Bohaterki filmu Marvels na plakacie promującym film

Marvels – recenzja. Najgorsze, co spotkało MCU od lat

7 minut czytania
Komentarze

Oto jest, 33. film osadzony w Marvel Cinematic Universe. Brie Larson powraca w sequelu „Kapitan Marvel”, który nagle zmienił tytuł i stał się filmem drużynowym. Dziwny to ruch, ale może skuteczny? Czy „Marvels” uratuje Marvela?

Marvels – opis fabuły filmu

marvels kapitan marvel kot

Wyreżyserowany przez Nię DaCosta (mającą na koncie dotąd tylko dwa filmy, w tym kiepski reboot Candymana z 2021 roku) „Marvels” skupia się wokół Kapitan Marvel/Carol Danvers (Brie Larson), kapitan Moniki Rambeau (Teyonah Parris) i Ms. Marvel/Kamali Khan (Iman Vellani). Trzy kobiety z niewyjaśnionych przyczyn zaczynają się nagle zamieniać miejscami za każdym razem, gdy używają swoich mocy. W tej osobliwej sytuacji trójka superbohaterek, których moce bazują na świetle, będzie musiała połączyć siły przeciwko Dar-Benn (Zawe Ashton), przywódczyni Kree, która desperacko chce uratować swoją umierającą planetę, Halę.

Marvels – ciemność, widzę ciemność

marvels film recenzja brie larson

Nie będę owijał w bawełnę. Jest źle. „Marvels” to kolejny już nieudany film studia Marvel, aczkolwiek tym razem mówimy o jednym z najgorszych w dziejach MCU. O ile niczego nie pominąłem, to jedynie „Eternals” i w porywach może „Thor: Miłość i grom” były gorszymi produkcjami. Film właściwie nie ma scenariusza. Dostajemy oczywiście, luźno zarysowany punkt wyjścia, ale cała reszta wydaje się chaotycznym festiwalem scen i sekwencji, które prezentują się raz lepiej raz gorzej i mają za zadanie wywołać w widzu określone reakcje, ale donikąd nie prowadzą. „Marvels” wydaje się co najwyżej pełnometrażowym odcinkiem specjalnym serialu na Disney+, a nie pełnoprawnym kinowym widowiskiem z fabułą, która miałaby jakiś większy wpływ na ogólny rozwój uniwersum Marvela.

„Marvels” jest filmem szalenie chaotycznym. Pierwsze pół godziny to szaleńcza jazda bez trzymanki i w tym przypadku nie piszę tego, jako pochwały. Przez ponad jedną trzecią filmu właściwie nie wiemy, o co chodzi, zamienianie się miejscami bohaterek sprawia, że trudno z początku za tym wszystkim nadążać. Co chwila fruwamy między lokacjami, co pogrąża widza w niewygodnej konsternacji. Cała reszta to już klasyczna litania odwiecznych problemów filmów Marvela, czyli za dużo scen humorystycznych powplatanych tuż obok tych bardziej dramaturgicznych, co powoduje drażniący dysonans. Do tego spora część tych komediowych wstawek nie jest nawet dobra. Bohaterki walczą o losy wszechświata (znowu), ale po drodze muszą pojawić się jakieś zabawne momenty, bo inaczej się nie da, prawda?

Przeczytaj także: Gracze są wściekli na twórców Marvel’s Spider-Man 2. Powód? Bez niespodzianek, poszło o rasizm.

Po raz n-ty Marvel cierpi na problem nijakiego czarnego charakteru. Dar-Benn nie budzi żadnej grozy, aktorka wcielająca się w nią jest co najwyżej przeciętna, a całościowo postać tę zapomnicie już po tygodniu od seansu. W najlepszym przypadku może się wam ona skojarzyć z gorszą i nudniejszą wersją Heli z „Thor: Ragnarok”. Marvelowska klasyka chciałoby się rzec.

Z jednej strony Marvel podkreśla, jak ważna jest dla studia reprezentacja kobiet, a z drugiej „Marvels” jest filmem, w którym na dobrą sprawę łącznie aż cztery panie wojują ze sobą o… bransoletkę. Po raz kolejny więc widać, że hollywoodzkie studia w teorii chcą wyglądać na postępowe, a w praktyce nadal nie wiedzą, jak do tego podejść. A, czy wspominałem już, że film ten ma również absurdalną wstawkę musicalowo-bollywoodzką? I równie żenującą scenę z kotami?

Przede wszystkim kino superbohaterskie nie jest kinem kobiecym. Tak samo jak romanse i komedie romantyczne nie są kinem męskim. Usilne próbowanie wrzucenia do adaptacji komiksów dla nastoletnich chłopców kobiecych bohaterek z ichniejszymi problemami i symboliką kończy się właśnie w taki sposób. „Marvels” być może zadziała jako dziewczyński film dla 14-letnich fanek komiksów i filmów science-fiction, ale jak dużo ich jest? Tyle samo, albo więcej niż chłopców zainteresowanych tymi tematami? Wątpię. Także już na tym poziomie „Marvels” osiągają spory „dysonans poznawczy”. Jasne, pierwsza część „Kapitan Marvel” była hitem, zarabiając ponad miliard dolarów, ale głównie dlatego, że Disney i Marvel oszukali fanów w żywe oczy, twierdząc, że w tym filmie wydarzy się kluczowa rzecz dla przyszłości MCU. Plus był to film-pomost pomiędzy rekordowymi „Avengers: Wojna bez granic” i „Endgame” kiedy to zainteresowanie MCU sięgnęło zenitu. Teraz, kiedy te emocje opadły i pamiętając, że ostatecznie „Kapitan Marvel” nie był ważnym filmem, a postać ta nie okazała się istotna w walce z Thanosem, sytuacja wygląda inaczej.

Przeczytaj także: Absolutny hit Disney+ doczeka się trzeciego sezonu.

Fakt, że „Marvels” trwa raptem 105 minut, wcale tu nie pomaga. Tym bardziej, że próg wejścia jest spory nie tylko dla zwykłego widza, ale też nawet umiarkowanego fana MCU. By w pełni rozeznać się w sytuacji i tym, kim są bohaterki i ich historie trzeba obejrzeć nie tylko „Kapitan Marvel”, ale wypadałoby znać „Strażników Galaktyki” no i koniecznie seriale Disney+ „Ms. Marvel” i „WandaVision”.

Marvels – ocena filmu

marvels recenzja filmu mcu 2023

Oglądając „Marvels” trudno nie dojść do wniosku, że mamy do czynienia z klasycznym zmęczeniem materiału. Widownia jest już znużona filmami o superbohaterach, bo ile można oglądać te same historie? 15 lat wielkiego pochodu MCU przez kina i ponad 20 lat od kiedy kino superbohaterskie stało się jedną z głównych sił w Hollywood to długo. Za długo. Może jeszcze gdyby studia skupiały się bardziej na ciekawych historiach, a nie na tym, by odhaczać kolejne boksy poprawności politycznej i reprezentacji, widownia nadal byłaby równie mocno zaangażowana w to wszystko. Obecnie te filmy powstają metodą kopiuj-wklej, nie czuć w nich żadnej realnej kreatywności, chęci opowiedzenia czy pokazania czegoś ciekawego. I nie tylko w obrębie Marvela, ale też i konkurencyjnych studiów. Naprawdę, zwykły widz, albo taki który niezbyt zwraca uwagę na studio, które produkuje te filmy, mógłby stwierdzić, że produkcje Marvela i DC to część tego samego uniwersum i studia, bo wszystkie są o tym samym i powielają te same schematy, nie wspominając o tym, że im dalej w las, tym bardziej bohaterowie i przeciwnicy obu producentów też nie różnią się między sobą za bardzo. „Marvels” niestety nie naprawia tego błędu, a powinien, bo Disney i Marvel są obecnie w poważnym kryzysie kreatywno-wizerunkowym i finansowym. To po prostu kolejny film superbohaterski, z masą wybuchów, fruwania, nijakim czarnym charakterem, niepotrzebnymi wstawkami komediowymi, nieciekawymi sekwencjami akcji kręconymi ciągle na tej samej nucie, nudną scenografią i kostiumami na poziomie cosplayu.

Pomimo paru momentów, w których twórcy próbowali trochę „zaszaleć” (choć ich artystyczne wybory okazały się fatalne) całość jest po prostu wtórnym produktem made by Disney, który mało wymagającemu widzowi zapewni kolorową niezobowiązującą rozrywkę na moment, o której szybko zapomni. Ten bardziej wymagający widz z kolei dostanie chaotyczną, rozedrganą i bezsensowną historyjkę nieskładnie zlepioną w dość dziwną całość, która nie bardzo uzasadnia swoje istnienie, poza tym, że to mini-wersja kobiecych Avengers, tylko co z tego? Nie pomaga też fakt, że trzy główne bohaterki nie są w stanie unieść tego filmu. Carol Danvers to cały czas kobieta-enigma. Osoba bez osobowości, a drewniana gra Brie Larson tylko jej szkodzi. Do tego posiada ona „syndrom Supermana”, czyli jest za silna, przez co nie czujemy za bardzo żadnego napięcia, oglądając jej poczynania. Kamala Khan jest z początku urocza i emanuje młodzieńczą energią, ale szybko staje się irytująca. A Monica Rambeau jest osobowościowo przezroczysta. Żadna z nich nie daje rady wynieść tego filmu swoją charyzmą na wyższy poziom. I naprawdę z chęcią przeczytam jakieś solidne argumenty, które będą stwierdzały, że „Marvels” to ten sam poziom co pierwszy „Iron Man” czy nawet pierwszy „Thor”. Temat ciężki do wybronienia.

Ogólna ocena

3/10

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw