Scorpion King mumia powraca cgi

Uwaga! Te produkcje kłują w oczy. Filmy z najgorszymi efektami CGI

10 minut czytania
Komentarze

Magicy od komputerowych efektów specjalnych przez wiele dekad dochodzili do perfekcji w swojej sztuce. Tym niemniej po drodze trafiały się też niechlubne przypadki. Skupimy się na nich w poniższej liście.

Najgorsze CGI w hollywoodzkich produkcjach

matrix reaktywacja zle cgi

Wydawać by się mogło, że gdzie jak gdzie, ale w hollywoodzkich blockbusterach za setki milionów dolarów wszystko będzie dopracowane do ostatniego szczegółu. A jednak jest to złudne. Paradoksalnie, właśnie przez to, że te wielkie superprodukcje kosztują tyle pieniędzy, całe ekipy gonią się z czasem, a ten jest potężnym wrogiem każdego artysty. Są też oczywiście przypadki, szczególnie sprzed lat, kiedy technologia nie była jeszcze w pełni rozwinięta, ale producenci uznali, że efekty CGI trzeba pokazać masowej widowni. Czasem się to udawało, a czasem nie. Poniżej znajdziecie przykłady tej drugiej opcji.

Liga sprawiedliwości

Zaczynamy od filmu, który może się „pochwalić” jednym z największych budżetów w historii kina (aż 300 mln dol.), a mimo tego posiada jedne z najgorszych efektów specjalnych ostatniej dekady. W tym jeden tak zawstydzający, że jestem w szczerym szoku nad faktem, że ktokolwiek nie wstydził się pokazać tego światu. Chodzi oczywiście o niesławne „zamalowanie” wąsów Henry’ego Cavilla. Podczas dokrętek „Ligi…” Cavill kręcił właśnie „Mission: Impossible – Fallout”, w którym to jego postać posiadała solidnego wąsa. Aktor zgodził się wrócić na plan filmu DC, ale kontrakt zabraniał mu ścinać owłosienie nad górną wargą. Osobiście nie wiem w czym był problem z wykorzystaniem sztucznych wąsów, w końcu to Hollywood – kraina czarów jeśli chodzi o wszelkiej maści gadżety. W każdym razie Cavill na planie „Ligi…” pojawiał się z wąsami i „magicy” od CGI musieli je zamazać. Sęk w tym, że zrobili to po prostu tragicznie (a film ten pokazywany był na największych ekranach kinowych, więc widać to było gołym okiem). Wygląda to jak amatorska robota. Zresztą na YouTubie pojawiły się przykłady amatorów właśnie, którzy programami za 50 dolarów osiągnęli sto razy lepszy efekt niż profesjonaliści w filmie wartym ponad ćwierć miliarda dolarów.

Mumia Powraca

To był jeden z tych przypadków, gdy technologia nie była w pełni rozwinięta, ale producenci liczyli chyba na wyrozumiałość i wyobraźnię fanów. Chyba. Pamiętam, że oglądając ten film w kinie w 2001 roku moja szczęka wylądowała na kolanach, gdy zobaczyłem po raz pierwszy cyfrową wersję Dwayne’a Johnsona jako Króla Skorpiona. Powiedzieć, że to CGI się fatalnie zestarzało przez te wszystkie lata, to nic nie powiedzieć.

Matrix Reaktywacja

Niektóre z przykładów filmów ze złym CGI są na swój sposób przekornie poetyckie. Bo jak inaczej nazwać przypadek „Matrix Reaktywacja”, który był sequelem jednego z najbardziej przełomowych pod względem efektów wizualnych filmów końca XX wieku, a którego CGI chwilami wypadało tak tandetnie? Od razu zaznaczam, że zaliczam się do fanów „Reaktywacji”. Nie jest to dzieło równie genialne co pierwszy „Matrix”, ale też nie zgadzam się z tak surową jego krytyką. Natomiast jeśli chodzi o CGI „dwójka” to spore rozczarowanie. Przyznaję, efekty są w tym filmie cool jeśli chodzi o samą ich koncepcję, natomiast wykonanie jest kiepskie, o dziwo. Apogeum tej sytuacji to walka Neo z niezliczoną ilością agentów Smithów. Pomysł jest zajebisty i wyjęty rodem z serialu anime, ale na rany Neo, jak to marnie wygląda. Cała ta sekwencja to właściwie potyczki gumowych ludzików. I jeszcze nie wiedzieć czemu, twórcy zdecydowali się na spowolnienie czasu w momentach, gdy najbardziej widać sztuczność np. twarzy Neo. Jak gdyby autorzy aż prosili się o wyśmianie.

Gwiezdne wojny epizod II: Atak klonów

atak klonow zle cgi

Prequele „Gwiezdnych wojen” były dziwne pod wieloma względami, w tym także jeśli chodzi o efekty specjalne. Bez wątpienia najgorsze CGI mogliśmy zobaczyć nie w epizodzie I czy III, a w II, co jest dość nietypowe. Choć w sumie na tej liście już teraz widzicie, że często części pierwsze danej serii są przygotowywane z uwagą i pieczołowitością, a sequele jakoś tak bardziej na „luzaku”. Nie wiem czy to dobrze. W „Ataku klonów” niemal wszystko powstało na green screenie i przez to wszystko wygląda sterylnie. Oczywiście nie brakuje tu świetnych przykładów CGI, ale na każdy dobry przypada co najmniej jeden okropnie zły. Jednym z najgorszych jest Anakin, który próbuje ujeżdżać Shaaka na Naboo. Tego nie da się odzobaczyć. Choć w sumie jeszcze gorszym efektem jest gra aktorska Haydena Christensena oraz cały wątek romantyczny Anakina i Padme. Na ich tle CGI rzeczywiście nie wypada tak źle w „Ataku klonów”.

Kosiarz umysłów

Ten film można nieco rozgrzeszyć, gdyż powstał w 1992 roku, kiedy efekty komputerowe jeszcze raczkowały, ale tak czy tak nie usprawiedliwia to tego, że zawarte w nim sekwencje CGI nie powinny w ogóle powstać. Tym bardziej mając w pamięci niesamowite efekty z „Terminatora 2” rok wcześniej oraz fenomenalnie animowane dinozaury w „Jurassic Park” rok później. CGI w „Kosiarzu umysłów” wygląda fatalnie i do tego psuje cały nastrój tego filmu. Efekty komputerowe wyglądają tutaj jak przedziwna wersja animacji dla dzieci, a raczej nie tego oczekujemy po horrorze. Szczerze wątpię, by ktokolwiek nawet w 1992 roku oglądał to z zachwytem.

Śmierć nadejdzie jutro

Na swój sposób przełom XX i XXI wieku był wspaniały dla twórców filmowych, którzy chcieli korzystać z ciągle rozwijającego się CGI. Granice możliwości zostały przekroczone, choć jeszcze technologia w pełni nie nadążała jakościowo. Ale niektórzy się tym nie przejmowali i zamiast czekać latami chwytali chwilę i… jednym z tworów, które dało nam takie podejście jest np. sekwencja z filmu o Bondzie, „Śmierć nadejdzie jutro”. Możemy w niej zobaczyć agenta 007, który ujeżdża falę tsunami, bo czemu by nie. Całość wygląda gorzej niż w kreskówce dla dzieci. Ach ten początek lat 2000.

Ostatni smok

Trzeba mieć niezłe jaja, by zrobić film o smoku, który ma stanowić główną oś fabularną, być zarówno na plakatach, zwiastunach oraz w tytule, podczas gdy jego wygląd pozostawia wiele do życzenia. W sensie smok jako smok jest całkiem przystojny, chodzi raczej o jakość samego modelu. Może w 1996 roku robił wrażenie, ale z pewnością baaardzo szybko się zestarzał. Poza tym cały czas przypominam, że trzy lata wcześniej mogliśmy oglądać „Jurassic Park”, który nie zestarzał się do dziś, także rok produkcji nie jest dla mnie żadnym wytłumaczeniem.

Gwiezdne wojny: Edycja specjalna

W pełni rozumiem, że George Lucas mógł czuć się sfrustrowany ograniczeniami technologicznymi pod koniec lat 70., gdy tworzył pierwsze „Gwiezdne wojny”. Nie rozumiem tylko, czemu postanowił ulepszyć je tak, że klasyczne „Star Warsy” wyglądają teraz jedynie gorzej. Oczywiście jest kilka usprawnień w edycji specjalnej, które wyszły na plus, np. sceny w Bespin, ale co z tego skoro większość jest zupełnie bezsensowna, stworzona tylko jako dziecinny zachwyt nad pokazaniem dziwnych stworków w CGI. No i jakość tych efektów niestety jest słaba. Co jest tym bardziej smutne mając na uwadze fakt, że to właśnie klasyczne „Gwiezdne wojny” były przecież przełomem jeśli chodzi o rozwój efektów specjalnych i CGI. Jeśli już Lucas mógł poczekać parę lat dłużej. Cały czas się za to dziwię, że robiąc tyle zmian po dziś dzień nikt nie potrafił sprawić by miecze świetlne w „Nowej nadziei” świeciły się poprawnie i nie wyglądały jak błyszczące kijki. Hollywood to dziwne miejsce czasem.

Power Rangers

Zdaję sobie sprawę, że nikt nie oczekiwał po tym filmie przełomowych efektów wizualnych mając na uwadze to, że serial na bazie którego powstała wersja kinowa wykorzystywał tanie gumowe kostiumy i tekturowe miniatury do pokazania walk wielkich robotów z gigantycznymi potworami w centrum metropolii. Grupą docelową tej produkcji były też dzieciaki, a dla nich w połowie lat 90., wszystko co animowane komputerowo wydawało się cool, bo było czymś nowym. Tym niemniej „Power Rangers” wykorzystali tę ufność fanów aż za bardzo. Praktycznie każda scena z wykorzystaniem CGI to katorga dla oczu. Film nie miał dużego budżetu, plus w tamtych latach efekty specjalne z użyciem komputerów ciągle się rozwijały, także trudno się dziwić, że wygląda to jak wygląda. Ja się dziwię, że zdecydowano się to pokazać. Komputerowo animowana walka Megazorda z powiększoną wersją Ivana Ooze’a to istny wizualny horror. Ale też dowód na to, że nawet najbardziej tania scenografia zawsze wygra z fatalnym CGI, więc czasem lepiej zostawić komputery w spokoju.

Filmy Marvela

Tak, tak, również i potęga Marvela musi się coraz częściej uginać pod jarzmem braku czasu i outsourcingu. Im więcej nowych filmów i seriali na dany rok Marvel zapowiada, tym więcej wpadek CGI można zanotować. Dobrym przykładem jest choćby zbroja Iron Mana, która od czasu pierwszego filmu zaczęła prezentować się coraz gorzej i gorzej w kolejnych odsłonach, w dużej mierze dlatego, że coraz więcej jej było generowane przez komputery (wcześniej tylko fragmenty, gdyż większość była realnym kostiumem), które jak widać nie są idealnym rozwiązaniem. Ale nawet w jednym najważniejszych filmów MCU, czyli „Wojnie bez granic” nie dało się uniknąć wpadek. Wystarczy przypomnieć sobie scenę z Markiem Ruffallo dziwnie wystającym z komputerowej zbroi Iron Hulka.

hulkbuster zle cgi

Ale jak dotąd najgorszym przykładem potwornego CGI w filamch Marvela pozostaje film „Eternals”. Jako całość jest to bodaj najgorsza rzecz od Marvela i jeden z najgorszych superbohaterskich filmów w historii. Ale i CGI w nim nie zachwyca, a są momenty gdzie wręcz powoduje uczucie zażenowania. Nawet najwięksi obrońcy tego filmu z pewnością łapali się za głowę widząc animację trolla Pipa (pomijam już fakt, że wprowadzanie tak abstrakcyjnej postaci do MCU to pomyłka). To poziom godny filmu z okolic 2001 roku, ale nie widowiska z 2021 roku.

Filmowe rankingi, które warto przeczytać

Na naszym portalu znajdziecie także wiele innych rankingów oraz zestawień, które warte są przeczytania. Poniżej prezentujemy ich listę i zachęcamy do czytania.

Motyw