Remastery i remaki to obecnie najgorsze, co spotkało popkulturę, a może być jeszcze gorzej

8 minut czytania
Komentarze

Kilka dni temu studio Naughty Dog z dumą ogłosiło, że nadchodzi remaster gry The Last of Us Part II, na którego chyba nikt nie czekał. Dla ścisłości dodam, że to gra, która swoją premierę miała w 2020 roku.

The Last of Us Part II Remastered, czyli współczesna rozrywka wstydu nie ma

god of war rangarok ps5

W oświadczeniu przedstawiciela Naughty Dog możemy przeczytać:

Zespół Naughty Dog z radością ogłasza The Last of Us Part II Remastered, ostateczny sposób na poznanie uznanej kontynuacji The Last of Us, pierwotnie wydanej w 2020 roku. Z radością potwierdzamy, że nie będziecie musieli długo na to czekać; gracze będą mogli wskoczyć w emocjonalne podróże Ellie i Abby na konsoli PlayStation 5 19 stycznia 2024 roku. (…) The Last of Us part II Remastered dostarczy wielu powodów nowym i powracającym graczom, aby ponownie przeżyć historię, która tak wiele znaczy dla naszego studia. Wciągająca kampania powraca wraz z ulepszeniami technologicznymi, nowymi trybami i nowymi funkcjami zakulisowymi, które pogłębią twoje zrozumienie procesu tworzenia części II. Zanim jednak przejdziemy do tego, co nas czeka, obejrzyjcie poniższy zwiastun zapowiadający.

Sony, informacja prasowa

Niby wszyscy wiemy, że dzisiejsze studia tworzące gry wideo, jak i również te produkujące filmy w Hollywood, coraz częściej sięgają po recykling swoich własnych treści i próbują raz jeszcze sprzedać coś, co już raz sprzedawano. Tym niemniej to, co się obecnie dzieje w branży gier przerasta nie tylko najczarniejsze scenariusze, ale i wyprzedza żarty tych, którzy chcieliby powiedzieć, że zaraz będą robić remaki i remastery gier sprzed kilku lat. Teraz to rzeczywistość. Ludziom zostały żarty, które można obecnie przeczytać w komentarzach pod zwiastunem na YouTubie, że czekają na ten remaster od kiedy zagrali w oryginał w czasach PlayStation 1, że pamiętają tę grę z czasów dzieciństwa itd. Na tym etapie to niestety nie jest już zabawne. Już w erze PlayStation 4 remastery zaczęły być niepokojącą plagą. Część z nich była potrzebna, ale spora z nich była zwykłym skokiem na kasę. Znacznie gorzej jednak prezentuje się obecna era PlayStation 5. Po pierwsze, na razie nigdzie nie zobaczyłem żadnego przełomowego skoku graficznego między PS4 a PS5. Jasne, tekstury są lepsze, jakieś tam szczegóły typu ray tracing, na który spora część graczy i tak nie zwraca uwagi podczas grania, lepszy klatkarz, choć i tak wiele gier nie wyciąga tyle, ile powinno. Mimo wszystko nie widzę żadnej gigantycznej różnicy jak gram np. w God of War na PS4 a God of War: Ragnarok na PS5. W swoich najlepszych momentach PS4 potrafiła wyciągać wizualne cuda ze swoich trzewi, czego dowodem jest choćby „Red Dead Redemption 2” czy nawet „Wiedźmin 3”. Idea remasterów z PS4 na PS5, szczególnie gdy istnieje wsteczna kompatybilność, traci więc sens. Na dobrą sprawę jedyną istotną dla mnie różnicą między generacjami w tej chwili jest szybkość ładowania na PS5. Cała reszta to tylko miłe dodatki, które w ogóle nie zmieniają doświadczenia gameplayu względem PS4.

Ale co z tego, skoro studia i tak nam wciskają remastery nowych gier uzasadniając PR-owo-technicznymi bełkotami czemu MUSIMY kupić grę sprzed kilku lat raz jeszcze i zapewne znowu po cenie jak za nowość.

Przeczytaj także: The Sims 5 z rozwiniętym trybem multiplayer. To ma być całkowicie nowa era dla kultowej serii.

Brak pomysłów na nowe gry albo ciśnienia zarządów firm, by nie czekać na pojawienie się nowego IP, tylko by ciągle coś sprzedawać, naprawdę zaczyna powoli dobijać tę branżę. Póki co gry wideo radzą sobie bardzo dobrze, ale, podobnie jak to ma miejsce w Hollywood, przyjdzie moment, że ludzie zaczną mieć dość i przyjdzie realny kryzys. Obecna era PS5 to niestety era wielu growych rozczarowań jeśli chodzi o oryginalne produkcje albo gier solidnych, ale nie powalających (w tym okresie od początku PS4 miało już kilka wybitnych tytułów) oraz cały zastęp remaków. Gdy wymieniamy top 10 czy top 20 najlepszych gier na PS5 to przeważnie widzę, że znajduje się tam masa gier, które są dostępne także na PS4, albo są remakami gier z PS4 i wcześniejszych wersji PlayStation. Remake Dead Space, remake Demon’s Souls, remake Resident Evil 5, remaster Wiedźmina 3, remaster GTA V, remaster Alan Wake, The Last of Us Part I Remake itd. Niektóre z tych gier w ogóle nie potrzebowały remastera, bo jak pisałem wyżej, przepaści graficznej między PS4 a PS5 nie ma takiej, jaka była między PS3 a PS4. Może uznacie mnie za laika i to, co napiszę, że żenadę, ale poza kosmetycznymi ulepszeniami nie widzę za bardzo różnicy, grając w pierwszego Marvel’s Spider-Man i jego remastera na PS5, który z jakiegoś powodu ciągle jest horrendalnie drogi i nie wiedzieć czemu nie jest możliwa darmowa aktualizacja tej gry z PS4 na PS5.

Ale mniejsza z tym. Oczywiście pół biedy, że spora część remaków jest dobra (albo wybitna jak Resident Evil 4 remake) sama w sobie, ale sam fakt tego, że jesteśmy zasypywani tymi odtwórczymi mimo wszystko produkcjami, pokazuje, że coś jest nie tak. Rozumiałbym jeszcze gdyby to wszystko działo się w pierwszym roku istnienia PlayStation 5, ale jesteśmy już cztery lata od początku tej generacji. Powoli mówi się o PlayStation 6 i pewnie jesteśmy w pół drogi od kolejnego pokolenia systemowego. Tymczasem porywające nowe gry są rzadkością, a remastery czy remaki codziennością. Jakby jeszcze firmy zaserwowały nam pełnoprawny i wysokobudżetowe remaki pierwszego Metal Gear Solid, Legacy of Kain: Soul Reaver 1 i 2, czy Final Fantasy IV i Final Fantasy VI to sam byłbym pierwszy w kolejce do wydania pieniędzy. Ale nie, łatwiej przecież zrobić remaster gry, która remastera nie potrzebuje, jak właśnie The Last of Us Part II dodając tam rzeczy, które powinny być dodane w bezpłatnych aktualizacjach, niedrogich DLC albo w ogóle istnieć od początku w podstawowej wersji. Tylko wtedy oczywiście nie można wyciągać kasy od fanów. W ten sposób gra „żyje” finansowo latami i nie trzeba się spieszyć z tworzeniem nowych gier. Przyjdzie taki moment, gdy być może już PlayStation 6 nie będzie posiadać fizycznego napędu, a stwierdzicie, że fajnie to już było. Mogą nadchodzić drogie czasy dla ludzi chcących grać w gry wideo.

Brak pomysłów pożera całą branżę rozrywkową

PIXELS pac man film

Chwilami jak patrzę na to, co dzieje się obecnie w Hollywood czy całej branży rozrywkowej mam wrażenie, że jesteśmy blisko końca. Mam poczucie, że większość przełomów technologicznych, jeśli chodzi o gry i filmy czy seriale są dokonane. Wydaje mi się, że przez ponad 100 lat istnienia kina opowiedzieliśmy już wszystkie historie na wszystkie sposoby. Kino widowiskowe osiągnęło szczyt swoich możliwości jeśli chodzi o to, co można pokazać na ekranie. Obecny kryzys w Hollywood pokazuje, że ludzie nie są już tak chętni, by oglądać do niedawna szalenie popularne filmy superbohaterskie czy takie serie jak Star Wars bądź Szybcy i wściekli. A trochę nie widać na horyzoncie niczego, co by mogło zająć ich miejsce. Prawdopodobnie czeka nas więc era chudych lat w Hollywood przeplatana raz na jakiś czas jakimś pojedynczym przebojem. Poza tym także i w tej branży odtwórcze sequele oraz remaki są plagą. Niedawno ogłoszono przecież aktorski remake animacji „Vaiana: Skarb oceanu”, która powstała w… 2016 roku. Po Hollywood krążą pomysły-plotki o remaku oryginalnych Star Wars, a nawet 1. fazy MCU.

Całe pokolenie widzów/graczy wychowuje się więc w tej erze odtwórczości i braku oryginalnych treści w ilości, jaką jeszcze ja sam pamiętam. Jasne, sequele są z nami od dekad. Już sam Akira Kurosawa w latach 40. XX wieku kręcił sequel swojego filmu „Saga o Judo”. Sequele posiadają takie klasyki z lat 70. Jak „Ojciec chrzestny”, „Francuski łącznik” czy „Egzorcysta”, a nawet klasyk z lat 60., czyli „Psychoza”. Seria „Planeta Małp” rozpoczęła się pod koniec lat 60. I tak dalej. Sequele nie są niczym nowym, remaki też nie, ale ich ilość w ostatnich latach zwiększyła się diametralnie. Do punktu, w którym zaczyna ich być za dużo. Z grami wideo jest jeszcze gorzej. Przy okazji filmów remaki oznaczają to, że nawet jeśli w najgorszym wypadku całość będzie prawie taka sama jak oryginał i nawet gorsza, to dostajemy nowego reżysera, nowych aktorów, pewnie inną scenografię kostiumy itd. W przypadku remasterów gier dostajemy prawie taki sam produkt jak poprzednio, trochę jedynie doszlifowany. Remaki też nierzadko mają poprawione tekstury i trochę zmienioną mechanikę, ale są prawie takie same jak pierwowzór. Nie jest dobrze. I trochę nie wiem czy jest się czego bać jeśli chodzi o nadchodzącą generację PlayStation 6, bo wychodzi na to, że albo nie będzie tam czego remasterować czy remakować, albo będzie jeszcze gorzej, czyli będziemy karmieni remasterami remaków i remakami remasterów i tak dalej…

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw