Avatar recenzja remaster 2022

Avatar ponownie w kinach. Obejrzałem już nową wersję, oto moje wrażenia

6 minut czytania
Komentarze

Odświeżona wizualnie wersja filmu „Avatar” Jamesa Camerona wróciła do kin prawie 13 lat po swojej oryginalnej premierze. Jak prezentuje się on na tle tegorocznych blockbusterów? Przeczytajcie poniżej.

Avatar – opis fabuły filmu

Avatar recenzja 2009

Kronikarski obowiązek oraz to, że zapewne są też młodsi czytelnicy, którzy jeszcze filmu „Avatar” nie widzieli, sprawia, że muszę opisać w paru zdaniach fabułę filmu Camerona. A więc przechodząc do rzeczy – akcja rozgrywa się w przyszłości, konkretnie w 2154 roku. Ziemianie przybywają na pokrytą bujną roślinnością planetę Pandora z zamiarem wydobywania na niej cennych surowców. Za całą operację odpowiada wielka korporacja, ale wojsko pod dowództwem pułkownika Milesa Quaritcha (Stephen Lang) jest pod ręką, aby zapewnić ochronę i udzielić wsparcia. Próby kontaktu ludzi z rdzenną populacją humanoidalną, wysokimi na 10 stóp, niebieskoskórymi Na’vi, były napięte, graniczące z wrogim. Przez jakiś czas dr Grace Augustine (Sigourney Weaver) odnosiła pewne sukcesy w relacjach z tubylcami, używając „avatarów” (syntetyczne Na’vi zdalnie sterowane przez ludzi) w celu zapewnienia edukacji i postępu technologicznego, ale postęp spowolnił. W międzyczasie na Pandorę przybywa Jake Sully (Sam Worthington), przykuty do wózka inwalidzkiego ex-marine. Za pomocą avatara Jake jest w stanie normalnie poruszać się w tym świecie, ale trafia pomiędzy działania pułkownika Quarticha, który chce, by żołnierz nawiązał więź z Na’vi, aby mógł przekazać cenne informacje taktyczne, oraz Grace, która chce odbudować linie komunikacyjne. Seria wydarzeń w dżungli oddziela Jake’a od innych avatarów i naraża go na śmiertelne niebezpieczeństwo. Jego życie ratuje Neytiri (Zoe Saldana), który nie ufa mu, ale wierzy, że dotknął go bóg Na’vi.

Avatar – czy to ciągle widowisko wszech czasów?

Avatar film 2022 recenzja

„Avatar” trafia do kin w interesującym momencie. Można powiedzieć, że jesteśmy po okresie pandemii, a przynajmniej globalnych lockdownów, które stanowiły mocny cios finansowy także dla kin oraz samych filmowców. Branża więc powoli budzi się z letargu, ale nadal nie przebudziła się w pełni. Do tego tematy związane z poprawnością polityczną i reprezentacją rasową zdają się dominować Hollywood i być traktowane jako ważniejsze niż sama fabuła i dostarczenie widzom dobrej rozrywki. Skutkuje to tym, że sequel przeboju sprzed ponad 30 lat, czyli „Top Gun: Maverick” to bodaj najlepszy blockbuster z Hollywood od 2018 roku. Cała reszta to seria wielkich rozczarowań w kinie rozrywkowym. Takiej przepaści dotąd nie doświadczyłem. A „Avatar” niejako przenosi nas w czasie do 2009 roku, przed tym całym szaleństwem lat bieżących i przypomina, jak powinien wyglądać hollywoodzki przebój najwyższej próby.

Oczywiście fabuła nadal jest problematyczna, w tym względzie, że „Avatar” to na dobrą sprawę nowoczesna wersja „Pocahontas”. James Cameron, czy się to komuś podoba, czy nie, większość swojej uwagi poświęcił na warstwę wizualną i technologiczną swego filmu, a scenariusz potraktował jako niezbędny, ale jednak środek do celu. Inaczej „Avatar” byłby najdłuższym w historii demem technologicznym. Tak więc fabularnie dzieło Camerona przedstawia nam dość przewidywalną, znaną i niezbyt pomysłową historię odkrywania nowego lądu, miłości (echa „Romea i Julii), walki o przetrwanie, tematów ekologicznych oraz starcia z wielką korporacją (co też nie jest niczym nowym w artystycznym dorobku Camerona). Natomiast, jak wiemy, o wiele lepiej „Avatar” spisuje się jako widowisko. Przyznam, że choć film ten lubię, to nigdy nie należał on do takich, które chciałem obejrzeć ponownie.

Jeden seans mi wystarczał, natomiast wrażeni,e jakie zrobiła na mnie jego warstwa formalna, zostało ze mną na dłużej, a tego już o większości filmów powiedzieć nie mogę. Szkoda, że odbyło się to kosztem scenariusza, ale przyznaję, że ogromna praca, którą Cameron i jego ekipa włożyli w dopracowanie w największym szczególe efektów wizualnych, stworzenie języka Na’vi oraz kreację całego świata przedstawionego Pandory jest niesamowite. Immersja widza w ten świat jest dzięki temu niespotykana w historii kina. Stąd też taki fenomen „Avatara” i to, że wielu widzów tak bardzo chciało wracać na Pandorę. Także sam efekt 3D okazał się fenomenalny, a „Avatar” jest jedynym blockbusterem, w którym efekt trójwymiarowy był prawdziwy, widoczny, a nie stanowił tylko marketingowej ściemy mającej na celu zwiększenie ceny biletów i zainteresowania widza.

Avatar – wrażenia z oglądania nowej wersji

Avatar remaster 2022

Pierwsze co przychodzi mi na myśl, oglądając „Avatara” w kinie w 2022 roku, jest to, jak wspaniale ten film się nadal prezentuje po tylu latach. Mam poczucie, że ów rok 2009, kiedy to film Camerona miał oryginalnie premierę, był apogeum jeśli chodzi o możliwości techniczne kina, a konkretniej jeśli chodzi o rozwój efektów specjalnych oraz CGI. „Avatar” jest nie tylko perfekcją w tym względzie, ale i właściwie nic się nie zestarzał i nawet dziś bije na głowę wizualnie filmy z 2022 roku. Od 2009 roku do dziś kino nie wykonało praktycznie żadnego kroku naprzód jeśli chodzi o CGI. Wydaje mi się, że głównie dlatego, iż w tym względzie osiągnęliśmy wszystko, a „Avatar” właśnie był ukoronowaniem tej gałęzi sztuki filmowej.

Oczywiście Cameron zapowiada kolejne przełomy w aż czterech sequelach „Avatara”, które wkrótce mają pojawiać się w kinach, ale też nie będą to przełomy aż tak dramatyczne. Sam zwiastun filmu „Avatar: Istota wody” prezentuje się fantastycznie od strony wizualnej, ale nie widać tam przepaści względem części pierwszej. Cameron zapowiada jednak efekt 3D bez potrzeby okularów, ponoć przełomową technologię renderowania wody i tym podobne. Nie wątpię, że będą to wyjątkowe i robiące wrażenie aspekty, jednak mimo wszystko kolejne „Avatary” w gruncie rzeczy będą prezentować się na podobnym poziomie wizualnym co część pierwsza. A ta, jak pisałem wyżej, nadal wygląda obłędnie. Do tego całość została zremasterowana w 4K z HDR, także obraz jest ostry jak żyletka, a kolory pieszczą oczy w każdym kadrze.

A i tematyka podjęta przez Camerona, choć powtórzę się, ujęta w dość banalną i prostą fabułę, wydaje się rezonować z wydarzeniami dzisiejszego świata o wiele bardziej niż w 2009 roku. Jakimś cudem autorzy sprawili, że w 2022 „Avatar” jest bardziej aktualny niż ponad dekadę temu. Jeśli więc zastanawiacie się, czy warto ponownie wybrać się na film sprzed 13 lat do kina, to moja odpowiedź brzmi – koniecznie! Widowiska z takim rozmachem nie zobaczycie przynajmniej do 16 grudnia 2022, kiedy to premierę będzie mieć film „Avatar: Istota wody”.

Motyw