iron man pobity marvel

Marvel jest skończony. Czy to także koniec Hollywood jakie znamy?

11 minut czytania
Komentarze

Weekendowe otwarcie, czyli kwota jaką przez trzy pierwsze dni zarobił w światowych kinach film „Marvels” jest nawet gorsza niż przypuszczali najwięksi hejterzy Disneya i tego, co się obecnie dzieje w MCU. Jednak nie tylko Marvel jest w tarapatach, bowiem tak naprawdę to dopiero początek problemów dla całego Hollywood.

Marvel Cinematic Universe is dead. Czy zastąpi je inny filmowy fenomen?

ONE PIECE NETFLIX

Wiem, że to dość radykalne słowa, ale tak, dla mnie osobiście MCU było w stanie agonalnym od filmu „Avengers: Koniec gry”. Przynajmniej w kontekście kreatywności i dostarczania widzom świeżej rozrywki. Wraz z premierą „Marvels” stało się jasne, że także finansowo nic nie jest w stanie ich osłonić. Jeszcze niedawno można było stwierdzić, że Marvel radzi sobie całkiem nieźle, bo zarówno w pandemii, jak i po niej, ich filmy potrafiły zarabiać niezłe pieniądze. Względnie niezłe, gdyż jak już wielokrotnie pisałem ichniejsze budżety oraz koszta marketingowe nie pozwalają im się nacieszyć setkami milionów dolarów, które filmy Marvela ciągle zarabiają. W ostatnich latach mieliśmy pochody kolejnych popularnych marek filmowych, których nowe części okazywały się klapami finansowymi. Wystarczy wymienić „Transformers: Ostatni Rycerz”, najnowszą część „Transformers: Przebudzenie bestii”, Szybkich i wściekłych 10”, kolejne filmy Pixara, parę filmów DC, w tym nawet „Flash”, który przecież, podobnie jak hitowy „Spider-Man: Bez drogi do domu”, mocno bazował na nostalgii, w tym przypadku nacisk kładąc na powrót legendarnego Michaela Keatona w roli Batmana. Nowy „Indiana Jones” stał się jedną z największych kasowych klap w całej historii kina! INDIANA JONES!! Nawet Tom Cruise dostał ostrzeżenie, pomimo olbrzymiego sukcesu „Top Gun: Maverick”, w tym roku nowa odsłona przebojowej serii „Mission: Impossible: Dead Reckoning” mocno rozczarowała finansowo i przyniesie studiu spore straty. Widać wyraźnie, że wszystkie te popularne marki, które przez ostatnie lata ciągnęły Hollywood i przynosiły najwięcej zysków studiom straciły swoją siłę przyciągania widowni. Dotąd Marvel na ich tle wychodził w miarę obronną ręką, ale teraz premiera „Marvels” przypieczętowała i ich los.

Jak wszyscy już chyba wiemy najnowszy film MCU zarobił w USA na starcie raptem 46 mln dol. To najgorsze otwarcie w historii studia. „Niesamowity Hulk” z 2008 roku zarobił prawie 10 mln dol. więcej na starcie. Globalnie „Marvels” zarobił 109 mln dol. Ta kwota jest śmiesznie niska na tle tego, co zarabiały dotąd inne filmy MCU oraz mając na uwadze, że budżet całości, nie licząc marketingu, oscyluje wokół 300 mln dol. Co oznacza, że film ten musi zarobić ok 650-700 mln, by wyjść na zero, a ta kwota jest obecnie praktycznie niemożliwa do osiągnięcia. Marvel/Disney tym razem stracą setki milionów dolarów.

Przeczytaj także: Cyberpunk 2077 doczeka się filmu lub aktorskiego serialu!

Nie widzę za bardzo jak studio to mogłoby się odratować z tej sytuacji. Marvel nie ma ostatnio dobrej prasy, widzowie narzekają na coraz gorszą jakość i wtórność nowych filmów MCU, „Marvels” do tego jest jednym z ich najgorszych dokonań, do tego smrodek związany z tym katastroficznym otwarciem „Marvels” będzie się za nimi długo ciągnąć. A co nas czeka w przyszłości MCU? Niewiele ciekawego. Najpopularniejsi bohaterowie tej serii zostali albo zabici, albo ośmieszeni, by zrobić miejsce dla kobiecych bohaterek. Jeśli tak dalej pójdzie to o ile powstanie nowa grupa Avengers, to prawdopodobnie będzie wyglądać tak:

new avengers marvel
Źródło: MarvelvsDC/Facebook

Cała masa chłopców i młodych mężczyzn, do których głównie kierowane są te filmy, tylko marzy o tym, by gatunek kina superbohaterskiego był zdominowany przez „silne, niezależne kobiety”. Line-up filmów i seriali Marvel Studios, które zobaczymy w 5. i 6. fazie prezentuje się tak:

Marvel faza 5 i 6

Nie widzę tu nic, co by mogło zmienić obecną trajektorię losów MCU. Mówi się powoli o powrocie oryginalnych Avengersów, ale to pomysł, który raczej każdemu widzowi wyda się aktem desperacji. Disney chyba wierzy w naiwność swojej własnej widowni jeśli sądzi, że nikt nie skojarzy czemu ten ruch ma miejsce. O ile się wydarzy. Ale i on nie pomoże. Marvel jest już więc właściwie skończony i przez najbliższe lata będziemy oglądać ich stopniową agonię, tak tak oglądamy obecnie agonię DCEU. Na marginesie, jeśli w międzyczasie James Gunn nie zostanie zwolniony z DC, a jego całe uniwersum filmów superbohaterskich nie zostanie skasowane, to się mocno zdziwię. Era kina superbohaterskiego powoli mija. Oczywiście jeśli na horyzoncie pojawi się jakiś pojedynczy ciekawy i atrakcyjny dla masowego widza film o Batmanie czy Spider-Manie to zapewne stanie się on hitem, ale czasy gdy kino superbohaterskie jest dominującym motorem całego Hollywood dobiegają końca.

Przeczytaj także: Tani abonament na Netflixa gigantycznym hitem. 

Hollywood już zresztą szuka kolejnych trendów – po sukcesach filmu „Mario Bros.” oraz „ Pięć koszmarnych nocy”, które są oparte na grach wideo, to w adaptacjach gier studia powoli widzą nadzieję na nowe franczyzy. Warner zapewne rozwinie sukces filmu „Barbie” do całego uniwersum. Tyle, że to nic nie da. „Mario Bros” to była mocno przeciętna animacja, która stała się hitem nie tylko dlatego, że była adaptacją najpopularniejszej serii gier wideo wszech czasów, ale też, a wręcz głównie dlatego, że była animacją, więc sporo dzieciaków poszło to obejrzeć, z rodzicami, jako kolorową bajkę przygodową. Tym bardziej, że Disney zaczął w tym samym czasie wciskać swoim widzom nie zawsze mile widzianą propagandę LGBT, więc dla wielu „Mario Bros.”, było w tamtym czasie idealną alternatywą dla Disneya/Pixara. „Pięć koszmarnych nocy” to marne kino, a sukces kasowy wziął się ze znajomości marki pośród młodej widowni plus tego, że film ten miał premierę tuż przed Halloween. Logistyka w kontekście potencjału finansowego filmów ma ogromne znaczenie. Uniwersum „Barbie” to też niekoniecznie dobra opcja. Sequel „Barbie” pewnie będzie hitem, choć niekoniecznie tak dużym jak część pierwsza, ale nie bardzo widzę perspektywę dla całej serii sequeli i spin-offów. A co poza tym? „Diuna”? Przy całym szacunku dla tego dzieła, część pierwsza zarobiła w kinach globalnie trochę ponad 400 mln dol. Film ten ledwo co się zwrócił i jeśli na siebie coś zarobił to raczej skromnie. Część druga ma szansę zarobić więcej, ale wątpię, że będzie to ogromna kwota. No i nie da się z „Diuny” zrobić franczyzy na 10 filmów, które przez kolejną dekadę jakoś pociągną dalej Hollywood. „Avatar”? No miałby on szansę, gdyby nie to, że każda z części ma premierę co ponad 10 lat i co nowe pokolenie.

Sęk w tym, że na horyzoncie nie widać niczego ciekawego. Przypominam, że adaptacje gier wideo nadal w większości okazywały się dotąd fatalnymi produktami, które nie zarabiały za dużo pieniędzy, a wręcz przynosiły wielkie straty. Czy dwa sukcesy kasowe filmów oraz jeden sukces serialu („The Last of Us”) od razu zwiastuje franczyzę, na której będzie mogło się oprzeć całe Hollywood? Nie sądzę. Zresztą obecnie gry wideo są na tyle filmowe same w sobie, że ich adaptacje będą uboższymi wersjami oryginału, nie pokazując i nie dodając nic nowego. Wręcz ujmując. Anime? Na razie jedynie „One Piece” w serwisie Netflix okazał się sukcesem. Jest jeszcze jedna czy dwie adaptacje anime stworzone w Japonii, które okazały się zaskakująco dobre, ale mało kto poza Japonią je oglądał. Cała reszta prób adaptacji tego gatunku to ogromne i bolesne porażki na każdym polu. Poza tym adaptacje anime, jeśli już mają się udać, to tylko w formie serialowej. A w międzyczasie Disney wykupił i zniszczył nie tylko MCU, ale i Star Wars, Indianę Jonesa, Pixara, swoje własne animacje. Zostawił za to po sobie artystyczną pustynię nijakości, która mało kogo interesuje.

Koniec Marvel Studios = koniec Hollywood?

avengers endgame-steve rogers placze-marvel
Fot. Marvel

Zabrzmi to jak tani clickbait bądź nagłówek rodem z „Faktu”, ale naprawdę uważam, że klapa „Marvels” to początek końca Marvel Studios, a wraz z nim jest to też początek końca Hollywood w obecnej formie. Już ponad 10 lat temu, gdy gry wideo zaczęły przynosić więcej zysków niż branża filmowa, zaczęło się mówić, że nadchodzi era, kiedy to filmy nie będą główną rozrywką masową tylko zejdą na dalszy plan. I nie będą przynosić już takich dochodów jak kiedyś. Gdy pojawił się streaming, a konkretnie Netflix, stało się to niemal oczywiste. Pandemia tylko to wszystko przyspieszyła, ale to właśnie głównie filmy Marvela przyciągały do kin jeszcze całkiem spore ilości widzów. Od ponad dekady kina w USA i na całym świecie, może poza Azją, notują spore spadki w sprzedaży biletów względem tego, co było kiedyś. Tylko rosnące ceny biletów sprawiają, że można mieć wrażenie iż filmy hollywoodzkie zarabiają nadal dużo pieniędzy, a wręcz więcej niż kiedyś i notują kasowe rekordy. Prawda jednak jest inna. Poza filmami MCU i paroma pojedynczymi franczyzami, widownia kinowa malała i maleje nadal drastycznie. Marvel tylko przedłużył to, co czyhało na Hollywood ponad dekadę temu. Lada moment uwaga masowej widowni w pełni obróci się ku Netfliksowi i ogólnie rzec biorąc streamingowi, grom wideo, treściom tworzonym przez influencerów małych i dużych. Kino nadal będzie oczywiście ważną gałęzią popkultury, ale nie będzie w centrum. No i studia filmowe będą musiały spuścić z tonu, zejść z poziomu olbrzymich budżetów i wielkich, ale pustych widowisk, ku bardziej skromnym produkcjom, które będą przyciągać widza nie efektami specjalnymi, które obecnie nie robią już na nikim wrażenia, bo w tej dziedzinie kino nie ma już nic nowego do odkrycia przed widzem, ale ciekawymi pomysłami.

Przeczytaj także: 2. sezon Arcane od Netflix w końcu z datą premiery. Wielki hit powraca.

To właściwie ta sama sytuacja, która miała miejsce w latach 70., minionego wieku, kiedy to po bombastycznych latach 50. i 60. przynoszących ogromne straty produkując kostiumowe widowiska, którymi widownia zaczęła się nudzić, skierowało się ku autorskim, skromnym filmom. Błędem Hollywood wówczas było to, że kino lat 70., choć genialne, było dość jednorodne. Tzn. produkowało właściwie same dramaty, thrillery – dominował mrok, surowość formy i treści, brutalność. Ta dekada przyniosła najwięcej arcydzieł w dziejach Hollywood, ale też była za mało różnorodna i nie trafiała do masowej widowni, co też zaczęło przynosić kłopoty  finansowe. Tak więc obecne Hollywood musi wziąć lekcje z przeszłości i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. Skromniejsze i bardziej autorskie kino nie oznacza od razu, że wszystko musi być mroczne i szorstkie. Tegoroczny film „Twórca”, choć nie do końca mi się podobał, pokazuje drogę w jaką powinno iść Hollywood. Film ten kosztował 80 mln dol. a mimo tego był interesującym wizualnie widowiskiem science-fiction.

W scenariuszu widać sporo braków, ale chodzi mi o to, że da się stworzyć ambitne kino, które jednocześnie może mieć wymiar rozrywkowy i prezentować imponującą wizualnie formę bez pakowania w nie 200 mln dol. Obecnie mam wrażenie, że Hollywood żyje jakby w stanie dekadencji i wie, że koniec jest bliski, więc wyrzuca z siebie worki pieniędzy, które nie wiadomo do końca na co są wydawane. No bo jak inaczej wytłumaczyć budżet filmu „Czas krwawego księżyca” na aż 200 mln dol.? Na co poszły te pieniądze, skoro film ten wygląda na oko jakby kosztował maksymalnie 90 mln? Przed nami ciekawa era wielkich przemian w Hollywood. Zakończone niedawno strajki oraz powolna agonia nie tylko Marvela, ale i całego Disneya wyraźnie na to wskazują. Przed Fabryką Snów kluczowe lata, podczas których będzie musiała znaleźć dla siebie nowe miejsce na popkulturowym firmamencie, bo jeśli nie to kompletnie przegra z konkurencją.

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw