Kolaż postaci z dwóch różnych filmów, po lewej stronie postaci w science fiction w jasnych barwach, po prawej stronie postaci w akcji w ciemniejszych odcieniach i z eksplozjami.
LINKI AFILIACYJNE

Diuna, Pogorzelisko, Sicario i cała reszta. Najlepsze filmy Denisa Villeneuve

10 minut czytania
Komentarze

Denis Villeneuve w stosunkowo niedługim czasie stał się współczesnym mistrzem kina. Do tego jego przejście od ambitnych i wybitnych dramatów ku wielkim widowiskom, również z ambicjami, to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przydarzyły się Hollywood.

Denis Villeneuve – ranking filmów reżysera od najsłabszego do najlepszego

Denis Villeneuve na Comic-Con
Fot. Gage Skidmore / Wikimedia Commons

Choć reżyserowi zdarzały mu się także i wpadki (choć niewielkie), to niewielu znam twórców, których filmografia składałaby się z tak przeważającej ilości znakomitych dzieł. Poniżej przyglądam się wszystkim jego pełnometrażowym dokonaniom. Zapraszam i was.

32 sierpnia na Ziemi

Nierzadko bywa tak, że filmowy debiut danego reżysera od razu plasuje go na widocznej pozycji na branżowej i artystycznej mapie. Im bardziej obiecujący debiut, tym większe nadzieje pokładamy w danym twórcy. Od każdej reguły są jednak wyjątki. Denis Villeneuve zadebiutował filmem może nie w pełni nieudanym, ale takim, który nie zwiastował tego, że oto przed nami rodzi się wielki twórca. „32 sierpnia na Ziemi” jawi się jako mikstura lekko absurdalnej komedii romantycznej z filmem braci Coen.

Jego bohaterką jest fotomodelka Simone, która niedługo po groźnym wypadku samochodowym, z którego wyszła cudem cała i zdrowa, postanawia, że urodzenie dziecka jest jedynym sposobem, aby nadać sens swojemu pustemu życiu. Prosi swojego najlepszego przyjaciela Philippe’a, aby zaszła w ciążę, a on niechętnie się zgadza, pod warunkiem, że zajdą w ciążę… gdzieś na pustyni. Są tu ciekawe momenty, ale dialogom brakuje szlifu, Villeneuve też nie do końca chyba wiedział co chciał tym filmem opowiedzieć, poza tym, że starał się stworzyć coś świeżego w gatunku komedii romantycznej.

Wróg

Denis Villeneuve nie ma w swojej filmografii wielu złych filmów. „Wróg” to obok filmu powyżej jego drugie i ostatnie nieudanie dokonanie. To bardzo dobry wynik! Ale oczywiście nie przysłania on faktu, że „Wróg” to spora wpadka. To jeden z jego pierwszych filmów wyreżyserowanych w Hollywood i widać, że wówczas szukał jeszcze swojego języka w nowych okolicznościach. Jest to też jeden z nielicznych złych filmów z Jake’em Gyllenhaalem w roli głównej.

O tyle szkoda, że tutaj miał podwójną rolę. Villeneuve w pierwszym etapie swojej drogi autorskiej próbował się jakoś odróżnić od reszty sięgając często po surrealizm, we „Wrogu” ewidentnie jednak przesadził. Wyszedł z tego film, który wygląda jak nieudane naśladownictwo Davida Lyncha, pełen pretensjonalności i banalnej, chwilami kiczowatej, symboliki. Na tym etapie Denis Villeneuve był po wielkim artystycznym sukcesie swojego arcydzieła „Pogorzelisko”, ale „Wróg” kazał zacząć się obawiać o jego dalsze losy.

Diuna

“Diuna” to film dobry, ale dla mnie jednak rozczarowujący. Denis Villeneuve rzeczywiście dał światu najlepszą możliwą adaptację powieści Franka Herberta, ale nie jest ona idealna. Najbardziej film ten imponuje od strony wizualnej, cała reszta jest jedynie poprawna. Fabularnie czuć tu pustkę i dystans względem widza, postaci przypominają chodzące pominiki, które wygłaszają swoje kwestie i jakoś nie czuć w tym wszystkim życia. I zakończenie nastało tu w dziwym momencie.

Jestem to wszystko w stanie zrozumieć, mając na uwadze to, że pierwsza „Diuna” jest adaptacją mniej więcej połowy pierwszej książki, stanowi niejako wstęp do następnego filmu i dalszej części tej opowieści, tym niemniej traktując ją jako odrębne dzieło nie byłem usatysfakcjonowany. W każdym razie gdy tylko część druga pojawi się dostępna do zakupu to obie „Diuny” będę traktować jak jeden film.

Maelstrom

„Maelstrom” w pewnym stopniu kontynuuje motywy formalno-narracyjne, jakie mogliśmy obejrzeć w debiucie Villeneuve’a. Reżyser ewidentnie bawi się tu formą, dba o to, by kadry prezentowały się imponująco i ciekawie, stara się być oryginalny, ponownie flirtując z surrealizmem, ale jednocześnie czuć, że choć posiada on talent i oko filmowca, to ciągle jeszcze szuka swojego miejsca.

„Maelstrom” to film bardziej udany od „32 sierpnia na Ziemi”, ale i tutaj można odnieść wrażenie, że pod interesującą formą kryje się dość banalna historia. Być może sam Denis Villeneuve to wyczuł, bo po tym filmie zrobił sobie długą, prawie 10-letnią, przerwę od filmów pełnometrażowych. W jego przypadku widać, że czasem takie przerwy w poszukiwaniu swego artystycznego „ja” mogą okazać się dobrym pomysłem.

Politechnika

Pierwszy film Villeneuve’a po niemal dekadzie przerwy od kina to było niezwykle mocne uderzenie. Czarno-biały zapis masakry, która rozegrała się w szkole w Montrealu w 1998 roku  to rzecz, której nie powstydziłby się Paul Greengrass. Tyleż samo wstrząsająca co formalnie precyzyjna. To bez wątpienia jeden z najbardziej intensywnych filmów reżysera. Po tym filmie kariera Villeneuve’a zaczęła nabierać imponującego rozpędu.

Przeczytaj także: Ile kont SkyShowtime możemy założyć i z ilu profili korzystać?

Labirynt

Powyżej opisany “Wróg” mocno mnie rozczarował, ale w tym samym roku (czyli w 2013) Denis Villeneuve dał światu jeszcze jeden film. I z miejsca odpokutował za tamtą wpadkę. „Labirynt” to znakomity thriller, który mocno angażuje emocjonalnie widza. Odznacza się wspaniałymi zdjęciami i kreacjami aktorskimi. Jake Gyllenhaal i Paul Dano kradną show Hugh Jackmanowi, ale i on spisuje się świetnie.

Pod wieloma względami „Labirynt” to klasyczny w konstrukcji amerykański/hollywoodzki thriller, ale Villeneuve potrafił nadać mu autorskiego sznytu pokazując tym samym, że nie będzie on twórcą, który da się ujarzmić włodarzom Fabryki Snów, tylko zamierza opowiadać historie po swojemu. Co zresztą udowodnił w kolejnych swoich produkcjach. Film można obejrzeć m.in. na Amazon Prime Video.

Blade Runner 2049

Gdy świat obiegła wieść, że powstaje sequel “Blade Runnera” chyba większość fanów zareagowała miksturą ekscytacji i obaw. Sequele kultowych dzieł sprzed dekad rzadko się bowiem udają. Im więcej lat mija od premiery danego filmu, tym bardziej ulatuje jego dawny charakter. Do tego techniki filmowania się zmieniają, szczególnie te pomiędzy latami 80. XX wieku, a drugą dekadą XXI wieku.

Do tego inny reżyser na pokładzie również wznieca obawy czy uda mu się utrzymać ducha oryginału. Denis Villeneuve jednak wyszedł z tego wyzwania zwycięsko, czym tylko potwierdził, że blisko mu do mistrzostwa w swoim fachu. Dokonał on bowiem rzeczy prawie niemożliwej, a mianowicie stworzył sequel filmu sprzed ponad 30 lat, który zachował ducha oryginału, jednocześnie będąc dziełem na wskroś współczesnym i co najważniejsze, okazał się  właściwie tak samo udanym jak pierwowzór. Film obejrzycie m.in. na Netflix.

Sicario

Mocne, chwilami wstrząsające, genialne zagrane i wspaniale sfilmowane (zdjęcia to mistrzostwo świata) dzieło. Denis Villeneuve osiągnął w nim perfekcję jeśli chodzi o gatunek thrillera. Napięcie budowane jest fenomenalnie, do tego stopnia, że chwilami aż trudno wysiedzieć w spokoju w fotelu. Benicio Del Toro potwierdził w nim swoją klasę, ale najwięcej wygrała na tym filmie Emily Blunt, która po „Sicario” przeszła do aktorskiej pierwszej ligi. Film znajdziecie m.in. na Amazon Prime Video.

Diuna: część druga

Jestem w szoku, że ten film aż tak się udał! Dawno, bardzo dawno nie widziałem czegoś takiego w kinie rozrywkowym. Druga „Diuna” onieśmiela swoją skalą, majestatem, stanowi potężne audiowizualne uderzenie w nasze zmysły. Film ten wziął mnie z zaskoczenia, bo jak widać powyżej, pierwsza „Diuna” nie zachwyciła mnie szczególnie. Kontynuacja to jednak w swoim gatunku dzieło bliskie perfekcji, poruszające fascynujące kwestie związane z naturą wojny, przeznaczenia, fundamentalizmu, korupcji.

Cała obsada zachwyca, choć mi w pamięć najbardziej wbiła się kapitalna kreacja Austina Butlera. Cały film zresztą wżera się w pamięć i absolutnie nie jest jednym z tych dzieł, które po seansie ulatują z naszych głów. Drugą „Diuną” Denis Villeneuve już bez dwóch zdań potwierdził, że jest potęgą jeśli chodzi o wielkie widowiska. Równać się z nim obecnie może tylko Christopher Nolan. Już teraz można czekać, aż Diuna 2 pojawi się online, a dostępna będzie na HBO Max.

Przeczytaj także: Helldivers 2 bije rekord GTA V, a serwery nie wyrabiają. 

Nowy początek

„Nowy początek” był pierwszą próbą Villeneuve’a w mierzeniu się nie tylko z gatunkiem science-fiction, ale też z kinem widowiskowym. Choć był to jedynie wstęp, bo oczywiście film ten jest względnie skromny od strony formalnej. Większy nacisk kładziony jest tu na fabułę, i cóż, nie będę ukrywać, że mam słabość do takich historii, które wykorzystują poetykę sci-fi, do ciekawych alegorii dotyczących nas samych. Właściwie wszystko w tym filmie trafia w czuły punkt w moim filmowym serduchu. Począwszy na świetnych rolach Amy Adams i Jeremy’ego Rennera, poprzez, po raz kolejny, przepiękne zdjęcia, po ciekawe motywy narracyjne oraz samo to, że na dobrą sprawę jest to film o komunikacji. Może dla niektórych jest to pretensjonalne, jak jednak ten film kupiłem z ogromnym zachwytem. Film zobaczycie m.in. na Amazon Prime Video.

Pogorzelisko

„Pogorzelisko” wzięło mnie swego czasu z zaskoczenia. Widziałem go na Warszawskim Festiwalu Filmowym, wówczas Denis Villeneuve nie był znanym twórcą, z jego filmografii kojarzyłem wtedy tylko „Maelstrom”, bo też w tamtym okresie nie miał zbyt wielu dokonań na koncie. Ale do dziś pamiętam przygniatające wrażenie, jakie „Pogorzelisko” na mnie zrobiło.

To jeden z nielicznych filmów z XXI wieku, które uważam za arcydzieło i plasuję na mojej osobistej liście najlepszych filmów, jakie widziałem. To też dzieło, które z miejsca sprawiło, że Villeneuve stał się jednym z moich ulubionych twórców, a przez następne lata reżyser ten tylko potwierdzał tę opinię. Nic więcej nie dodam, bo niełatwo oddać słowami wielkość tego filmu – jeśli go nie oglądaliście, to koniecznie nadróbcie.

Źródło: opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: Warner Bros. / Lionsgate, materiały prasowe / montaż własny

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw