Ilustracja Ziemi z widocznymi zorzą polarną i nocnymi światłami miast na kontynencie amerykańskim.

Burza geomagnetyczna ma zniszczyć nasz świat w 2024 roku. Sprawdziłem, ile w tym prawdy

9 minut czytania
Komentarze

Obecny cykl słoneczny jest coraz bliżej swojej szczytowej aktywności. Dzięki temu mogliśmy obserwować już kilkukrotnie zorzę polarną nad Polską i wiele wskazuje na to, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazję jeśli nie w tym, to w przyszłym roku. I jak z każdym szczytem aktywności cyklu słonecznego pojawiają się głosy, które wieszczą rychły upadek cywilizacji spowodowany zniszczeniem sieci energetycznej, ogólnoświatowego blackoutu oraz wszystkich urządzeń zasilanych przez prąd. Dlatego też postanowiłem sprawdzić, czy naprawdę nam cokolwiek zagraża, odwołując się do ekspertów. 

Burza geomagnetyczna i szczyt cyklu słonecznego

Burza geomagnetyczna
fot. wikimedia commons/CC 2.0/NASA Goddard Space Flight Center

Warto zacząć od… podstaw, czyli od cyklu słonecznego. Jest to okresowa zmiana aktywności słonecznej mierzona liczbą plam na powierzchni naszej gwiazdy. Zasada jest prosta: im więcej plam, tym wyższa aktywność Słońca. Pełny cykl ma 22 lata, jednak co około 11 lat występuje maksimum aktywności. Dlatego też wiele źródeł wspomina o cyklu 11-letnim. Obecnie znajdujemy się w 25. cyklu słonecznym, który rozpoczął się w grudniu 2019 roku. Oczywiście plamy słoneczne same w sobie nie stanowią dla nas zagrożenia. Problemem są koronalne wyrzuty masy, czyli uwalnianie olbrzymich ilości naładowanej materii o silnym polu magnetycznym. Te występują także pod nazwą rozbłysków słonecznych

Jeśli taki silnie naładowany obłok materii uderzy w ziemską magnetosferę, to zostanie przez nią zatrzymany, chociaż część z niej przedrze się tam, gdzie jest ona szczególnie słaba, czyli w okolicach biegunów magnetycznych. To właśnie w ten sposób powstają zorze polarne. Oczywiście takie wyrzuty, które trafiają w Ziemię, są stosunkowo częste. Zwykle są one jednak bardzo słabe i nie stanowią zagrożenia dla elektroniki na Ziemi, ani nawet dla tej w przestrzeni kosmicznej. 

Czasami jednak są one na tyle silne, że są w stanie wpłynąć na satelity, oraz są w pewnym stopniu odczuwalne przez sieci energetyczne. Wtedy mówimy już o burzach geomagnetycznych. W dużym uproszczeniu jest to zakłócenie w magnetosferze Ziemi spowodowanym przez interakcję z wiatrem słonecznym, lub rozbłyskami słonecznymi. Przykładem skrajnych efektów takiej burzy jest zdarzenie z 1989 roku, kiedy to burza geomagnetyczna spowodowała rozległą awarię w sieci energetycznej w Quebecu w Kanadzie. Tą jednak naprawiono w ciągu kilkunastu godzin. 

No dobrze, ale w jaki sposób są one w stanie wpłynąć na sieć energetyczną? Otóż zakłócenia te indukują energię elektryczną w przewodnikach, tak jak robią to prądy wirowe w kuchenkach indukcyjnych. Tym samym czysto teoretycznie żarówka podłączona do odpowiednio długiego przewodu, który nie jest podłączony do źródła zasilania, może się zaświecić podczas odpowiednio intensywnej burzy geomagnetycznej. 

Oczywiście nie jest to zjawisko, które daje nam po prostu darmowy prąd. Energia jest indukowana we wszystkich przewodnikach, jednak w myśl zasady: im większa jego długość, tym więcej energii zostaje zaindukowane. To natomiast może uszkodzić nie tylko same linie energetyczne, ale i urządzenia. Zwłaszcza te, które są podłączone do sieci elektrycznej. To natomiast może się zakończyć uszkodzeniem lub zniszczeniem kluczowych maszyn, oraz blackoutem obejmującym znaczną część świata. Mowa więc o konsekwencjach, na które dzisiejszy świat opierający się na błyskawicznym przesyle informacji nie jest gotowy. 

Burza geomagnetyczna w obecnym cyklu słonecznym

Poprzednie prognozy okazały się jednak błędne.

Skoro już wiemy, czym jest to zjawisko i jakie mogą być jego konsekwencje, to przejdźmy do odpowiedzi na pytanie: czy coś nam zagraża? W sieci krążą informacje o tym, że obecny cykl jest wyjątkowy i nieporównywalnie silniejszy, od poprzedników. Rzecz w tym, że tylko pierwsze określenie jest prawdziwe. Otóż wyjątkowość tego cyklu polega na tym, że wedle ustaleń naukowców Słońce osiągnie szczyt aktywności wiele miesięcy wcześniej, niż pierwotnie zakładano. Otóż pierwotnie ustalono, że ten nastąpi w lipcu 2025 roku. Teraz jednak okazuje się, że ten nastąpi między styczniem a październikiem 2024 roku. Trzeba przyznać, że okienko dostaliśmy niezwykle szerokie. Warto jednak pamiętać, że same cykle są dość nieprzewidywalne, więc odchylenie to nie oznacza, że ze Słońcem dzieje się coś niepokojącego. 

Jednak twierdzenia sugerujące jego niezwykłą na tle poprzedników siłę w najlepszym wypadku są niezrozumieniem tematu, a w najgorszym celowym wprowadzaniem ludzi w błąd. Otóż początkowo sądzono, że obecny cykl słoneczny będzie miał raczej niską intensywność i niczym szczególnym się nie wyróżni na tle poprzedniego, 24. cyklu, w którym odnotowano maksymalnie 115-116 (zależnie od źródła) plam słonecznych. Teraz jednak prognozy sugerują, że będzie on silniejszy, niż sugerowały pierwotne prognozy i w jego szczycie ma wystąpić od 137 do 173 plam słonecznych

Owszem, jest to znacznie więcej, niż poprzednim cyklu. Warto jednak podkreślić, że 24. cykl był jednym z najsłabszych w historii pomiarów. Co więcej, 23. cykl, który również nie był zbyt intensywny, charakteryzował się większą ilością plam słonecznych (180), niż prognozowane maksimum dla obecnego cyklu. Co więcej, cykl 19. przypadający na lata 60. czyli w czasach dość powszechnego dostępu do sieci energetycznej, miał w swoim maksimum aż 285 plam słonecznych, a mimo to nie spowodował żadnych większych problemów. Tym samym obecny cykl nie jest jakoś szczególnie groźny, wbrew temu, co niektórzy sugerują.

Burza geomagnetyczna Wydarzenie Carringtona

Burza geomagnetyczna

Warto jednak pamiętać, że o ile liczba plam słonecznych przekłada się na aktywność Słońca, to potencjalne zagrożenia nie do końca idą z nią w parze. Dobrym przykładem tego jest Wydarzenie Carringtona z 1859 roku. Nazwa ta pochodzi od Richarda Carringtona, który zaobserwował i opisał związany z nim rozbłysk słoneczny. Otóż w tamtym cyklu maksymalna liczba plam słonecznych wedle prognoz wynosiła 185. Problem w tym, że znaczenie ma nie tylko ich liczba, ale ich rozmiar, który idzie w parze z ewentualną siłą rozbłysku słonecznego. Natomiast kluczowe w tym wszystkim jest to, czy rozpędzona fala cząsteczek ominie Ziemię, czy też w nią uderzy. W pierwszym scenariuszu nawet potężny wyrzut nie wpłynie na naszą planetę. W drugim szczególnie mocny rozbłysk może doprowadzić do takiej samej tragedii, jaką była burza geomagnetyczna nazywana także jako Wydarzenie Carringtona.

Ta zarejestrowana w 1859 roku, największa zarejestrowana burza geomagnetyczna, znacznie uszkodziła wówczas system telegraficzny, powodując pożary z powodu iskrzenia sprzętu. Według relacji świadków działały nawet telegrafy odłączone od zasilania. Co jak najbardziej jest możliwe, ponieważ telegraf to po prostu prymitywne urządzenie komunikacyjne pozwalające na przesyłanie informacji za pomocą sygnału elektrycznego na prostej zasadzie: jest napięcie przez krótki czas – kropka, oraz jest napięcie przez długi czas – kreska. Stan bez napięcia oznaczał brak komunikacji, natomiast sygnały wysyłano przez zwieranie obwodów elektrycznych. Wydarzenie to nie tylko wpłynęło na same telegrafy, ale także uszkodziło sieć elektryczną.

Burza geomagnetyczna sposoby ochrony

Nie ma złej pogody, jest tylko złe przygotowanie. Kosmiczna pogoda jest tym, czym jest — naszym zadaniem jest się przygotować.

– Jake Bleacher, główny naukowiec NASA Human Exploration and Operations Mission Directorate.

Wedle szacunków wydarzenie na taką skalę mogłoby wywołać uszkodzenie sieci energetycznej na skalę globalną, którego skutki byłyby naprawiane od wielu dni, po wiele lat i to nawet w krajach wysokorozwiniętych. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy bezsilni i jedyne, co nam pozostało to bierne oczekiwanie na to, aż Słońce wypali nam sieć energetyczną. Dobrym przykładem są tutaj działania NOAA, które rozwija i udoskonala system ostrzegania przed burzami słonecznymi i rozbłyskami. Jest to możliwe, ponieważ chmury naładowanej materii poruszają się znacznie wolniej, niż światło. Możemy więc zaobserwować sam rozbłysk, oraz jego kierunek znacznie wcześniej i się na niego przygotować. Zwykle obejmuje to zabezpieczenie satelitów i ISS. 

To jednak niejedyny system tego typu. Godny uwagi jest także model DAGGER, który należy do NASA. Jest to system oparty na AI, który analizuje dane satelitarne NASA dotyczące wiatru słonecznego. Generuje on prognozę co minutę, a algorytm jest w stanie przewidzieć siłę i kierunek burzy słonecznej w mniej niż sekundę. Model ten zapewnia 30-minutowe ostrzeżenie przed potencjalnie niebezpiecznymi burzami słonecznymi, co jest kluczowe, biorąc pod uwagę, że aktywność słoneczna obecnie osiąga swoje maksimum.

Da to czas na wysłanie ostrzeżenia ludziom, oraz na odłączenie sieci energetycznej, co pozwoli zminimalizować straty. Oczywiście wygaszenie elektrowni w tak szybkim tempie nie jest możliwe. Pamiętajmy jednak, że nie jest także konieczne: wystarczy jedynie odłączyć turbiny elektryczne od maszyn parowych, aby nie generować więcej energii elektrycznej. 

W przypadku zwykłego, szarego człowieka kluczowe może być odłączenie wszystkich urządzeń elektrycznych od gniazdka. To samo w sobie powinno być wystarczającym zabezpieczeniem, które pozwoli uchronić większość sprzętów w przypadku potężnej burzy geomagnetycznej. Warto także przygotować swój dom na blackout, chociaż zrobić przy tym większe zapasy, niż tylko na skromne 72 godziny. Jeśli jednak nie chcecie wydawać fortuny na zjawisko, które najprawdopodobniej nie wystąpi, to pamiętajcie, że żeby zabezpieczyć się przed blackoutem, wystarczy zaledwie 100 złotych. Nie zapominajmy także, że brak energii elektrycznej może wynikać z wielu innych powodów, niż tylko burza geomagnetyczna. 

Burza geomagnetyczna: sposoby ochrony przed EMP

Burza geomagnetyczna

No dobrze, a co jeśli burza będzie na tyle silna, że wywoła potężne impulsy elektromagnetyczne szerzej znane jako EMP? Te przecież mogą zniszczyć także elektronikę, która nie jest podłączona do sieci. Tu pomocne mogą być klatki Faradaya. W tym celu można zamknąć elektronikę w metalowej skrzynce, lub po prostu owinąć ją folią aluminiową. Szybką formą ochrony może być także wrzucenie elektroniki do mikrofalówki – rzecz jasna wyłączonej. Piekarnik się do tego celu nie nadaje, ponieważ mikrofalówka ma ekranowane drzwiczki, a piekarnik już nie. 

Jakim cudem coś tak prostego działa? Otóż klatka Faradaya blokuje zewnętrzne statyczne i niestatyczne pola elektromagnetyczne. Dzieje się tak, ponieważ wszystkie te zakłócenia indukują się w samej klatce, która zarazem wyrównuje na swojej powierzchni różnice potencjału elektromagnetycznego, czyli napięcia. Tym samym wewnątrz niej nie występują zakłócenia pola wywołane przez zjawiska zewnętrzne. Warto jednak mieć na uwadze, że nawet w przypadku niezwykle potężnej burzy słonecznej, jak ta z 1859 roku, nie byłaby ona konieczna do ochrony urządzeń elektronicznych. 

Źródło: NASA(1), NASA(2), NOAA, YouTube

Motyw