szybcy i wściekli 10

Dom Toretto i jego święta rodzina, czyli Bzdura na resorach 10… to znaczy Szybcy i wściekli 10 – recenzja

7 minut czytania
Komentarze

To wielki finał! No może nie do końca… Ostatni pojedynek! Też w sumie nie… Czy to ważne? Wszyscy fani wyścigów tuningowanych aut oraz zaprzeczania prawom fizyki i tak czekali na powrót Doma i jego familii. A tasiemce w końcu mają to do siebie, że nie potrafią się skończyć. A może nie powinny? Przed wami „Szybcy i wściekli 10”.

Szybcy i wściekli 10 – opis fabuły filmu

szybcy i wściekli 10 recenzja 2023

Seria „Szybcy i wściekli” oraz fabuła to często tak odległe rejony szeroko pojętej sztuki rozrywkowej, że zastanawiam się czy w ogóle jest sens i potrzeba o tym pisać. To trochę tak, jakby opisywać fabułę filmów pornograficznych. Zresztą, dla fanów trochę wypaczonej wersji motoryzacji wymieszanej z fantasy, „Szybcy i wściekli” są zapewne odpowiednikiem filmów dla dorosłych i to takich z bawarskim rodowodem, ale do rzeczy. „Szybcy i wściekli 10” zaczynają się od przypomnienia nam wydarzeń sprzed 10 lat, pokazując fragment finałowej sekwencji z „Szybkich i wściekłych 5” (do dziś robi ona wrażenie, tak na marginesie i prezentuje się lepiej niż niejedna scena akcji z jego następców). Okazuje się bowiem, że główny złoczyńca z piątki, Hernan Reyes, miał syna o imieniu Dante (Jason Momoa), który był obecny podczas widowiskowego napadu i ostatecznej bitwy na moście. Ledwo uszedł z życiem podczas samochodowej potyczki z Domem. Teraz Dante powrócił z misternym planem i poprzysiągł zemstę na Torreto i jego całej rodzinie.

Szybcy i wściekli 10 – zbuntowany anioł prędkości

szybcy i wściekli 10 recenzja poscigi

Choć nie jestem fanem motoryzacji, a samochodów wręcz nie lubię, to jakimś dziwnym trafem lubię serię „Szybcy i wściekli”. Jest w niej coś na tyle frywolnego, lekkiego i przy tym wszystkim ulotnego, że stanowi dla mnie kwintesencję niezobowiązującej popcornowej rozrywki XXI wieku. Jasne, są lepsze, fajniejsze, ciekawsze, ambitniejsze blockbustery, ale „Szybcy i wściekli” są dla mnie odpowiednikiem pamiętanych z dzieciństwa kreskówek z serii Looney Tunes. Od piątej części w górę twórcy w ogóle nie patrzą na to, co wypada, co ma sens, co jest mądre, a co głupie, tylko po prostu puszczają wodze fantazji. Jest w takim podejściu coś wyzwalającego. Większość innych blockbusterów zawsze stara się trzymać jakichś ram przyzwoitości. „Szybcy i wściekli”, trochę tak jak seria o Bondzie do czasów Daniela Craiga, nie uznaje żadnych granic i wykorzystuje fakt bycia widowiskiem, na które dane studio chce wyłożyć setki milionów dolarów. Oczywiście w tym przekraczaniu granic absurdów seria ta raz wypada lepiej, a raz gorzej. Nadal najlepsza jest część piąta, ósma też mi się o dziwo podobała, ale już poprzednia, dziewiąta nawet moją tolerancję wystawiła na zbyt ciężką próbę. A jak wypadają „Szybcy i wściekli 10”? Nawet nieźle.

Szału wprawdzie nie ma, ale jest progres względem dziewiątki, a i porównanie z szóstką i siódemką wytrzymuje. Głównie dzięki temu, że twórcy do niezbędnego minimum ograniczyli sceny dialogowe. Te nadal są potwornie złe, krindżowe, i wyjęte rodem z najsłabszych telenowel dla starszych pań. W swych najwyższych porywach intelektualnych dialogi w „Szybkich i wściekłych 10” brzmią tak, jakby były pisane pod zwiastuny i materiały promocyjne, a nie po to, by opowiedzieć historię. No, ale jak pisałem wyżej, tym razem jest tego bardzo mało, bo też twórcy dobrze wiedzą, że nie da się cały czas pędzić 200 km/h, czasem trzeba zwolnić, szczególnie na terenie zabudowanym. Natomiast kiedy już „Szybcy i wściekli 10” przyspieszają, to naprawdę jest na co popatrzeć. Sekwencje akcji są długie i rozbudowane, także każdy widz, który oczekuje wielkiego widowiska (a są w sumie tacy, którzy idą na ten film po coś innego?) naprawdę będą usatysfakcjonowani.

Przeczytaj także: Polski Indiana Jones od Netflix – Pan Samochodzik na kolejnych materiałach.

I jeszcze raz, nie jest to poziom blockbusterów, jakie robi Christopher Nolan, ale nie każde widowisko musi takie być. W kategorii „superprodukcji wymagających wyłączenia myślenia i przyjemnego spędzenia 2 godzin na podziwianiu samochodowych piruetów”, „Szybcy i wściekli 10” są na prowadzeniu. Jest wielce prawdopodobnym, że film ten okaże się najbardziej widowiskowym (oraz najgłupszym) filmem 2023 roku. I odbieram to jako zaletę. Na plus zaliczam także to, że tym razem autorzy trochę pohamowali swoją wyobraźnię. Samochodowa „wyprawa” w kosmos z poprzedniej części była już lekkim przegięciem, ale na szczęście „Szybcy i wściekli 10” nie próbują tego w żaden sposób przebić. Tym razem postawiono na sprawdzone chwyty oraz większą kondensację akcji, co jest absolutnie pozytywną zmianą. Choć film ten nie musiał być tak długi, to ogląda się go świetnie (oczywiście jeśli lubujecie się w tego typu „cyrkowych” popisach), praktycznie cały czas coś się dzieje, a akcja niemal nie zwalnia tempa, które rzeczywiście jest szybkie i wściekłe.

Szybcy i wściekli 10 – ocena filmu.

szybcy i wściekli 10 jason momoa

„Szybcy i wściekli 10” to ten rodzaj filmu, który trudno się ocenia. Nagromadzenie głupot w nim sprawia, że ciężko przyznać mu wysokie noty. Szczególnie, że kreacje aktorskie są żadne: Vin Diesel cały czas drewniany jak postać, której podkłada głos w uniwersum Marvela; Charlize Theron nie ma nic do grania; John Cena serwuje nam oklepany już zestaw swoich min, a nowy nabytek serii, czyli Brie Larson, jest potwornie irytująca jeszcze bardziej drewniana od Diesela. Jason Momoa wyraźnie dobrze się bawił kreując swoją postać przeciwnika Toretto w tej części, ale chwilami mam wrażenie, że bawił się aż za dobrze, bo postać Dante Reyesa jest bardziej przerysowana, niż najgorsze tego typu przypadki czarnych charakterów z filmów o Bondzie. Sprawia on wrażenie mikstury Jokera w kreacji Heatha Ledgera, Jacka Sparrowa oraz kojota Williego z kreskówek Warnera. Niby barwna kreacja, ale trochę wtórna i odklejona od całości. O wątkach pobocznych postaci Romana, Teja i Ramsey nawet nie wspomnę, bo wątpię czy jakiegokolwiek fana serii te postaci realnie interesują.

Przeczytaj także: Szybcy i wściekli – najlepsze filmy z serii.

Dla mnie idealnie by było, gdyby seria zatrzymała się na poziomie „Szybkich i wściekłych 5”. To był niemal perfekcyjny blockbuster. Dziesiątka i jej poprzednicy za bardzo odjechali w rejony kreskówkowe, które są fajne i bardziej efekciarskie niż efektowne, przez co szybko się z nich wyrasta. Do tego sporym minusem filmu „Szybcy i wściekli 10” jest to, że ma zakończenie z cliffhangerem rodem z seriali telewizyjnych. Obecnie wiemy już, że fabuła dziesiątki jest jedną z aż trzech (!) części finału sagi Toretto, co niekoniecznie działa na korzyść. Wszyscy wiemy jak to bywa z ostatnimi częściami, które są podzielone na epizody… Niby wiadomo mniej więcej jak to wszystko się skończy, tym niemniej zamykanie części dziesiątej w takim nagłym urwaniu akcji pasowałoby bardziej do odcinka serialu, którego ciąg dalszy zobaczymy za tydzień, a nie filmu, którego kontynuację obejrzymy w 2025 roku. Dla niektórych minusem może być też to, że „Szybcy i wściekli 10” wydają się być taką swoistą sklejką wątków i scen z wszystkich poprzednich części. Takie trochę the best of… wrzucone w jeden film. Ujrzymy tu prawie wszystkie postaci, jakie dotąd pojawiły się w serii (w tym także Paula Walkera we fragmentach z części piątej), czy tego chcemy, czy nie. Motywy fabularne to tak samo recykling tego, co było. Jest w tym jakiś urok podsumowań, które zapowiadają pożegnanie z serią, ale jest też ewidentny brak pomysłów na coś świeżego. Z drugiej strony, co więcej można pokazać w serii, w której Dom huśtał się na linie swoim samochodem, a jego koledzy zwiedzali w aucie przestrzeń kosmiczną? W każdym razie, mimo wszystko, głodnym kakofonicznych widowisk z czystym sercem polecam „Szybkich i wściekłych 10”. To jeden z nielicznych obecnie blockbusterów, który dostarcza widzom dokładnie to, co obiecuje, a nawet momentami przegania te oczekiwania.

Ogólna ocena

5/10

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw