W miniony weekend, podczas Comic-Conu, Marvel ujawnił swoje plany filmowe na najbliższą przyszłość. Przyjrzyjmy się im z bliska.
- Marvel Cinematic Universe faza 4. – podsumowanie
- Seriale 4 fazy MCU ciekawsze od filmów
- Marvel Cinematic Universe faza 5. – zapowiedzi
- Marvel Cinematic Universe faza 6. – zapowiedzi
Marvel Cinematic Universe faza 4 – podsumowanie
Jako, że jesteśmy już blisko zakończenia 4 fazy MCU można się pokusić o jej szybkie podsumowanie. Nie będzie chyba dla nikogo żadnym zaskoczeniem stwierdzenie, że obecna faza zapowiadała się kiepsko i okazała się kiepska. Jak dotąd wszystkie filmy 4 fazy Marvel Cinematic Universe rozczarowały. Żaden nie okazał się nawet w połowie tak dobrą rozrywką jak większość produkcji z faz 1-3. Przypomnijmy, że 4 faza MCU rozpoczęła się jednym z najbardziej niepotrzebnych filmów w historii Marvela, czyli „Czarną Wdową”.
To swoisty epilog historii Czarnej Wdowy, rozgrywający się jeszcze przed „Wojną bez granic”, który nie wniósł nic istotnego do MCU poza świetną postacią Yeleny. Cała reszta tego filmu to po prostu średniej klasy marvelowskie widowisko, które w żaden sposób nie służy fabule całej sagi. I umówmy się, że Czarna Wdowa nie jest centralną postacią Marvela oraz taką, na której solowy film czekał każdy fan. Tak więc „Czarna Wdowa” jako punkt startowy 4. fazy MCU to bardzo rozczarowujący początek. A dalej nie było wcale lepiej.
„Shang-Chi” w pierwszej połowie seansu dawał nadzieję, na coś świeżego w filmach Marvela – świetnie wyreżyserowaną bijatykę z kapitalną choreografią scen walk. Tyle tylko, że w drugiej części film przepoczwarzył się w bzdurną niemal disnejowską bajkę fantasy klasy B.
„Eternals” to pomyłka po całej linii. Jeden z najnudniejszych, najbardziej napuszonych, kiepsko zagranych, durnych i wtórnych filmów o superbohaterach w historii adaptacji komiksów. „Spider-Man: Bez drogi do domu” na tle poprzedników wypada trochę lepiej, ale i tutaj fabuła jest idiotyczna, nawet jak na adaptację komiksów dla 12-latków. Oczywiście twórcy zagrali na nucie nostalgicznej pokazując nam na ekranie trzech Spider-Manów, przez co emocje wzięły górę i dla wielu widzów „Bez drogi do domu” to jeden z najlepszych filmów, jakie w życiu widzieli. Cóż, niech sobie każdy uważa co chce. Fakt jest taki, że to nie jest dobre kino.
Nowy „Doktor Strange” to też pomyłka, która w ogóle nie wykorzystuje potencjału podróżowania po multiwersum, a fabularnie po raz kolejny dostajemy rzecz pisaną na kolanie. „Thor: Miłość i grom” jest jeszcze gorszy. W tym filmie nic już nie jest na poważnie. Twórcy robią sobie nawet żarty z wydarzeń z „Wojny bez granic”, a Thor jest już zwyczajnym idiotą. Przy okazji, wyjaśni mi ktoś, czemu Jane, zyskując boskie moce też nazywa się Thor? Czy to znaczy, że ten „oryginalny” Thor rzeczywiście nazywa się inaczej, a Thor to tylko pseudonim? W każdym razie, poza nowym „Spider-Manem”, który okazał się kasowym fenomenem, żaden z powyższych filmów nie spełnił pokładanych w nim nadziei kasowych. Oczywiście większość przyniosła zyski, ale biorąc pod uwagę ich budżety oraz nakłady na promocję, to wpływy nie są już tak duże jak z poprzednich trzech faz Marvela. Oprócz filmu o Pająku, żadna z produkcji 4. fazy MCU nie przebiła granicy miliarda dolarów. Przed nami jeszcze ostatni film 4 fazy Marvela, „Czarna Pantera: Wakanda Forever”, który swoją premierę ma mieć 11 listopada 2022. Mocno wątpię, by ten film przełamał złą passę Marvela choć zwiastun, przyznaję, jest efektowny. Bez Chadwicka Bosemana to jednak nie to samo…
Seriale 4 fazy MCU ciekawsze od filmów
W porównaniu z filmami Marvela o dziwo seriale (piszę „o dziwo”, gdyż dotąd Marvel/Disney lepiej sobie radził z filmami) wypadły zdecydowanie ciekawiej. Też nie zabrakło rozczarowań i żadna z produkcji serialowych nie powaliła na kolana, ale gołym okiem widać, że to produkcje Disney+ mogą pochwalić się o wiele większą kreatywnością oraz lepszymi pomysłami. „WandaVision” wprawdzie w finale trochę się wykoleiła, ale ogólny pomysł na fabułę mierzącą się z tematem traumy i depresji oraz opakowanie tego wszystkiego w formę odzwierciedlającą kolejne dekady rozwoju telewizji to kapitalny ruch.
„Falcon i Zimowy żołnierz” to już bardziej konwencjonalne kino akcji, ale z rozmachem iście kinowym – świetnie się to oglądało. Seria ta dała mi większe poczucie widowiska niż wszystkie filmy MCU 4. fazy. „Loki” też wypadł nieźle z tym całym kafkowskim klimatem. Przy „Hawkeye” już trochę ziewałem. „Moon Knight” był ciekawy i intrygujący na samym początku, potem też się zaczął rozłazić. Nie widziałem jeszcze chwalonej „Ms. Marvel”, natomiast tak czy tak 4. faza Marvel Cinematic Universe jak dla mnie bezwzględnie serialami stoi.
Marvel Cinematic Universe faza 5 – zapowiedzi
5. faza MCU wystartuje 17 lutego 2023 roku filmem „Ant-Man i Wasp: Quantumania”. Poprzedzanie części Ant-Mana były przyjemnymi średniakami, więc i w tym wypadku nie spodziewam się niczego więcej. Na wiosnę 2023 zobaczymy serial Disney+ „Secret Invasion”. Spotkamy w nim głównie byłych funkcjonariuszy „TARCZY” kontra pochodząca z innej planety rasa Skrulli. To może być ciekawe, chociaż szkoda że raczej seria ta obejdzie się bez największych superbohaterów. Tym niemniej wydarzenia z tego serialu mogą mieć spory wpływ na dalszy rozwój Marvel Cinematic Universe. W maju 2023 pojawią się „Strażnicy Galaktyki vol. 3”. Z tym tytułem wiążę w sumie największe nadzieje – poprzednie dwie części to kapitalne kino przygodowe w kosmosie. Następnie pojawi się serial Dinsey+ „Echo”. Tu niestety odpadam, bo kompletnie nie znam tej postaci, podobnie jak zapewne 95 procent fanów MCU. Pozostanę sceptyczny. „Loki” sezon 2 – okej, może być nieźle, choć tym razem wątpię by czekały na nas jakieś niespodzianki.
„The Marvels” to sequel „Kapitan Marvel” oraz serialu „Ms. Marvel” w jednym. Pamiętając jak kiepskim filmem był „Kapitan Marvel” i jak fatalnie zarysowaną postacią była Carol Danvers, jakoś nie ciągnie mnie do tej pozycji. Tym bardziej, że w obsadzie praktycznie same kobiece superbohaterki, tak więc zapewne niestety nie obejdzie się bez akcentowania „kobiecej siły” i tym podobnych łopatologicznych postulatów poprawności politycznej. Następnie mamy film „Blade”. Fandom jest mocno zajarany, ale ja jakoś średnio. Nie wiem, może to uraz po „Morbiusie”. W każdym razie „Blade” zdaje mi się w tym wszystkim średnio istotną dla całej wielkiej fabuły MCU postacią. Jakoś nie mam poczucia, że to co się wydarzy w tym filmie będzie miało reperkusje dla całego uniwersum. Seria „Ironheart” to w gruncie rzeczy kobieca wersja Iron Mana. Śmiem wątpić, że się to uda, ale poczekamy zobaczymy. Koleiny serial „Agatha: Coven of chaos” też brzmi mi raczej jako fabularny przerywnik niż coś, co wpłynie znacząco na większą historię. Osobiście wyczuwam w tego typu ruchach coś na zasadzie zapchajdziur. Bo nie uwierzę, że widownia czeka bardziej na serial o Agathcie niż np. na X-menów. Miejmy też w pamięci, że średnio co drugi serial 4. fazy MCU fabularnie nie miał dużego znaczenia, poza tym, że przedstawił nowe postaci (np. Moon Knight czy Kate Bishop), także obawiam się, że to się powtórzy w fazie 5.
Serial „Daredevil: Born Again” z jednej strony powoduje ekscytację. Nadal uważam, że to najlepsza seria Marvela, choć sezon 3 zanotował spory spadek jakościowy. Niepokoi mnie jednak fakt, że ów trzeci sezon serialu, który oglądaliśmy w serwisie Netflix był już luźną adaptacją komiksu „Born Again”. Oznacza to, że nowa seria opowie jeszcze raz tę samą fabułę, tylko trochę inaczej albo w wersji bardziej rozbudowanej? Jeśli tak, to jest to straszne marnowanie potencjału. Plus serial ten ma liczyć aż 18 odcinków. Obawiam się, że to może być za dużo. Oglądając „Moon Knighta”, który odcinków miał 6 chwilami miałem poczucie, że jest to wszystko za bardzo rozwleczone. „Kapitan Ameryka: New World Order” – tutaj nie mam wielkich oczekiwań. Poza tym, że liczę na solidne widowisko. I na koniec czeka na nas „Thunderbolts” czyli niejako marvelowski odpowiedni „Suicide Squad”. Tak czy tak, faza 5. Marvel Cinematic Universe, choć nie prezentuje się nawet w połowie tak ciekawie, jak fazy 1-3, zapowiada się o wiele ciekawiej niż faza 4. O ile oczywiście czekające na nas historie nie okażą się jeszcze gorsze, niż to co oglądamy obecnie. Przede wszystkim mam poczucie jeszcze większego rozdrobnienia oraz tego, że o ile w przypadku faz 1-3 widać było, że Kevin Feige i spółka mają to wszystko rozplanowane, tak w fazach od 4. w przyszłość tego planowania na razie nie widzę.
Marvel Cinematic Universe faza 6. – zapowiedzi
Faza 6. MCU jest zadziwiająco krótka i uboga w ilość filmów. Przynajmniej na razie. Może się okazać, że w międzyczasie pojawią się tu kolejne produkcje. Na ten moment są to jednak raptem trzy filmy. Po raz kolejny prawdą okazuje się stwierdzenie, że nie liczy się ilość, a jakość. O jakości wprawdzie nic na razie nie wiemy, ale te trzy filmy fazy 6. zapowiadają się ciekawiej niż cała faza 4. i 5. razem wzięte. Przede wszystkim poznaliśmy datę debiutu Fantastycznej Czwórki w MCU – jest nią 8 listopada 2024. Trochę rozczarował mnie fakt, że na razie ani widu ani słychu o X-Menach, ale nie można mieć wszystkiego. Ale ciekawiej robi się dalej, bo na 2025 rok Marvel zaplanował raptem 2 filmy i co jeszcze ciekawsze, będą to od razu dwie odsłony Avengersów. „Avengers: Dynastia Kanga” zadebiutuje 2 maja 2025. Postać Kanga poznaliśmy w serii „Loki”, tak więc widać, że przynajmniej ten serial okazuje się być kluczowy dla MCU. „Avengers: Secret Wars” z kolei zapowiada się na filmowy event, który może dorównać popularnością „Avengers: Koniec gry”. W komiksach był to jeden z największych crossoverów w historii z niemal wszystkimi najpopularniejszymi herosami Marvela. Wprawdzie w komisach obecni też byli X-Meni, ale w filmach nawet jeśli ich zabraknie to i tak czeka nas rekordowa ilość herosów na ekranie. Chociaż kto wie, brak filmu o X-Menach w planach Marvela wcale nie oznacza, że nie pojawią się gościnnie w 5. czy 6. fazie.
I tak jak się przyglądam fazom 5. i 6. Marvela, to jeśli mam być szczery realnie czekam na „Secret Wars”. Reszta brzmi dla mnie bez specjalnej ekscytacji, choć rzeczywiście bardziej interesująco niż obecna 4 faza. Wiadomo, nic nie trwa wiecznie, a Marvel i tak przez długi czas rządzi Hollywood. Nie da się utrzymywać uwagi widza przez dekady, choć Feige i reszta i tak robią to już ponad 10 lat. Nie oczekuję na tym etapie nie wiadomo czego, tym niemniej przyglądając się obecnej 4. fazie MCU jestem zdziwiony jak wiele zapchajdziur się w niej znajduje. Rozdrabnianie się na coraz to mniej znane postaci też nie jest do końca dobrym pomysłem. Do pewnego stopnia można ryzykować (ze Strażnikami Galaktyki się opłaciło), ale nie da się strzelać w dziesiątkę cały czas. Disney pewnie ciśnie, by maszynka filmowa kręciła się cały czas, ale wydaje mi się, że gdyby Marvel trochę zwolnił obroty to wyszłoby mu to tylko na dobre.