VTuber – rosnący fenomen. Kim jest, jak nim zostać i kto jest najpopularniejszy?

9 minut czytania
Komentarze

VTuberzy to animowane postacie, które w ostatnich latach zamieszały światem YouTube’a oraz Twitcha. Urocze avatary z podłożonym motion capture nie tylko łatwo zastępują rzeczywistych twórców treści, ale są też idealnymi maszynkami do zarabiania pieniędzy dla wielkich korporacji. To również znacznie bardziej skomplikowana historia, której początki sięgają pierwszej dekady XXI wieku.

Zanim nastali VTuberzy, Japonią rządziła Hatsune Miku

Aby zrozumieć historię VTuberów, czyli wirtualnych YouTuberów musimy się przenieść do roku 2004. Wraz ze swoim zespołem w korporacji Yamaha, Kenmochi Hideki wypuszcza na świat Vocaloid, syntezator śpiewu w formie prostego oprogramowania dla komputerów.

Aby Vocaloid mógł działać poprawnie, należy go połączyć z jednym z banków głosów, dostępnych oczywiście do osobnego zakupu. Użytkownicy mogą nakładać sylaby i słowa na linię melodyczną w taki sposób, by tworzyć rzeczywiste partie wokalne do swoich projektów, bez potrzeby angażowania drogich wokalistów. Co ważne, najnowsza wersja oprogramowania to Vocaloid 6 z 2022 r.

Jak do tego doszło, że narzędzie po 19 latach od swojej oryginalnej premiery dalej jest rozwijane? W 2007 r. firma Crypton Future Media wypuszcza pakiet banków głosów dla aplikacji Vocaloid. Twist polega na tym, że każdy z nich ma swoją maskotkę w formie animowanej ludzkiej postaci. Wśród nich znajdowała się też Hatsune Miku, która momentalnie przerodziła się w wirtualną gwiazdę muzyki pop.

Producenci muzyki, animatorzy, a także zwykli słuchacze — wszyscy pokochali Hatsune Miku. Wirtualna dziewczyna o turkusowych włosach grała pierwsze koncerty na projektorach już w 2009 r., a rok później doczekała się już pierwszej gry rytmicznej na konsolach, portowanej wielokrotnie na nowszych platformach.

Zachwyceni byli również marketingowcy. Nagle okazało się, że można całkowicie sfabrykować popkulturowy fenomen, który będzie zarabiać miliony. Twórcy Hatsune Miku nie muszą się bać o żaden skandal wizerunkowy, bo ta nie ma własnej woli! Taka wizja zachęciła pozostałych, do stworzenia własnych animków z marketingowym potencjałem.

Kizuna AI — VTuberka, która śpiewa, ćwiczy i gra na żywo

Oficjalna strona internetowa Kizuna AI, protoplasty VTuberek

Następnym, tak wielkim fenomenem w Japonii okazała się Kizuna AI, powstała nieco później, bo w 2016 r. Choć jej działalność uległa zawieszeniu w lutym 2022 r., główny kanał na YouTube dalej subskrybuje 3,05 mln osób! Ciekawostką niech będzie fakt, że na PlayStation VR2 niedawno trafiła gra rytmiczna z udziałem Kizuna AI.

Wszystkich 5 polskich fanów Kizuna AI z pewnością jest wniebowziętych! (fot. PlayStation Store)

W porównaniu do Hatsune Miku, to już jest w pełni korporacyjny projekt, gdzie pod uroczą, animowaną dziewczynkę, tworzy się teledyski oraz nagrania z profesjonalnym montażem i scenariuszem. Zdecydowanie bliżej takiej Kizuna AI do napisanej postaci z anime, aniżeli rzeczywistej VTuberki.

Twórcy Kizuna AI prowadzili też transmisje na żywo z gier na osobnym kanale A.I. Games (1,45 mln subskrypcji), gdzie działalność przypominała już to, co robią współcześni VTuberzy. Zamiast typowej facjaty gracza, na rogu ekranu widzimy animka z ograniczoną mimiką twarzy, który rozmawia z widzami i reaguje w czasie rzeczywistym na to, co dzieje się na ekranie.

HoloLive oraz przyczyny popularności VTuberów

75 różnych VTuberów mówiących w 3 językach (angielski, indonezyjski, japoński), których popularność składa się na ok. 50 mln subskrypcji na YouTube — takimi statystykami może się pochwalić HoloLive Production, japońska agencja, jakiej zadaniem jest popularyzacja swoich postaci na platformach streamingowych, a także projektowanie i sprzedaż gadżetów, występów i współprac reklamowych dla VTuberów.

O ile na tym etapie popularność VTuberów w krajach azjatyckich nikogo nie dziwiła, trend w zaskakujący sposób przeniknął do Stanów Zjednoczonych. To nie tylko skłoniło agencje takie jak HoloLive do ekspansji na zachód, ale też cały tabun twórców z Europy i USA do spróbowania własnych sił.

vtuber
Kobo Kanaeru to indonezyjska gwiazda HoloLive Production, która tylko na YouTube zebrała 1,92 mln subskrypcji (fot. YouTube / Kobo Kanaeru Ch. hololive-ID)

Obecnie najbardziej popularną, niezależną VTuberką poza krajami azjatyckimi jest działająca od 2015 r. holenderska Shylily (711 tys. subskrypcji na YouTube, 1,1 mln obserwujących na Twitch). Jej postać opisuje się jako hybrydę orki i dziewczyny, która wyłoniła się z morza i wskazuje zagubionym podróżnikom drogę. Podczas transmisji cechuje się tym, że lubi w słodki sposób rzucić jakimś sprośnym żartem.

Co dość płynnie prowadzi nas do przyczyn popularności VTuberów. Zdecydowanie łatwiej jest mi zrozumieć, dlaczego ktoś decyduje się na taką formę streamowania. Wirtualny avatar, jakieś tło fabularne dla bohaterki oraz modyfikacja tonu głosu sprawiają, że da się jednocześnie stworzyć popularną postać i zachować anonimowość. No i jeżeli zależy nam wyłącznie na szybkiej monetyzacji naszej pracy, sposobów na seksualizację takiego kontentu istnieje na pęczki.

Widzowie VTuberów wskazują, że śledzą ich m.in. przez możliwość kontaktu z językiem japońskim na żywo. Oglądającym zdecydowanie również łatwiej zaakceptować, że taka postać — w porównaniu do rzeczywistych streamerów kreujących persony podczas transmisji — jest wyłącznie kreatywnym dziełem fikcji.

Osobiście jednak, trudno mi traktować poważnie osobę, której zmodulowany japoński głos brzmi jak słodka dziewczynka z anime. Jeszcze gorzej, gdy taka posługuje się łamanym angielskim (tzw. Engrish) lub mówi w nienaturalny sposób. Nie wiem, czuję się wówczas winny, że poświęcam swój cenny czas, na minuty z takim kontentem. A historia już pokazała, że za pięknym awatarem, może kryć się mniej powabny facet.

Przykłady jednak pokazują, że da się zostać VTuberem po ludzku. Moim ulubionym jest polska, sympatyczna Maoska (1,3 tys. obserwujących na Twitch), która używa animowanej postaci, ale też mówi do widzów naturalnym głosem po polsku, przez co transmisja jest naprawdę przyjemna w odbiorze.

Jak zostać VTuberem? Wystarczy zestaw odpowiednich narzędzi

Jeżeli chcielibyście kiedyś spróbować własnych sił w streamowaniu na Twitch, ale nie zależy Wam na pokazywaniu twarzy w Internecie, stworzenie VTubera nie jest najgłupszym z pomysłów, szczególnie iż nie trzeba wówczas sprzątać pokoju, by wyglądał ładnie w tle, inwestować w światła, czy też kupować żadnego greenscreena.

Najpierw należy stworzyć postać. Najprościej zrobić to za pośrednictwem darmowej aplikacji VRoid Studio. Użytkownicy mogą tu skorzystać z kilku gotowych projektów i te zmodyfikować, lub stworzyć własnego avatara całkowicie od zera. Kreator nie odbiega stopniem zaawansowania od tego, co możecie zobaczyć w takich grach jak The Sims 4 czy Cyberpunk 2077.

Niech suwaczki Was nie przestraszą, obsługa VRoid Studio jest naprawdę prosta! (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Gotowy awatar eksportujemy jako plik *VRM. W tym celu klikamy w prawym górnym rogu na ikonkę eksportu (strzałka w górę otoczona nawiasem kwadratowym). W nowym oknie uzupełniamy wymaganą nazwę i autora postaci, oraz — to ważne — zaznaczamy format VRM 0.0, po czym znów klikamy Export. Wybieramy lokalizację na dysku twardym i przechodzimy do kolejnego darmowego programu — VSeeFace.

Po pobraniu i rozpakowaniu VSeeFace, otwieramy aplikację. Wrzucamy do niej przygotowany wcześniej plik *VRM, a w bocznym panelu ustawień wybieramy naszą kamerę oraz mikrofon, który posłuży do przekazania transmisji na żywo.

Główne okno aplikacji VSeeFace (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Po kliknięciu Start nasza kamerka zostanie uruchomiona, a my zobaczymy awatar, który nabiera życia wraz z kolejnymi ruchami głowy. Zależy nam tutaj na efekcie transparentności, tj. postaci całkowicie wyciętej z tła, jak pliki *PNG. Dlatego też klikamy drobny przycisk w prawym dolnym rogu ekranu, tuż pod informacjami o rozdzielczości i prędkości animacji, by uzyskać efekt, jak na drugiej grafice z poniższej galerii.

Pozostaje więc nam ostatni etap — uruchomienie transmisji! Do tego posłużymy się znaną aplikacją do tworzenia scen, czyli OBS Studio. Pamiętajcie, że VSeeFace musi pozostać włączone w tle. Zakładka, która najbardziej będzie nas interesować w OBS Studio to Źródła Obrazu, druga od lewej na dole ekranu.

Główne okno aplikacji OBS Studio (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Najeżdżamy myszką na panel Źródła obrazu i z plusika wybieramy pole Przechwytywanie gry. Pojawi nam się nowe okno, w którym zaznaczamy dokładnie takie same ustawienia, jak na grafice poniżej.

Ustawienie Uwzględnij przezroczystość włączamy, a Przechwytuj kursor wyłączamy. (fot. Szymon Baliński / android.com.pl

Jeżeli ukończycie ten etap konfiguracji, klikamy przycisk OK. To jest moment, aby dostosować pozycję naszego awatara na ekranie. Czerwony prostokąt możemy rozszerzać, zwężać, a także przenosić według uznania.

Prawy dolny róg brzmi jak idealne miejsce dla mojego awatara (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Jedyne co pozostaje teraz zrobić, to przygotować kolejne źródło obrazu — na nim wyświetlimy grę, którą będziemy streamować. Co ważne, w hierarchii musi ono znajdować się pod awatarem. Ponownie ustawiamy przechwytywanie konkretnego okna (patrz poniżej), wybieramy z listy uruchomionych aplikacji naszą grę, wyłączamy śledzenie kursora myszy i gotowe!

Aby móc rozpocząć transmisję, trzeba jeszcze połączyć konto na platformie Twitch lub YouTube z programem OBS Studio. W tym celu kierujemy się na lewy górny róg ekranu, wciskamy Plik —> Ustawienia.

Jeżeli chcecie streamować na YouTube, rozwińcie pasek nad przyciskami (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

W nowym oknie znajdujemy sekcję Stream, a przycisk Podłącz konto (zalecane) zaprowadzi Was do autoryzacji konta na pożądanej platformie. Gdy zakończycie tę procedurę, możecie zacząć wielką przygodę przez wciśnięcie guzika Rozpocznij Stream. Gratuluję, właśnie zostaliście VTuberami!.

fot. Twitch/Projekt Melody

Motyw