Baldur's Gate 3

Baldur’s Gate 3 przytłoczyło mnie swoim rozmachem. I bardzo dobrze [OPINIA]

6 minut czytania
Komentarze

Baldur’s Gate 3 to gra, która dobitnie uwypukliła moje niedoskonałości, jako recenzenta. Do tego stopnia, że niecały miesiąc po premierze gry na komputerach PC i posiadaniu do niej stałego dostępu, nadal nie jestem gotów do sformułowania pełnej recenzji. Tym razem przegrałem w grę — i z rozmachem dzieła Larian Studios. Nie wyobrażam sobie napisania recenzji bez dogłębnego skończenia i przebadania tytułu, dlatego tym razem, z uwagi na skalę gry, – mimo usilnych chęci — tradycyjnie rozumianej recenzji u nas nie będzie. Ale to jedynie świadczy o tym, jak wyjątkową (i przez to godną uwagi) produkcją jest Baldur’s Gate 3.

Baldur’s Gate 3 jako prawdziwa „anomalia” w branży gier

Dzisiaj już tylko przez mgłę wspominam lata, w których życie po szkole ograniczało się do zjedzenia obiadu, włączenia komputera i uruchomienia ogromnego Neverwinter Nights (2002), jednego z kultowych cRPG studia BioWare. Jest to też dobre porównanie do Baldur’s Gate 3, gdyż pomimo dzielących te gry 20 lat, są one bardzo podobne w rozmachu. Podczas gdy spokojne ukończenie Neverwinter Nights zajmuje ok. 62 godziny, przy Baldur’s Gate 3 mowa już o ok. 90 godzinach. Niewielka różnica, gdy mówimy o tak sporej inwestycji czasowej. Dlatego też zawsze podziwiam dorosłych graczy potrafiących planować swoje aktywności tak, by spokojnie cieszyć się największymi tytułami na 50 i więcej godzin rozgrywki.

O anomalii piszę jednak nie tylko przez wzgląd na nietypowy cykl powstawania Baldur’s Gate 3. 7 lat pracy nad grą, 3 lata we wczesnym dostępie, ogromne zaangażowanie społeczności w łataniu błędów oraz spore zaufanie graczy do Larian Studios, dzięki któremu tytuł mógł w ogóle tak długo powstawać (nieustanny wpływ pieniędzy do firmy przez zakupy wczesnego dostępu do gry). Chociaż ten proces powstawania miał wpływ na to, jak w ogóle mogłem sam rozpocząć „pracę” z Baldur’s Gate 3.

Tutaj objawia się magiczne słowo, czyli embargo. Zwykle jest tak, że recenzenci dostają grę dwa tygodnie lub tydzień przed premierą, co daje czas na w miarę szybkie i sensowne zapoznanie się z tytułem. Przy Baldur’s Gate 3 jednak, twórcy ciągle pracowali nad dopieszczeniem gry (chwała im za to), przez co kody nie mogły pojawić się wcześniej, niż dzień przed oficjalną premierą dzieła. Presja w postaci sztywnej daty publikacji zawsze i mi też pomaga skupić się na ogrywanym tytule, lecz tutaj już od początku byłem rozregulowany. Wpadłem więc w pułapkę, którą sam sobie zgotowałem przez nadmierną pewność siebie.

Baldur’s Gate 3 to zbyt wielki tytuł na początki w turowych RPG

Baldur's Gate 3
fot. Larian Studios

Powiedzmy to sobie wprost, ostatnimi czasy zdarzyło mi się „pluć jadem” na to, co działo się w branży gier. Zbyt łatwo denerwują mnie wiadomości o kolejnych grach bez wsparcia 60 FPS na konsolach, techniczne niedoróbki w dziełach za ponad 300 złotych czy też niewykorzystany potencjał takich urządzeń jak PlayStation VR2 lub PlayStation Portal. Redaktorzy z całego świata pompują między sobą i graczami tę negatywną energię (zarząd Streamberry już dawno odkrył większe zaangażowanie w kontencie wywołującym złość), zapominając o najważniejszym — grach oraz frajdzie, którą one przynoszą.

Wspominam o tym, gdyż przez te negatywne emocje wpędziłem się w kolejną pułapkę. Dążenie do perfekcjonizmu, które nie miało sensu przy podejściu do recenzji tak wielkiego tytułu jak Baldur’s Gate 3. Co z tego, że niesamowicie spodobał mi się system wyborów w grze oraz narkotyczne rzucanie decyzyjnymi kośćmi, skoro wizja ukończenia tytułu na 100+ godzin ASAP i opowiedzenia o nim jak najlepiej potrafię, najzwyczajniej mnie przytłoczyła. Szczególnie że turowe gry RPG to nie jest mój pierwszy garnitur gier (wyścigi, gry akcji, platformery). Szukałem nowego wyzwania, ale zamiast odkrywać gatunek krok po kroku, chciałem od razu zawalczyć z mistrzem o pas wagi ciężkiej.

No i padłem na deskę, po pierwszej rundzie. Wyłożyłem się na (nie zgadniecie) bardzo długich walkach turowych. Czułem się wręcz ukarany za kolejne osoby, które przyjmowałem do drużyny. Trudniej było mi zarządzać trzyosobową ekipą niż jedną postacią w grze, której tak naprawdę dopiero się uczyłem. A że w ostatnich latach nauczyłem się grać w krótsze, zamknięte doświadczenia (Marvel SNAP, Fortnite), nieskrępowany sztywną datą embargo umysł dał się przytłoczyć, zamiast powalczyć o dobry tekst, niezależnie od tego, czy spędziłbym w grze 50, 60 czy 100 godzin. Gdzieś i tak musiałbym powiedzieć „STOP”. A moja opinia nie zmieniłaby tu i tak wiele. Nawet z chwilą, w której to piszę, prawie 400 tys. osób zagrywa się w Baldur’s Gate 3, i to tylko na Steam.

Największy żart polega na tym, że czas gra na moją korzyść

Każdy dzień, w którym mój strach przesuwał pojedynek z Baldur’s Gate 3, grał paradoksalnie na moją korzyść. Wszystko przez nowoczesną naturę gier oraz ich wiecznie nieukończony stan. Dzieło Larian Studios i tak miało o wiele lepszą prasę w kontekście optymalizacji od Star Wars Jedi: Survivor czy Forspoken, ale też dosięgły mnie wieści o problemach w dalszych segmentach gry, w szczególności gdy mowa o trzecim akcie przygody.

Niemniej jednak, w zaledwie miesiąc od premiery, gra zdążyła już otrzymać dwie duże aktualizacje oraz kilka mniejszych, które usprawniają wydajność na komputerach PC. A z tą i w dniu premiery nie było najgorzej. Kiedy mój 5-letni laptop gamingowy wczytał plażę bez większych problemów, uśmiech podziwu zagościł na mojej twarzy. To dalej jednak godna przypomnienia lekcja, że nie warto spieszyć się z graniem na premierę i poczekać, aż tytuł będzie załatany do końca. Swoje trzy grosze dorzucają też sami fani tworząc np. polski dubbing do Baldurs’s Gate 3.

A warto też nadmienić, że Baldur’s Gate 3 już 6 września ukaże się także na konsolach PlayStation 5. Małe pocieszenie dla osób, które nie mają Xbox Series X|S i marzą o Starfield. Jak to często powtarzam w luźnych rozmowach, nie można mieć wszystkiego. Tak, to również tekst o tym, że czasami nie wszystko wychodzi tak, jak chcemy. Ale małe i większe porażki trzeba przyjąć na klatę i iść dalej.

Niewiele jest tytułów, przy których można powiedzieć, że premierowa cena wygląda jak promocja. Wyłącznie pod kątem oferowanej zawartości, Baldur’s Gate 3 nie ma sobie równych. Tylko musicie też zadać sobie bardzo proste pytanie: Czy macie czas na tak wielką grę? Plus oczekiwania w pełni wypolerowany stan pozycji sprawia, działa tylko na moją i Waszą korzyść (a jak poczekacie na pierwsze promocje, to już w ogóle będzie bajka), więc bez zbędnej napinki chciałbym do niej kiedyś wrócić. I przy okazji przypomnieć sobie, że gry to przede wszystkim radosne hobby, a nie wyścig po uznanie ludzi z internetu.

zdjęcie główne: Larian Studios

Motyw