Ant-Man and the Wasp Quantumania recenzja

Marvel wstaje z kolan. Ant-Man i Osa: Kwantomania zapowiada ciekawą przyszłość MCU

5 minut czytania
Komentarze

Trzecia część serii „Ant-Man” oraz 31. film (!) Marvel Studios przed nami. „Ant-Man i Osa: Kwantomania” rozpoczyna tym samym 5. fazę Marvel Cinematic Universe. I robi to całkiem nieźle.

Ant-Man i Osa: Kwantomania – opis fabuły 31. filmu MCU

„Ant-Man i Osa: Kwantomania” rozgrywa się jakiś czas po wydarzeniach z filmu „Avengers: Koniec gry”. Scott Lang (Paul Rudd) stał się kimś na kształt znanego na całym świecie celebryty. Został także autorem autobiograficznej książki, w której opisuje swoje przygody z Avengersami oraz pokonanie Thanosa. Jego córka, Cassie (Kathryn Newton) tymczasem skonstruowała urządzenie, które jest w stanie badać Wymiar Kwantowy. Urządzenie to wysyła sygnał, który niespodziewanie spowodował wchłonięcie Scotta, Cassie oraz Hanka, Janet i Hope do Wymiaru Kwantowego. Okazuje się, że tam wyczekiwał na nich tajemniczy i potężny Kang (Jonathan Majors).

Ant-Man i Osa: Kwantomania – czy to jeszcze Ant-Man czy już Star Wars?

Ant-Man i Osa Kwantomania recenzja 2023

Zapewne pierwsze co rzuci się wam w oczy, to fakt, że „Ant-Man i Osa: Kwantomania” jest pełne o wiele większego rozmachu niż poprzednie części obecnie już trylogii „Ant-Mana”. Wcześniejsze dwie odsłony, choć oczywiście pełne akcji, przy trójce wydają się skromnymi filmami. „Ant-Man i Osa: Kwantomania” to wystawne widowisko science-fiction i to pełną gębą. Nie ukrywam, że przyjemnie się na to patrzy – całość z jednej strony bardzo mocno kojarzy się z uniwersum Star Wars, nie tylko od strony wizualnej, ale też tej czysto przygodowej partii filmu.

Wymiar Kwantowy przypomina na dobrą sprawę inną planetę, pełną bujnej flory, fauny i równie barwnych oraz dziwnych jej mieszkańców. Można w tym wszystkim odnaleźć inspiracje z książek i filmów science-fiction klasy B z lat 50. XX wieku, czuć również wpływy kultowego francuskiego rysownika Moebiusa, a wszystko to dodatkowo spowija aura pomysłów wizualnych i scenograficznych, które musiały powstać z udziałem LSD. Oczywiście wszystko to w CGI, które błyska nam po oczach przepięknymi, ale sztucznymi obrazami generowanymi przez komputery, aczkolwiek tym razem wygląda to na tyle dobrze, że nie mam zastrzeżeń. Cała ta szalona otoczka science-fiction idealnie wpasowała się w ramy „Ant-Mana”.

Przeczytaj także: Najlepsze filmy i seriale Marvel Cinematic Universe.

„Ant-Man i Osa: Kwantomania” pędzi jak oszalały – tempo jest naprawdę szybkie, akcja praktycznie nie zwalnia ani na chwilę co ma swoje dobre i złe strony. Plusem jest to, że trudno się na tym filmie nudzić. A to już jakieś osiągnięcie dla Marvela, gdyż praktycznie cała poprzednia, 4. Faza MCU, była tyleż samo chaotyczna co po prostu nudna. „Ant-Man i Osa: Kwantomania” nie odkrywa nic nadzwyczaj fascynującego fabularnie, zapowiada ciekawy kierunek dalszego rozwoju MCU, ale bez trzęsienia ziemi, natomiast jako rozdział otwierający nowe rozdanie spisuje się nieźle, o wiele lepiej niż filmy, którymi otwierano 4. Fazę MCU. Już samo to wskazuje, że są przynajmniej szanse na to, że faza nr. 5 będzie ciekawsza i bardziej przemyślana.

Ant-Man i Osa Kwantomania Kang

Minusem tego szybkiego tempa „Ant-Man i Osa: Kwantomania” jest jednak to, że trudno się zaangażować emocjonalnie w tę opowieść. Oczywiście to nie pierwsze nasze spotkanie ze Scottem Langiem, co działa na korzyść, ale mimo tego całość wypada dość płytko zarówno emocjonalnie jak i siłą rzeczy fabularnie. Ale trochę też taka jest natura „Ant-Mana” jako serii – od początku pomyślany był on jako bodaj najbardziej luzacka, relaksująca i niezobowiązująca opowieść opakowana w widowisko akcji. Paul Rudd cały czas jest w formie i ten luzacki sznyt całego filmu idealnie się w nim objawia. Jest coś takiego w jego twarzy i jej mimice, że nawet próbując być poważnym jest zabawny dzięki czemu łatwo rozładowuje praktycznie każdą napiętą sytuację, w której go oglądamy. Sprawia to, że „Ant-Man i Osa: Kwantomania” jest popcornowym widowiskiem niemal idealnym. W tym względzie, że film ten dostarcza nam zarówno masę wizualnego rozmachu, sporo humoru, a gdy trzeba umiejętnie trzyma w napięciu, ale nie za mocno. Gdyby nie fakt, że ta część wymaga znajomości sporej części poprzednich filmów należących do MCU to poleciłbym ten film każdemu, kto szuka w kinie niezobowiązującej i lekkiej rozrywki. Bo tylko tym i aż tym jest „Ant-Man i Osa: Kwantomania”.

Ant-Man i Osa: Kwantomania – ocena filmu

„Ant-Man i Osa: Kwantomania” to bez wątpienia najlepsza (i najbardziej szalona) ze wszystkich dotychczasowych część serii „Ant-Man”. Nie jest to blockbuster idealny, pełno to wyświechtanych i przewidywalnych tropów scenariuszowych, całość nie jest ani powalająca pod żadnym względem ani nadmiernie zachwycająca, ale przy tym wszystkim pozwala nam przyjemnie i bez frustracji spędzić ok 120 minut na sali kinowej. Mając na uwadze fakt, że Marvel od 2020 roku nie był w stanie zapewnić nam tego minimum dobrej rozrywki, „Ant-Man i Osa: Kwantomania” jest krokiem w dobrym kierunku.

Przeczytaj także: Najgorsze filmy Marvel Cinematic Universe.

Oczywiście, mając w obsadzie Michaela Douglasa i Michelle Pfeiffer można było oczekiwać od nich bardziej rozbudowanych ról i kreacji aktorskich, ale oboje udanie i z klasą wypełniają sobą drugi plan. Jonathan Majors jako Kang też sprawuje się dobrze – jego postać ma charyzmę i budzi grozę, jest też nie do końca jednoznaczna, choć z pewnością nie jest to poziom poprzednich antagonistów Marvela.

„Ant-Man i Osa: Kwantomania” otwiera 5. fazę MCU z potężnym rozmachem – w grę wchodzą tu bowiem nie tylko Kwantowe Światy, ale i kontynuowany jest temat multiwersum, także jeśli to otwarcie stanowi zwiastun tego co przed nami, to 5. faza Marvela będzie bezwzględnie najbardziej imponująca swoimi rozmiarami. A czy będzie dobra, to już druga kwestia – okaże się z czasem.

Ogólna ocena

7/10

Motyw