Xiaomi nauczyło mnie, że specyfikacja to nie wszystko. To była bolesna lekcja [OPINIA]

9 minut czytania
Komentarze

O tym, dlaczego uważam, że Huawei i jego ekosystem, nie są optymalnym rozwiązaniem dla mnie, pisałem już jakiś czas temu. Teraz jednak nadszedł czas na to, żebym napisał, dlaczego w ogóle przesiadłem się na Huaweia. Otóż moim poprzednim smartfonem był Redmi Note 7, czyli ten pierwszy smartfon od Xiaomi bez logo Xiaomi. I zmiana nie odbyła się bez powodu.

Xiaomi dało mi lekcję, że specyfikacja to nie wszystko

xiaomi

Zacznijmy od najważniejszego: ten tekst jest subiektywny. Opisuję tutaj swoje przemyślenia i swoje doświadczenia. Jeśli się z nimi nie zgadzasz, albo masz inne, to jak najbardziej masz prawo to wyrazić w komentarzu – od tego przecież one są – ale pamiętaj, że pisze o sobie, a nie o Tobie. Ty masz prawo się nie zgadzać, a ja mam prawo mieć swoje zdanie. Tak działa ten świat i działać pewnie nadal będzie.

Skoro to mamy już za sobą, to przejdźmy do sedna. Otóż jak na autora wpisów na portalu technologicznym zabrzmię dość dziwnie, ale… nie czuję potrzeby posiadania najnowszego, ani najlepszego smartfona. Więcej czasu spędzam z tabletem – dość leciwym tabletem – niż ze smartfonem. Tak naprawdę ten służy mi tylko jako nawigacja, odtwarzacz muzyki, sporadycznie do robienia zdjęć, bankowości internetowej, cyfrowych dokumentów, czy przejrzenia czegoś w sieci i… oczywiście jako telefon. Jego dość istotną rolą jest też funkcja hot-spotu na potrzeby tabletu i Switcha Lite, oraz tej jednej, świetnej aplikacji do rozpoznawania głosów ptaków, ale to… tyle. 

Dlaczego więc przy tak skromnych wymaganiach zrezygnowałem z Redmi Note 7, który czysto teoretycznie wciąż idealnie sprawdzał się w tego typu zadaniach? Otóż ten smartfon, po którym oczekiwałem naprawdę wiele i początkowo byłem z niego naprawdę zadowolony – w końcu to pierwszy Redmi bez Xiaomi w nazwie – z biegiem czasu okazał się wielką porażką. Chociaż to chyba także kwestia tego, że moje wymagania co do smartfona z czasem wzrosły.

Przez lata byłem wielkim fanem Xiaomi

Xiaomi

I to nie bez przyczyny. To nie tak, że przez moje ręce przewinęły się dziesiątki modeli tego producenta: wręcz przeciwnie. Poza Redmi Note 7 miałem tylko Xiaomi Redmi 3S. Czyli budżetowy smartfon z nieco niższej półki, niż seria Note. I byłem z niego naprawdę zadowolony. Z czasem jednak dość mały ekran, bardzo słaby aparat i brak USB-C zaczęły mi przeszkadzać. 

Wiedziałem więc, że tym, na co chcę wymienić ten smartfon, musi być kolejny Xiaomi. I wtedy właśnie padła informacja o tym, że Xiaomi zamierza wydzielić z siebie markę Redmi i traktować ją jako bardziej niezależny byt, niż do tej pory, co jeszcze bardziej nakłoniło mnie do tej wymiany. 

Uznałem, że to jasny znak, iż Xiaomi zacznie przykładać większą wagę do smartfonów Redmi, jako osobnej marki pracującej na swoją opinię. Byłem wręcz pewny, że aktualizacje systemu, oraz MIUI będą udostępniane znacznie dłużej, niż do tej pory. Niestety, rzeczywistość to zweryfikowała.

Redmi Note 7 i krótkie wsparcie od Xiaomi

Teoretycznie ze wsparciem Redmi Note 7 nie było wcale aż tak źle: smartfon miał premierę w styczniu 2019 roku, a jego wsparcie zakończyło się w maju 2022 roku. Mamy więc dwa lata i cztery miesiące, co może nie jest wynikiem wybitnym, ale biorąc pod uwagę czasy, w jakich powstał, oraz jego półkę cenową, to wynik ten można nazwać w najgorszym razie mocno przeciętnym.

Problem zaczyna się kiedy przyjrzymy się kwestii wsparcia nieco bliżej. Na tę bowiem przekładają się w przypadku smartfonów Xiaomi aż trzy elementy:

  1. Wersja Androida
  2. Aktualizacje bezpieczeństwa
  3. Wersja MIUI

W przypadku Redmi Note 7 ostatnią dostępną wersją systemu Android jest ta oznaczona numerem 10, czyli ta z września 2019 roku. Tym samym smartfon ten dostał tylko jedną dużą aktualizację systemu. Mamy więc około 9 miesięcy wsparcia w tej kwestii. Dla porównania teoretycznie słabszy Samsung Galaxy A20e, który specyfikacją odstaje pod niemal każdym względem doczekał się Androida 11. Co więcej, wciąż nie został pozbawiony wsparcia producenta, chociaż jest obecnie ono na bardzo niskim priorytecie.

A jak wygląda to w przypadku Redmi Note 7? Otóż dla niego ostatnią łatką bezpieczeństwa jest ta z sierpnia 2021 roku, więc dostał nieco ponad 1,5 roku aktualizacji. 

Jeśli zaś chodzi o MIUI, to ostatnią wersją, jaką dostał Redmi Note 7 było MIUI 12.5, które trafiło na ten model w lipcu 2021 roku – czyli znowu zaledwie 1,5 roku aktualizacji. Warto także dodać, że następca tego smartfona, czyli Redmi Note 8 miał swoją premierę również w 2019 roku, a dokładniej w sierpniu, więc zaledwie pół roku później. I chociaż producent nie popełnił już tego błędu i nie wypuszczał kolejnych smartfonów z serii w tym samym roku kalendarzowym, to tym razem zwyczajnie olał swój – jakby się zdawało – kluczowy model. 

MIUI ważniejsze, niż Android – każdy fan Xiaomi to wie!

MIUI
fot. Depositphotos/ChinaImages

Wśród fanów Xiaomi przez długi czas panował pewien mit, mówiący o tym, że nie ważne, jaką mamy wersję Androida – ważne, jaką mamy wersję MIUI. I owszem, ma to pewne podstawy z punktu widzenia funkcji systemu – a przynajmniej pozornie. W końcu smartfony Xiaomi kładą nacisk na autorskie rozwiązania producenta, a nie na aplikacje i funkcje od Google. 

Problem pojawia się jednak w przypadku aplikacji, które wymagają konkretnej wersji systemu. Weźmy taką Lumafusion: program ten wymaga do działania Androida przynajmniej w wersji 11. Xiaomi w swoim smartfonie z 2019 roku oferuje jedynie Androida 10, chociaż Android 11 miał premierę zaledwie rok później. Co więcej, na rynku będzie coraz więcej aplikacji, które nie wspierają starszych wersji systemu. 

Kolejną kwestią jest to, że MIUI zrobiło się dość… ociężałe. Oczywiście, w najnowszych średniopółkowcach, czy flagowcach tego nie czuć. Zwłaszcza że moje doświadczenie właśnie na 12.5 się skończyło. Możliwe więc, że producent odchudził i usprawnił swoją nakładkę, czego jednak nie mogę sprawdzić ani na Redmi Note 7 leżącym na dnie mojej szuflady, ani na Redmi Note 8 mojej żony. A nawet, jakbym miał Redmi Note 9, to niewiele by to zmieniło – MIUI 12.5 to granica dla wielu urządzeń z serii, niezależnie od ich wieku.

Nie można zapomnieć także o reklamach. Zwłaszcza że to nie są reklamy, które gdzieś tam w tle się wyświetlają, a często trzeba chwilę poczekać, aż przestaną się wyświetlać – jak przy instalowaniu aplikacji. Odtwarzacz muzyki również bardziej przypomina darmową apkę z Google Play monetyzującą się na reklamach, niż program dodany tam przez producenta

Mój osobisty problem z MIUI 12.5

Xiaomi MIUI 12.5 data premiery

Znacie to powiedzenie, że ludzie dzielą się na tych, którzy robią kopie zapasowe i tych, którzy zaczną je robić? No cóż, są też ludzie, którzy nie uczą się na błędach, lub chcą zrobić kopię zapasową, ale przecież mają jeszcze na to czas, więc w wolnej chwili się tym zajmą. Ja należałem do tej ostatniej grupy i tym samym straciłem wszystkie zdjęcia ze swojego Redmi Note 7 po aktualizacji do MIUI 12.5

Po zainstalowaniu tej wersji systemu smartfon zaczął działać tragicznie: nie widział połowy plików, a połowy z widocznych nie potrafił obsłużyć. Natomiast jego działanie było tak złe, że wykonanie zwykłego połączenia było niemal niemożliwe. Dopiero przywrócenie go do ustawień fabrycznych – a dojście do tego przycisku to była istna droga przez mękę – sprawiło, że zaczął działać akceptowalnie, chociaż wciąż zauważalnie gorzej, niż przed aktualizacją. 

Zrezygnowałem z Xiaomi z własnej głupoty, ale nie chcę już wracać

Czy to wszystko, o czym wyżej wspomniałem, sprawiło, że przesiadłem się na Huaweia? Otóż… nie. Wynikło to wyłącznie z mojej głupoty. A dokładniej z kilkugodzinnej  jazdy pod słońce samochodem bez klimatyzacji w bardzo upalny dzień z włączonym GPS i smartfonem umieszczonym w uchwycie na szybie, podczas której smartfon się po prostu wyłączył i… no cóż, normalnie wstał, kiedy się ochłodził, ale w ciągu kilku tygodni od tego wydarzenia GPS praktycznie przestał łapać fixa, a jak już go złapał, często go gubił. To samo się działo z zasięgiem komórkowym.

Oczywiście nie mogę mieć pretensji do nikogo innego, poza sobą o to, że przegrzałem swojego smartfona. Jednak to ten incydent sprawił, że zrezygnowałem z Redmi i… odczułem pewną ulgę, kiedy mój kolejny smartfon dostawał regularne aktualizacje (chociaż nie samego Androida, ale nie z winy producenta, tylko prezydenta USA), oraz nie straszył mnie aż tak nachalnymi reklamami. 

Dla mnie Xiaomi, a raczej Redmi jest już skończone. Zrozumiałem, że długie wsparcie producenta, oraz dopracowany, niezawodny system jest dla mnie o wiele ważniejszy, niż cyferki w specyfikacji. Nawet lepszy aparat, czy ekran OLED nie są dla mnie wystarczająco mocnym argumentem, żeby wybrać smartfona od tego producenta, zamiast czegoś, co mimo słabszych parametrów posłuży mi zdecydowanie dłużej i z dużą dozą prawdopodobieństwa pod koniec swojego życia będzie działało lepiej, niż ten lepiej wyposażony Redmi, o czym przekonuję się, zestawiając ze sobą Redmi Note 7 i Huawei Matepad M3 Lite, którego specyfikacja zdaje się gorsza o kilka klas wydajności. 

Źródło: YouTube(1), YouTube(2)

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw