Smartfon na klawiaturze komputera z otwartym oknem czatu ChatGPT wyświetlającym przykłady pytań.
LINKI AFILIACYJNE

George R.R. Martin idzie na wojnę z ChatGPT. Będzie wielki pozew

4 minuty czytania
Komentarze

W świecie literatury i technologii rozgorzała ostra debata. George R.R. Martin, znany z serii Pieśń Lodu i Ognia, oraz inni znani pisarze, złożyli pozew zbiorowy przeciwko OpenAI, firmie stojącej za rozwiniętym systemem językowym ChatGPT. W pozwie autorzy zarzucają OpenAI hurtowe kopiowanie ich dzieł i wykorzystywanie ich w celu szkolenia swoich algorytmów sztucznej inteligencji.

George R.R. Martin pozywa ChatGPT

chatgpt
fot. Depositphotos/chetroni

Skup się na początku na argumentacji samych pisarzy. Ci twierdzą, że ich prace są wykorzystywane przez OpenAI bez ich zgody. Jonathan Franzen podkreśla:

Autorzy powinni mieć prawo decydowania, kiedy ich książki zostaną wykorzystane do 'szkolenia’ sztucznej inteligencji. Jeśli zdecydują się uczestniczyć w tych działaniach, powinni otrzymać odpowiednie wynagrodzenie.

Oczywiście inni autorzy podtrzymują to stanowisko. Oczywiście to nie tak, że autorów przeraża sama idea ChatGPT. Mają na to konkretne argumenty. Jednym z nich jest to, że ChatGPT odpowiada na zapytania, generując dokładne streszczenia książek Johna Grishama. Sam jednak znam osobę, która potrafi dokładnie streścić Władcę Pierścieni. Nie bardzo jednak rozumiem, w jaki sposób to narusza dobra J.R.R. Tolkiena.

Odstawmy jednak moje zrozumienie problemu na bok i wróćmy do stanowiska pisarzy. Ci chcą od sądu specjalnego certyfikatu, który zabroni OpenAI wykorzystywania ich dzieł w algorytmach sztucznej inteligencji bez ich uprzedniej zgody. Oprócz tego domagają się odszkodowania w niewyjawionej wysokości oraz ustawowego odszkodowania na poziomie 150 tys. USD za każdy wykorzystany utwór.

Nie każdy pisarz uważa ChatGPT za wroga

Warto jednak pamiętać, że ta grupa słynnych i bez wątpienia utalentowanych pisarzy, którzy chcą od OpenAI pieniądze z góry nie reprezentuje całego środowiska. Tu jak się okazuje, zdania są mocno podzielone. Postanowiłem więc zapytać Bartosza Szczygielskiego, autora powieści kryminalnych i wielu tekstów na Android.com.pl, czy byłby przeciwko temu, aby OpenAI szkoliło ChatGPT przy użyciu jego książek. Dostałem od niego następującą odpowiedź:

Czytanie to jedna z najlepszych metod uczenia się. Niezależnie od tego czy mowa o ludziach czy AI. Autorskiego stylu nie da się podrobić, a przynajmniej jeszcze nie, więc nie miałbym nic przeciwko temu, żeby ChatGPT uczył się na moich powieściach. AI samo z siebie nie będzie podrabiało mnie czy innych autorów. Tutaj mogą problem robić inni ludzie, którzy będą chcieli np. napisać książkę jak King. Nad tym jednak zapanować się nie da.

W opinii Bartka zagrożeniem mogą być nie tyle algorytmy, ile ludzie, którzy je wykorzystują w niewłaściwy sposób. Skąd wynika ta odmienność opinii? No cóż, Bartek jako fan technologii jest bardzo zaangażowany w zrozumienie tego, jak działa ChatGPT i podobne mu modele językowe, oraz w to, jak mogą one zostać wykorzystane w życiu codziennym. Wyżej wspomniani autorzy mogą natomiast nie mieć tak kompleksowej wiedzy na temat działania AI. 

Pozwanie ChatGPT jest jak grzebanie patykiem w mrowisku

Czego oczywiście nie polecam, ponieważ niszczy to gniazda tych pożytecznych owadów. Jednak przyznam, że jako kilkulatek miałem mniej empatii do zwierząt, oraz znacznie więcej ciekawości, więc spróbowałem, a potem uciekałem, jak oblazły mnie mrówki. Jednak ta sytuacja może się tak właśnie skończyć. Rodzi się tutaj bowiem pytanie: czy autorzy powinni mieć pełną kontrolę nad tym, jak ich dzieła są wykorzystywane? A jeśli tak, to czy te zasady są uniwersalne?

W końcu nie tylko AI może się uczyć z cudzych książek. Robią to także ludzie. Zakładam, że znaczna większość pisarzy w swoim życiu przeczytała wiele książek innych autorów, które nie są bez wpływu na ich sposób myślenia podczas tworzenia historii, czy styl pisania. Czy ludzcy pisarze również powinni pytać autorów książek, które czytają o zgodę i im za to płacić? Nawet jeśli uznamy, że przecież i tak płacą, kupując książki, to pamiętajmy, że istnieją biblioteki, gdzie każdy może daną książkę wypożyczyć za darmo. 

Czy odcięcie AI od możliwości uczenia się z dostępnych literatur oznaczałoby, że ludzie również powinni być pozbawieni takiego prawa? Gdzie przebiega granica pomiędzy prawami autorskimi a wolnością informacji i wiedzy? To pytania, które będziemy musieli sobie zadać w najbliższej przyszłości.

Źródło: naekranie

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw