Avatar: Istota wody recenzja 2022 film James Cameron

Avatar: Istota wody to wizualny majstersztyk… i niewiele więcej. Recenzujemy film Jamesa Camerona

9 minut czytania
Komentarze

Doczekaliśmy się. Po 13 (!) latach sequel filmu „Avatar” zawitał do światowych kin. To prawdopodobnie jeden z najdłużej powstających sequeli w historii kina. Podstawowe pytanie brzmi, czy „Avatar: Istota wody” dorównuje oczekiwaniom?

Avatar: Istota wody – o czym opowiada sequel filmu Avatar?

Avatar: Istota wody film 2022 James Cameron recenzja

Akcja filmu „Avatar: Istota wody” rozgrywa się ponad 10 lat po wydarzeniach z pierwszej części. Jake Sully (Sam Worthington), który w finale poprzedniego filmu został pełnoprawnym członkiem rasy Na’vi założył rodzinę razem z Neytiri (Zoe Saldana). Oboje dorobili się czwórki dzieci, w tym jednej adoptowanej córki, Kiri, która jest potomkiem zmarłej w poprzednim filmie Dr. Grace Augustine (Sigourney Weaver) – co ciekawe głosu i pracy motion capture także użycza jej Weaver. Ich spokojne życie zostaje jednak zakłócone, gdyż na Pandorę powraca Pułkownik Miles Quaritch (Stephen Lang). Konkretniej powraca jego klon i to w postaci Na’vi hodowany jeszcze przed tym, gdy Quaritch zginał w finale pierwszego filmu. Jake postanawia przed nim uciec i ukryć się wraz z rodziną w odległej części Pandory.

Avatar: Istota wody wygląda obłędnie.

Avatar: Istota wody recenzja 2022

Nie będzie pewnie żadnym zaskoczeniem, a jedynie potwierdzeniem, gdy napiszę, że „Avatar: Istota wody” to wizualne arcydzieło. James Cameron po raz kolejny powołał Pandorę do życia i choć uczynił to za pomocą komputerów i technologii, to planeta ta ponownie żyje, oddycha i ma duszę. I tym razem czekają nas zachwycające kadry prezentujące niesamowitą faunę i florę planety, tym bardziej że w tej odsłonie wędrujemy razem z rodziną Sullych w gościnę do żyjącego w symbiozie z wodą plemienia osiadłego w archipelagu kilkudziesięciu malowniczych wysp.

Zwiedzimy razem z nimi podwodne cuda i naprawdę James Cameron znowu to zrobił – stworzył obrazy nie tylko perfekcyjne od strony technicznej (wspaniałe barwy, ostrość, kontrast), ale też po prostu przepiękne i zapierające dech w piersiach do tego stopnia, że można by się im przyglądać godzinami. To też od samego początku było i jest głównym wabikiem tej aktualnie już serii filmowej. Pierwszy „Avatar” stał się tak ogromnym przebojem kasowym i popkulturowym fenomenem nie z powodu fabuły, która była po prostu dziecinna, nie z powodu genialnie napisanych postaci (bo nie są genialnie napisane). Nie chodziło nawet o jakość efektów specjalnych czy efekt 3D. Cameron po prostu powołał do życia planetę Pandora i zaprosił widzów w immersyjną podróż na nią. Razem z Jake’iem odkrywaliśmy Pandorę, jej przyrodę, roślinność, drzewa, gatunki zwierząt, obyczaje, wierzenia i mity. Tam, gdzie Cameron miał spore braki (scenariusz), nadrabiał wspaniałą, kompleksową i dopracowaną budową świata przedstawionego. W erze wielkich, ale bezdusznych widowisk, James Cameron postawił na zbudowanie więzi z widzem i wchłonięcie go w sam środek bogato zarysowanego świata. I jak widać, masowa widownia tego potrzebowała. Po premierze pierwszego „Avatara” czytałem masę doniesień ze świata, że ludzie po seansie chcieli wrócić na Pandorę tak bardzo, że popadali w depresje i nawet mieli myśli samobójcze, gdyż tak bardzo przerażał ich powrót do szarej rzeczywistości naszej zaniedbanej planety.

Avatar: Istota wody recenzja filmu 2022

„Avatar: Istota wody” podąża tą samą ścieżką, jeśli chodzi o budowę świata. A właściwie to rozbudowę, gdyż w tej części Cameron zabiera nas w inny region Pandory, oswajając ze światem podwodnym. Tak jak i w pierwszej części, tak i w „Avatar: Istota wody” wątki ekologiczne odgrywają istotną rolę w scenariuszu. Tym razem skupiono się na tytułowej wodzie, naszej relacji i więzach z nią. Twórcy przypominają nam, że jest ona częścią nas samych, jest i będzie przed i po naszej egzystencji, a tym samym jest też sednem i źródłem tej egzystencji. W sumie schemat jest podobny jak w pierwszym „Avatarze”, Cameron po prostu zamienił przyrodę leśną na podwodną. Co prowadzi nas minusów, które jednak ten film posiada.

Avatar: Istota wody nie jest jednak widowiskiem idealnym.

Avatar: Istota wody film recenzja

Od kiedy tylko zaprezentowano pierwsze zwiastuny, choć zapowiadały przepiękne widowisko, to jednak cały czas byłem zdania, że „Avatar: Istota wody” nie będzie żadnym wielkim przełomem technologicznym w kinie. I pełny seans w kinie IMAX potwierdził moją opinię. Film ten oczywiście wygląda obłędnie, pięknie, hipnotyzująco, ma imponujący rozmach, z którym mało który film może się równać. I pewnie pod tym względem przebije go tylko „Avatar 3” i kolejne sequele. Natomiast ja tu nie dostrzegam żadnej wizualnej i technologicznej rewolucji. Tak, sekwencje rozgrywające się pod wodą są niesamowite, ale to co najwyżej ewolucja technologii już istniejącej niż rewolucja. To nie jest żaden kamień milowy w rozwoju X muzy. „Avatar: Istota wody” po prostu dopracował do perfekcji istniejącą technologię. Tylko tyle i aż tyle. To nie ten sam poziom przełomu w warstwie wizualnej, jakim były pierwsze „Gwiezdne wojny”, „Jurassic Park” czy nawet „Matrix”, jeśli chodzi o kreatywne wykorzystanie dostępnych narzędzi i stworzenie z nich kompletnie nowej jakości. Mówię tu oczywiście o doznaniu z perspektywy widza, nie twierdzę, że ludzie pracujący przy „Avatar: Istota wody” szczerze sądzą, iż mieli do czynienia z przełomem.

Film został też zaprezentowany w systemie HFR (High Frame Rate) oznaczającym większą ilość klatek. Konkretnie mowa tu o 48 klatkach na sekundę, podczas gdy każdy film, który oglądamy w kinie, telewizji czy serwisie streamingowym ma standardową ilość 24 klatek na sekundę. Nie jestem fanem tego rozwiązania i to nie od dziś i Cameron także mnie do niego nie przekonał. Choć HFR w filmie „Avatar: Istota wody” wypadł o wiele lepiej niż lata temu w „Hobbit: Niezwykła podróż” od Petera Jacksona, to jednak cały czas obraz wydaje się nienaturalnie przyspieszony. To zapewne kwestia przyzwyczajenia się oczu, ale musielibyśmy w kółko oglądać filmy w 48 klatkach, by się do tego przyzwyczaić, a to w tej chwili niemożliwe. Oczywiście reżyser wskazuje na to, że dzięki HFR obraz jest perfekcyjnie ostry nawet podczas dynamicznych i pełnych gwałtownych ruchów scen akcji, ale mi osobiście nie jest to do niczego potrzebne, a rozmazany obraz w scenach akcji nie jest problemem. Ale kto artyście zabroni? Zresztą to być może tylko moja opinia.

Przeczytaj także: Najlepsze filmy science-fiction w historii. Te dzieła każdy powinien znać.

To wszystko jednak małe problemy tego filmu. O wiele większym jest to, że fabuła niestety znowu mocno kuleje. Przede wszystkim sam główny wątek jest dość bezsensowny i po raz kolejny Cameron napisał coś, co jest banalnym i niezbyt kreatywnym punktem wyjścia dla rozwoju wydarzeń. Ucieczka Sullych na wyspy kompletnie nie trzyma się kupy. Przecież oczywiste jest to, że Quaritch będzie ich ścigać i wytropienie rodziny jest tylko kwestią czasu. Jake, jako były Marines, musi zdawać sobie z tego sprawę. Tak więc fakt, że ucieka on z rodziną na wyspy wierząc, że w ten sposób się ukryje i jeszcze narażając przy tym na śmierć oraz włączenie w konflikt tamtejsze plemię jest zwyczajnie idiotyczny. W ten sposób główna oś filmu „Avatar: Istota wody” jest dla mnie nawet głupsza niż dziecinna i wyśmiewana przez wielu fabuła pierwszego „Avatara”.

Oczywiście wątki dotykają też wspomnianych wyżej tematów ekologicznych, ale miałem wrażenie, że zostały one przetworzone na zasadzie „kopiuj-wklej” z części pierwszej i z paroma jedynie modyfikacjami. Przez cały seans twórcy wyraźnie krążą też wokół tematu rodziny (saga „Szybcy i wściekli” ma więc poważnego konkurenta) oraz relacji ojciec-syn. Są one dość angażujące, ale też nie jest to specjalnie głęboki poziom. Nie brakuje tu świetnych sekwencji akcji, drugi akt jest naprawdę mocny, bo skupia się głównie na pokazywaniu nam magii podwodnego świata Pandory i jego mitologii; znajdziemy tu też angażujące, choć jak wspomniałem wyżej schematyczne, wątki dramaturgiczne, nie zabraknie emocji oraz wzruszeń, bo Cameron dobrze wie, jak sprawnie poruszać emocjonalne struny widza, ale jako całość „Avatar 2” pod względem fabularnym mocno rozczarowuje. Dostajemy potężnych rozmiarów widowisko, ale też nic poza tym. Przyznam, że pod względem scenariusza mimo wszystko lepiej oglądało mi się część pierwszą, ze wszystkimi jej wadami i kalkami. Mocno się zawiodłem pod tym względem, choć ogólnie bawiłem się na seansie dość dobrze, gdyż sądziłem, że „Avatar: Istota wody” o wiele bardziej rozwinie uniwersum i mitologię tej serii oraz przedstawi naprawdę tym razem wyjątkową historię, która uzasadni szum wokół tej produkcji. Poza pochwaleniem się doprowadzeniem do perfekcji efektów wizualnych nie daje nam wiele. Aczkolwiek mimo wszystko to ciągle tylko i wyłącznie rozrywkowy blockbuster, także, jeśli ostudzicie trochę swoje oczekiwania i podejdziecie do tego filmu jako po prostu wystawnego widowiska, to prawdopodobnie będziecie zachwyceni.

Recenzja Avatar: Istota wody – ocena filmu

avatar istota wody 2022

Nie obyło się bez wytknięcia minusów nowej produkcji Jamesa Camerona, ale mimo wszystko „Avatar: Istota wody” to na podstawowym poziomie wspaniałe widowisko, które po prostu trzeba zobaczyć na dużym ekranie. Pomimo swoich ułomności to nadal niesamowita przygoda o skali, do której konkurencyjne blockbustery nawet się nie umywają. Zdjęcia i reżyseria to mistrzostwo świata, CGI to czysta perfekcja. Wprawdzie miałem wrażenie, że film ten jest bardziej do podziwiania przepięknych obrazów i zachwytów nad technologią niż do emocjonalnego zaangażowania się w niego, ale poza „Top Gun: Maverick” w ostatnich latach nie było lepszego hollywoodzkiego widowiska. Po wyjściu z kina miałem poczucie powrotu do rzeczywistości z dalekiej podróży, a już dawno się tak w kinie nie czułem. Niemniej jednak naprawdę w tej chwili zaczynam się obawiać o poziom fabularny kolejnych części serii „Avatar”. Dotąd myślałem, że część pierwsza miała banalny skrypt, gdyż Cameron „rozkminiał” technologię i na niej się głównie skupił , a fabuła była miałka, gdyż potrzebował jakiegoś materiału na start. Myślałem, że w części drugiej scenariusz rozwinie skrzydła i historia rozkwitnie w wielkim stylu. Niestety tak nie jest. „Avatar: Istota wody” na dobrą sprawę wydaje się jedynie interludium, przerywnikiem, pomostem, albo jedynie jego fragmentem, z dalszą częścią tej historii. Mógłby też trwać trochę krócej. 3 godziny to jednak mimo wszystko za długo jak na tego typu opowieść.

Ogólna ocena

7/10

Motyw