James Cameron Ghost of the abyss making of

Na czym polega fenomen Jamesa Camerona? Jego filmy zarabiają miliardy

11 minut czytania
Komentarze

Królem świata może nie jest, ale masową wyobraźnią na pewno włada jak nikt inny. Jego trzy filmy znajdują się nie tylko w TOP 5 najbardziej kasowych produkcji wszech czasów, ale też przekroczyły próg 2 miliardów dolarów w kasach światowych kin. Bez względu więc na to, czy go lubicie, czy nie, James Cameron to absolutny fenomen popkultury i świata kina.

James Cameron – trzy jego filmy zarobiły ponad 2 mld dol.

Terminator 2

Oczywiście na wstępie warto nadmienić, by uprzedzić ewentualne, choć oczywiście mile widziane, komentarze, że to, ile dany film zarabia pieniędzy i czy bije rekordy kasowe oraz na jakiej pozycji w box office się znajduje, w żadnym stopniu nie równa się jego jakości ani wielkości danego reżysera. To nie jest tak, że twierdzę, iż James Cameron jest najlepszym reżyserem świata i że jego trzy filmy, które zarobiły ponad 2 mld dol., są najlepszymi w historii. Wręcz przeciwnie. O ile jeszcze „Titanica” uznaję za arcydzieło (opinię tę nie wszyscy podzielają), tak już obie części serii „Avatar” to dla mnie imponujące osiągnięcia technologiczne opakowane w dość przeciętną i przewidywalną historię.

Tak więc ten tekst to nie będzie pean na cześć Jamesa Camerona jako najlepszego reżysera w dziejach. Ale też mimo wszystko warto zauważyć, iż to, co Cameron osiągnął, jest pewnym wyznacznikiem jego wyjątkowości na tle innych twórców. Nie było dotąd reżysera, który był w stanie na przestrzeni wielu lat okupować swoimi dziełami absolutną czołówkę najbardziej kasowych filmów w historii kina (nie licząc inflacji oczywiście). W latach 80. George Lucas i Steven Spielberg trochę się zamieniali miejscami, ale też pojawiały się inne filmy, które z czasem zaczęły wprowadzać różnorodność w tych zestawieniach. James Cameron natomiast od 1998 roku okupuje czołówkę globalnego box office wszech czasów filmem „Titanic”. Przez ponad dekadę zajmował on pierwszą pozycję, z której zrzucił go… on sam, kolejnym filmem „Avatar” w 2010 roku. 13 lat później, do tej „ekipy” dołączył też „Avatar: Istota wody”. Wszystkie z tych trzech wyżej wymienionych filmów jednego reżysera zarobiły ponad 2 mld dol. w skali globalnej. Nikomu dotąd nie udała się ta sztuka.

Top 5 najbardziej kasowych filmow wszech czasow
Pierwsza piątka najbardziej kasowych filmów wszech czasów, źródło: Boxofficemojo.com

Co więcej, tylko sześć, na ten moment, filmów w całej historii kina zarobiło ponad 2 mld dol. Poza dziełami Camerona udało się to tylko „Avengers” Koniec gry”, „Przebudzeniu Mocy” oraz „Avengers: Wojna bez granic”. To tylko bardziej uwidacznia to niesamowite dokonanie. Tym bardziej mając na uwadze to, że np. taki „Koniec gry” był finałem wielkiej sagi Marvel Cinematic Universe, budowanym przez lata całą machiną filmów i seriali, z genialnym cliffhangerem umieszczonym na końcu „Wojny bez granic”, z milionami widzów zaangażowanymi w pełni w tę opowieść, bohaterów i wyczekujących z niecierpliwością na finisz tej części opowieści MCU. A i to nie sprawiło, że film Marvela przebił pierwszego „Avatara”, bo zajmuje drugie miejsce w box office wszech czasów.

Przeczytaj także: Zarabiają lepiej od ciebie, a nawet nie istnieją. Oto najwięksi wirtualni influencerzy.

Jak pisałem wyżej, wyniki finansowe danych filmów nie równają się jakości – wystarczy spojrzeć tylko na serię „Transformers”. Jednak nierozważnym byłoby je też z drugiej strony totalnie ignorować. Było nie było, za każdym kupionym biletem stoi żywy człowiek, który z własnej woli wybrał się do kina i zdecydował, że chce dany film obejrzeć i tym samym zapłacić za to pieniądze. O ile jeszcze w przypadku serwisów streamingowych można snuć teorie spiskowe o botach, które teoretycznie mogą nabijać puste oglądalności, albo widzach, którzy po np. kwadransie przestają oglądać dany film, bo im się nie podoba, tak w przypadku kin chyba nie da się zrobić analogicznie. Jest więc coś w filmach Camerona, co przyciąga wyjątkowo i rekordowo dużą liczbę widzów. Jest coś w jego twórczości, pomysłach i podejściu do tworzenia filmów oraz opowiadania historii, co rezonuje z masową publicznością. Nawet jeśli jego filmy nie opowiadają najlepiej napisanych fabuł, nie są zbytnio odkrywcze pod kątem scenariuszowym i daleko im do ambitniejszych arcydzieł, to jednak to właśnie James Cameron, a nie, dajmy na to Martin Scorsese, Paul Thomas Anderson, czy nawet jakiś bardziej komercyjny twórca, przyciąga do kin najwięcej ludzi. Dlaczego?

James Cameron i tajemnica jego sukcesu

James Cameron Avatar 2 making of
źródło: 20th Century Studios

Tak naprawdę na pytanie na czym polega fenomen Jamesa Camerona trudno wskazać jedną właściwą odpowiedź. Piękno branży związanej z rozrywką i sztuką polega na tym, że nie da się do końca zmierzyć i wysnuć jednego wzorca i przepisu na sukces oraz trafienia w gusta setek milionów ludzi. Powód może być więc jeden, albo kilka, mogą to być też czynniki zupełnie inne, niż nam się wydaje.

Z pewnością w tym przypadku Cameronowi pomaga fakt, że zdołał, dzięki swoim poprzednim dokonaniom, ugruntować sobie bardzo mocną pozycję w Hollywood oraz w świadomości fanów, jako spec od kina science-fiction. Dodatkowo, dzięki nieoczekiwanemu, także przez niego samego, sukcesowi „Titanica” dał się też poznać szerszej publiczności jako po prostu nadzwyczaj sprawny filmowiec-rzemieślnik, ale z wizją. Nie muszę chyba specjalnie nikogo przekonywać o tym, że James Cameron to pod względem formalnym czołówka reżyserów wszech czasów. Może nie jest w pierwszej trójce, ale sam bym go prawdopodobnie umieścił pod tym względem w pierwszej piątce, a już na pewno w TOP 10. Ale też, mimo tego, iż nie pisze on nadzwyczaj wybitnych i kreatywnych scenariuszy, to konstruuje je w taki sposób, że są niemal perfekcyjnie uszyte pod gusta i potrzeby jak najszerszej widowni. To też jest pewnego rodzaju sztuka. W branży muzycznej czasem mówi się, że najtrudniej napisać prosty, ale nie prostacki kawałek popowy, który niemal każdemu wpadnie w ucho i jeszcze zapisze się na dekady w świadomości słuchaczy oraz będzie w stanie przekonywać do siebie kolejne pokolenia bez względu na obowiązujące mody. I taki talent posiada właśnie James Cameron. Sprawnie tworzy on filmowe popowe przeboje, według sprawdzonych receptur, znając oczekiwania widza, wiedząc, co go najbardziej angażuje oraz na jakich strunach emocjonalnych najlepiej zagrać i to czyni z niego ponadprzeciętnego twórcę.

Przeczytaj także: Matrix i Terminator to ten sam świat? Szalona historia sporu między twórcami a „Matką Matrixa”.

Do tego wszystkiego jest chyba jedynym autorem filmowym, który tak mocno, konsekwentnie i zażarcie popycha do przodu technologię. Oczywiście nie dla każdego widza jest to istotne, większość zapewne idzie do kina, bo chce zobaczyć świetne widowisko albo ciekawą historię, natomiast wkładu w rozwój techniki oraz efektów specjalnych w kinie Cameronowi nie można odebrać. A to także część kinematografii. Kino to nie tylko fabuła i obraz sam w sobie, ale też cała ogromna machina związana z technologiami, budową scenografii, logistyką i tym podobnymi. Nie każdy film tego potrzebuje, ale widowiska jak najbardziej, a jednak to na nie przychodzi najwięcej ludzi do kin. Istotny jest też fakt, że James Cameron rozwija technologię, ale nie zapomina w tym procesie o ludziach. A więc nadal ważni są dla niego żywi aktorzy obecni na planie, jak i ekipa techniczna, bo nadal istotne jest zbudowanie realnego planu, na którym aktorzy odtwarzają swoje kreacje. To zupełnie inny poziom niż, to co serwował nam na początku XXI wieku George Lucas z trylogią prequeli Star Wars, jak o też różny od tego, co obecnie robi Marvel z Disneyem, gdzie coraz częściej scenografię zastępują wielkie ekrany, na których pokazywany jest obraz tła/otoczenia, w którym rozgrywa się dana scena. Ci widzowie, którzy zwracają uwagę na te aspekty, z pewnością cenią Camerona za jego starania.

Oprócz tego wszystkiego twórca „Avatara” ma po prostu nosa do historii, które rezonują z widzami. Swoisty filmowy szósty zmysł. Po raz pierwszy objawił się on w swojej maksymalnej skali przy „Titanicu”. Film ten był drastycznym odejściem od gatunku science-fiction, z którym dotąd był kojarzony James Cameron. Oparty na faktach „Titanic”, który w połowie okazał się romansem, a w drugiej połowie kinem katastroficznym prawdopodobnie przyciągnął w większości widownię, która niekoniecznie oglądała jego poprzednie filmy. Przy okazji „Avatara” zrobił coś odwrotnego – wrócił do science fiction, ale przyciągnął do tej produkcji widzów, którzy niekoniecznie wcześniej chodzili na takie filmy do kina.

Przeczytaj także: Terminator reboot – James Cameron w trakcie rozmów. Jednak czy komuś to potrzebne?

Jak pisałem wcześniej, jego szósty zmysł w pisaniu filmowych piosenek popowych działa na najwyższych obrotach w tym zakresie. Choć ze względu na to, że tworzy bardzo małą ilość filmów – od 1997 roku jego jedyną fabułą jest „Avatar” i jego sequel – to oczywiście trudno zweryfikować siłę tego szóstego zmysłu. Kiedy reżyseruje się trzy filmy fabularne w ciągu 25 lat, to łatwiej jest omijać artystyczne wpadki. Steven Spielberg, czyli chyba jedyny mistrz kina rozrywkowego, który może się równać, albo i przewyższa Camerona pod względem rozumienia potrzeb masowego widza, kręci filmy co 2-3 lata, a bywa, że i częściej, przez co też popełnia więcej błędów, bo nie każdy jego film jest w pełni udany, szczególnie w ostatnich latach. Aczkolwiek przy tej okazji gorąco polecam jego najnowszy film – „Fabelmanowie”.

James Cameron – król powrotów

Wracając jeszcze do głównego bohatera niniejszego tekstu, to na obecnym poziomie jego popularność i renoma są właściwie samonapędzającą się maszyną. Nie kojarzę wielu filmów nawet najpopularniejszych reżyserów, które liczne kina na całym świecie tak chętnie goszczą po latach na swoich ekranach. Przed premierą filmu „Avatar: Istota wody” mogliśmy ponowie obejrzeć w kinach, także w IMAX, pierwszego „Avatara”. Pamiętam też, że na 15-lecie premiery „Titanica” w 2012 roku ów film powrócił do kin w wersji 3D (która robiła piorunujące wrażenie) i stała się niemałym kasowym przebojem, cementując tylko pozycję tej produkcji w TOP5 box office wszech czasów. W lutym 2023, tym razem na 25-lecie premiery „Titanic” znowu powraca do kin na całym świecie w wersji zremasterowanej w 4K. 

Sądzę, że to nie ostatni raz, kiedy zobaczymy powrót tego filmu do kin. Tak samo z dwoma częściami „Avatara”. Założę się, że przy okazji premiery filmu „Avatar 3” do kin powrócą dwie poprzednie. Tym samym dystans filmów Camerona względem konkurencji tylko będzie się powiększał.

Na koniec warto też nadmienić, że James Cameron zdobył także serca polskiej publiczności. A to wcale nie jest tak, że Polacy chętnie łykają wszystkie filmowe mody i wydarzenia, które przychodzą do nas z Hollywood. Dla przykładu, obecnie wyświetlany w kinach „Avatar: Istota wody” zgromadził w polskich kinach ponad 3 miliony widzów! To ogromna liczba jak na polskie standardy.

Avatar istota wody polski box office
Polski box office, dane na 22 stycznia 2022. Źródło: www.sfp.org.pl

Nawet w czasach przed pandemią mało który, w tym polski, film był w stanie gromadzić tak wielką publiczność. A mówimy tu jednak o czasach post-pandemicznych, w których kina nie wyrabiają przeważnie tej samej frekwencji co przed 2020 rokiem. Plus, „Avatar: Istota wody” miał premierę w okresie okołoświątecznym, a ten jest w Polsce od zawsze jednym ze słabszych, jeśli chodzi o chodzenie do kina. Mimo wszystko James Cameron i tak bez problemu wyśrubował u nas imponujący wynik.

Przeczytaj także: Najlepsze filmy science-fiction w historii.

Co przyniesie przyszłość dla James Camerona i jego fanów? Cóż, biorąc pod uwagę wiek reżysera (68 lat w chwili pisania tego tekstu) i fakt, że w sequele „Avatara” będzie zaangażowany przynajmniej do 2028 roku, można przyjąć, że pozostanie on na Pandorze do końca swojej kariery. Dla jednych to pewnie dobra wiadomość, dla drugich gorsza. Jedno jest prawie pewne – osobiście wątpię, że kiedykolwiek pojawi się drugi reżyser, który zdoła dokonać tego samego pod kątem finansowym co James Cameron.

Motyw