmów, które dostarczały niemal nierealne i niewiarygodne sceny walk budzące zachwyt u każdego, kto je oglądał. I choć filmowe mody uległy zmianie, to kino sztuk walki nadal rezonuje w popkulturze, może mniej bezpośrednio, ale jego echa można zobaczyć w niektórych serialach oraz największych hitach kinowych. Mało który gatunek przyczynił się do tak potężnego i szybkiego rozwoju kaskaderstwa filmowego. W XXI wieku oczywiście również zaczęły się pojawiać filmy nawiązujące do tradycji produkcji kung-fu, o których było względnie głośno. Doczekaliśmy się też następców Bruce’a Lee, Jeta Li czy Jackiego Chana w postaci Iko Uwaisa, Tony’ego Jaa czy Donnie’ego Yena. Kino sztuk walki nadal żyje i ma się całkiem nieźle. Poniżej znajdziecie jego najlepsze przykłady.

Ong-Bak

Fabuła to w tym przypadku jedynie pretekst do wędrówki przez Tajlandię, w skład której wchodzą szalone sekwencje pościgów i jeszcze bardziej szalone sceny walk. „Ong-Bak” po prostu oszałamia choreografią pojedynków i chwilami aż trudno uwierzyć, że nakręcono je bez żadnego wspomagania linami czy CGI.

Five Element Ninjas

Ten film jest po prostu szalony w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wygląda jak kreskówka, bądź zwariowany serial anime, tyle że w wersji z prawdziwymi ludźmi i scenografią. Fabuła skupia się wokół kilku młodych wojowników szukających zemsty na klanie ninja, który zmasakrował ich kolegów. W tym filmie jednak to złoczyńcy naprawdę się wyróżniają. Każda grupa ninja ma swoje dziwaczne kostiumy i absurdalne dziwactwa. Złoci ninja używają swoich tarcz do oślepiania wrogów. Wodni ninja używają fajek i wciągają przeciwników pod wodę, aby ich utopić. Ninja ognia używają osłon dymnych do ukrywania się i poruszania. Drewniani ninja udają drzewa i używają pazurów do cięcia i rozrywania. I wreszcie, ninja ziemi potrafią w jakiś sposób przekopać się przez litą glebę niczym dżdżownice wyskakiwać z ziemi atakując niczym pociski. W tym szaleństwie jest metoda – bo choć to wszystko wierutna bzdura, to szalenie rozrywkowa, chwilami zabawna i pełna absurdów, no a sceny walk to istne mistrzostwo.

Obrońca

No dobra, fabularnie „Obrońca” to z pewnością najgorszy film na tej liście. Tony Jaa wciela się mężczyznę, który wyrusza do Australii w poszukiwaniu… porwanego słonia. Ale zostawiając na boku scenariusz (kto tak naprawdę ogląda filmy o sztukach walki dla scenariusza?) i skupmy się na tym, że „Obrońca” to niewiarygodny wręcz pokaz sekwencji walk, które należą do najlepszych, jakie uchwyciła kamera filmowa. W tym jedna z najambitniejszych w historii kina, w której Jaa walczy z hordą przeciwników na jednym, trwającym 4 minuty, ujęciu. Przez wielu uznawana za jedną z najlepszych scen akcji w dziejach.

The Raid

„Raid” to bez wątpienia jeden z najbardziej imponujących filmów walki XXI wieku. I jeden z nielicznych przypadków kina kopanego, które oprócz fenomenalnych walk wzbudza u widza poczucie klaustrofobii, gdyż niemal cała fabuła rozgrywa się w wąskich korytarzach i pomieszczeniach wieżowca. Sceny walk w „Raid” wyglądają tak realistycznie i są tak karkołomne, że samo ich oglądanie boli. To kino kopane podniesione do ekstremum.

36 komnata Shaolin

Ten film z kolei jest najlepszym potwierdzeniem powiedzenia, że nie liczy się cel podróży, ale podróż sama w sobie. To jeden z nielicznych przykładów produkcji, w której główny nacisk został położony nie na kolejne walki z przeciwnikami, ale na sekwencje treningów, które przechodzi główny bohater w klasztorze Shaolin. W każdej z 36 komnat musi on zdyscyplinować swoje ciało, umysł, refleks i wolę. Sceny treningów są osią tej produkcji i są po prostu one całe centrum filmu i są wspaniale sfilmowane oraz zainscenizowane.

Policyjna opowieść

Jackie Chan uznaje „Policyjną opowieść” za swój najlepszy film. Ja się z nim prawie zgadzam. Obie części „Pijanego mistrza” stawiam wyżej, natomiast „Policyjna opowieść” jest tuż za nimi. To kolejny już film, który stanowi na dobrą sprawę swoiste apogeum niesamowitej kariery Chana, który w tamtych czasach udowadniał, że ludzkie ciało jest zdolne wyczyniać prawdziwie cuda. Sekwencje akcji w tym filmie do dziś powodują szczękopad i nawet największe hollywoodzkie widowiska z najlepszymi kaskaderami nie są w stanie nawet trochę zbliżyć się do poziomu Jackiego. To, co możemy zobaczyć w „Policyjnej opowieści” to swoista poezja ruchu.

Wejście smoka

Wybór tyleż oczywisty co niezbędny na tej liście. Nie było chyba filmu, który bardziej wypromowałby kino kung-fu, przynajmniej na Zachodzie. „Wejście smoka” wykorzystuje klasyczną strukturę turnieju, aby przedstawić całą masę świetnych, znakomicie wyreżyserowanych walk, które przeszły do klasyki kina kopanego. Ale jest też równie wciągający w scenach, w których główny bohater prowadzi śledztwo wokół fortecy głównego czarnego charakteru. Bez tego filmu nie byłoby nie tylko wielkiej kariery Bruce’a Lee i globalnej fascynacji kung-fu, „Wejście smoka” przetarło szlaki dla gwiazd przyszłych pokoleń, takich jak Chuck Norris, Jean-Claude Van Damme, Jackie Chan, Tony Jaa czy Iko Uwais. Bez „Wejścia smoka” nie byłoby też „Street Fightera” czy „Mortal Kombat” (oczywiście piję bardziej w stronę gier wideo, niż ich nieudanych adaptacji filmowych).

Pewnego razu w Chinach

Trudno o film równie bliski perfekcji w gatunku kung-fu. Tym bardziej, że Jet Li to jeden z najlepszych aktorów w historii kina kopanego. „Pewnego razu w Chinach” to mistrzowska i przepiękna wizualnie mieszanka historycznego kina kostiumowego, akcji i sztuk walk, z którą niewiele innych pozycji może się równać. To też bez wątpienia jedna z najlepiej sfilmowanych (wspaniałe i po prostu piękne zdjęcia) produkcji w tym gatunku.

Legenda pijanego mistrza

Sequel „Pijanego mistrza”, który sam w sobie jest absolutną klasyką filmów kung-fu, to właściwie arcydzieło gatunku i absolutnie najlepszy film w karierze Jackiego Chana. To swoiste the best of Chan, który jest po prostu niezrównany w mistrzowsko zainscenizowanych pojedynkach, prezentujących się jak mikstura walk, tańca, baletu oraz slapstickowej komedii. Nie bez powodu to właśnie Jackie Chan uchodzi za głównego spadkobiercę talentu Bustera Keatona i Charlie’ego Chaplina u schyłku XX wieku. To, co u szczytu swojej kariery wyprawiał przed kamerą Chan było po prostu niewiarygodne i unikalne, a „Legenda Pijanego Mistrza” skupia to wszystko w jednym filmie.

Wu Du. Pięciu trucicieli

„Wu Du. Pięciu trucicieli” to niemalże Avengersi w wersji kung-fu. Fabularnie to klasyczna opowieść o walce dobra ze złem, ale opowiedziana w tak angażujący sposób, że trudno się od tego filmu oderwać. Jest to pierwsza produkcja, w której wystąpiła grupa aktorów kina kopanego zwana kolektywnie Venom Mob. „Wu Du. Pięciu trucicieli” odznacza się znakomitą choreografią, kapitalnymi scenami pojedynków na pięści i stopy oraz nieczęsto jak na kino tego typu spotykaną piękną scenografią i kostiumami Momentami film ten oczywiście bije (nomen omen) po oczach uroczą tandetą, ale który film kung-fu z lat 70. czy 80. nie bił? Ogólnie rzecz biorąc „Wu Du. Pięciu trucicieli” prezentuje wszystko co najlepsze w filmach sztuk walk w pigułce.

Filmowe rankingi, które warto przeczytać

Na naszym portalu znajdziecie także wiele innych rankingów oraz zestawień, które warte są przeczytania. Poniżej prezentujemy ich listę i zachęcamy do czytania.

Motyw