Rozwój Androida spoczywa dziś w rękach Huawei, nie Google

4 minuty czytania
Komentarze

Polityczno-biznesowe zawirowania wokół Androida oraz perspektywa rychłych narodzin chińskich forków tego systemu to naruszenie ładu, do jakiego przyzwyczajeni jesteśmy od lat. Podobnie jak do tego, że rozwój Androida przebiega za sprawą powolnej popularyzacji wydawanych co roku nowych wersji nieco obok rynku, niekiedy o wiele lat wyprzeda panujące na nim warunki. Ale czy na pewno? A może to rozwój Androida goni za pomysłami, które w swoich autorskich nakładkach implementują producenci?

Martwy kult czystego Androida

Blokada Huawei zwróciła naszą uwagę na to, jak dziś od strony biznesowej przedstawia się rozwój Androida. Więcej wiemy o roli, jaką pełni w tym procesie Google oraz społeczność skupiona wokół Android Open Source Project. Wokół sprawy narosło wiele mitów, np. ten o rzekomym wstrzymaniu aktualizacji Androida na już dostępnych na rynku urządzeniach. W praktyce Google ma tu niewiele do powiedzenia, ale uwagę zwraca przy tej okazji inna kwestia. Tempo i kierunek prac nad „czystym Androidem”.

Czysty Android – to pojęcie także przez lata ewoluowało. Najbardziej ortodoksyjna praktyka to nazywać w ten sposób wyłącznie Android Open Source Project. Na co dzień najczęściej określa się tym mianem Android Open Source Project z preinstalowanymi usługami i aplikacjami Google. Niegdyś „czysty Android” był argumentem sprzedażowym, zachęcał konsumentów do wyboru produktów konkretnych producentów. Jeszcze kilka lat temu to właśnie ten aspekt decydował o popularności np. smartfonów Motorola.

Nieco później argumentem czystego Androida umiejętnie zaczęło posługiwać się HMD Global. Przy działaniach promocyjnych nowych Nokii akcentowano już jednak nie tyle czystego Androida, co płynące z niego i z zacieśnionej współpracy z Google korzyści. Mowa oczywiście o szybko wydawanych łatkach bezpieczeństwa i gwarancjach sprawnej aktualizacji do dużych nowych wersji systemu. Przecież jeszcze 2-3 lata temu niemała część urządzeń trafiała do utylizacji z taką samą wersją Androida, z jaką pojawiała się na sklepowych półkach.

Zobacz też: Czysty Android – jaki telefon wybrać?

Rozwój Androida dyktują producenci smartfonów, nie Google

Przez lata daleko idące modyfikacje Androida wprowadzane przez producentów były nawet wymieniane jako wada. Nie bez powodu – z reguły „producenckie nakładki” sprowadzały się do preinstalowania bloatware, nierzadko – o czym w ostatnim czasie niespodziewanie przypomniał Huawei – lokowania nachalnych reklam. W pewnym momencie proces ten jednak zaczął się odwracać, czego doświadczyłem podczas testów świetnego ASUS-a Zenfone 2, jeszcze z mobilnym układem x86 Intela. To jednak nie przez procesor zapamiętałem Zenfone’a 2, lecz przez zainstalowane na nim oprogramowanie.

Wydane w 2015 roku urządzenie oferowało bowiem obsługę dwóch aplikacji na dzielonym ekranie. Funkcja ta w „czystym” Androidzie pojawiła się dopiero rok później, a w praktyce – tj. jako aktualizacja dla dostępnych już wtedy na rynku smartfonów – nawet 2-3 lata później. Proces ten postępował i z czasem zacząłem odnosić wrażenie, że kult czystego Androida całkowicie się zdezaktualizował. To już nie Google i nie społeczność skupiona wokół Android Open Source Project nadawała ton branży, lecz producenci smartfonów i ich autorskie nakładki. Natywna funkcjonalność czystego Androida zaczęła gonić za swoimi modyfikacjami, nieudolnie zresztą.

Hongmeng wyjdzie nam na dobre

Przyjrzyjmy się najważniejszym nowościom ostatnich kilku dużych wydań Androida: w „siódemce” wspomniany dzielony ekran, w Androidzie 8 tryb Picture-in-Picture, usypianie powiadomień czy autowypełnianie formularzy hasłami, w Androidzie 9 obsługa nowych gestów, tryb adaptacyjny baterii… Słowem – wszystko, co już wcześniej dostarczali producenci we własnych nakładkach. Android Q? Ciemny tryb interfejsu, kolejne poprawki w obsłudze gestami i powiadomieniach. Znów nie sposób stwierdzić odstępstwa od reguły, że to czysty Android stara się nadążać za pędem rozwoju Androida dyktowanym przez największych producentów smartfonów.

Dlaczego przytaczam te cokolwiek historyczne przykłady? Aby dowieść, że dzisiejsze amerykańsko-chińskie zawirowania i pozornie niepewna sytuacja związana z rozwojem autorskiego forka Androida przez Huawei może nam się wszystkim bardzo przysłużyć! Podobnie jak ma to miejsce w światku linuksowym, tzw. fragmentacja jest słabością, ale także największą siłą Androida.

Jeśli na horyzoncie pojawi się nowa siła, to ma ona spore szanse kierunkować rozwój Androida. Najpopularniejszy system operacyjny na świecie ma od lat wyjątkowo mało efektowny cykl wydawniczy i zdrowa konkurencja na pewno mu się przysłuży. Podobnie, jak kiedyś to producenckie modyfikacje tego systemu odebrały inicjatywę czystemu Androidowi i pogrzebały jego kult, tak dziś nadać nowy ton może oprogramowanie rozwijane przez Huawei.

Motyw