Mózg dziecka a smartfony. Uśmiechnięta kobieta w białym swetrze i małe niemowlę w różowym ubranku leżą na białym kocu i robią sobie selfie za pomocą smartfona.

Sharenting można porównać do Blackout challenge na TikToku. Tyle że zamiast siebie – krzywdzisz dziecko

9 minut czytania
Komentarze

Aż 81% dzieci jest obecnych w Internecie przed ukończeniem szóstego miesiąca życia. Zaskoczeni? Ja nie – wystarczy zobaczyć, co dzieje się w social mediach młodych rodziców. Zamieszczanie wizerunku swoich dzieci to pozbawianie ich arbitralnego prawa do decydowania o tym, co i gdzie jest o nich publikowane – tylko że niemowlak czy przedszkolak nie zgłosi sprzeciwu. Paradoksalnie to dorosły powinien chronić go przed zagrożeniem, a w tym przypadku to właśnie on wystawia je na strzał. I to nie tylko migawki aparatu.

Od narodzin aż po…

https://www.instagram.com/p/CKeEXyTlQkm/

Medialna „podróż” dziecka zaczyna się jeszcze przed narodzinami. Zdjęcia z USG widzi nie tylko rodzina i znajomi, ale także każdy na profilu na Instagramie. Potem koniecznie fotografia tuż po porodzie z datą, godziną i całą metryką urodzenia, a gratulacjom pod postem nie ma końca. Lajk, lajk, komentarz, telefon nie nadąża z powiadomieniami. Brzmi znajomo? Przecież takich zdjęć widzieliście tysiące.

Sharenting to pojęcie ukute z angielskich słów share i parenting, które oznacza dzielenie się w sieci treściami związanymi z rodzicielstwem – publikowanie zdjęć i filmików, ale także faktów, informacji i historii z życia dziecka. Jeśli chodzi o terminologię, możemy pójść jeszcze o krok dalej: oversharenting to nadmierne dzielenie się szczegółami dotyczącymi dzieci, a troll parenting określa rodziców udostępniających treści, które bezpośrednio ośmieszają i dyskredytują dziecko. Tak, naprawdę nauki społeczne musiały znaleźć nazwę na proces kompromitowania SWOJEGO dziecka w internecie.

Udostępnianie zdjęć dzieci nie jest prawem rodziców

– informuje psycholog edukacyjny Vanesa de la Cruz, cytowana przez El Pais.

O działaniu sharentingu wspominaliśmy już nie raz, ponieważ wcale nie jest to nowe zjawisko. Dr Anna Brosch z Uniwersytetu Śląskiego, która od lat w Polsce prowadzi badania na ten temat, już w 2018 roku alarmowała, że co czwarty rodzic permanentnie udostępnia informacje o swoich dzieciach na Facebooku. W 2020 roku Ministerstwo Cyfryzacji informowało natomiast, że aż 40% rodziców zamieszcza w sieci zdjęcia i filmy z wizerunkiem swoich dzieci, a statystyczny rodzic w ciągu roku upublicznia 72 zdjęcia i 24 filmy ze swoim potomstwem

Sharenting – samozadowolenie dla rodziców, problem dla dzieci

Ostatnio poruszałam temat sharentingu w związku z dość kontrowersyjną reklamą T-mobile, która ostrzegała rodziców przed publikowaniem zdjęć swoich dzieci, wykorzystując do tego technologię deepfake. Para, która nadmiernie dzieliła się życiem swojej córki w sieci, miała możliwość wysłuchania, wygenerowanej za pomocą sztucznej inteligencji, starszej wersji dziewczynki, która tłumaczyła im, jakie są niebezpieczeństwa takich działań. I w skrócie wymieniła większość niepożądanych sytuacji – dzieci mogą być narażone na kradzież tożsamości, stać się memami i być nękane przez swoich rówieśników, a ich zdjęcia trafić do banków erotycznych treści.

To nie są tylko nic nieznaczące frazesy albo „straszaki” – badania przeprowadzone na Uniwersytecie w Walencji ujawniają, że 72% materiałów przejętych od skazanych za podwójne przestępstwa seksualne były nieerotycznymi lub wtórnie seksualizowanymi zdjęciami całkowicie lub częściowo nagich dzieci, które znaleźli w źródłach komercyjnych, czyli, żeby być bardziej precyzyjnym, np. na Facebooku. Czyli tam, gdzie wrzucają je sami rodzice.

Ale nie tylko to jest niebezpieczne: dzieląc się życiem prywatnym dzieci, ich sprawy osobiste trafiają do mediów społecznościowych. Dr Brosch tłumaczy, że jako rodzice pozbawiamy ich nie tylko arbitralnego prawa do decydowania o sobie, ale także przywileju do bycia zapomnianym. A internet nie zapomina nigdy. Na pewno bez zastanowienia na hasło „dziecko-mem” możecie przywołać w pamięci przynajmniej kilka charakterystycznych obrazów: Bad Luck Brian, Side-eye Chloe, Disaster Girl i wiele, wiele innych.

Okazuje się, że nie trzeba jak T-mobile uciekać się do sztucznego generowania wirtualnych starszych wersji dzieci, które padają ofiarami sharentingu. Poniżej możecie zobaczyć, co kilkulatki i nastolatki mają do powiedzenia na temat swoich rodziców, którzy zamieszczają ich wizerunek w sieci:

Swoją drogą w powyższym filmie zaskakuje dialog pomiędzy kilkuletnią córką a jej matką:

– [matka] Jaki jest problem w tym, że opublikowałam to zdjęcie? Przecież wyglądasz ślicznie i to był miły moment. Co w tym złego?

– [córka] To, że mnie nie zapytałaś.

(…)

– [matka] Traktuje publikowanie tych zdjęć jako formę kontaktu z ludźmi, których znam na żywo. Skąd dziadek i babcia mają wiedzieć, co u ciebie?

– [córka] Przecież mogłaś do nich zadzwonić. Mogłaś zrobić wiele innych rzeczy, aby się z nimi skontaktować, zamiast umieszczać coś w social media.

rozmowa z materiału

Dlaczego robimy to dzieciom?

Odpowiedź może zaskoczyć – to egoistyczny powód chęci poczucia się docenionym. Kiedy publikujemy zdjęcie dzieci w internecie, nie spodziewamy się negatywnych komentarzy, a raczej „ahów” i „ohów” na temat naszej pociechy – takie reakcje łechczą nasze ego. Warto pamiętać, że to nie tylko proces psychologiczny, ale także neurobiologiczny, ponieważ powoduje, że w mózgu wydziela się więcej dopaminy, czekamy na coś ekscytującego i odczuwamy zadowolenie.

Podoba nam się, kiedy publika mediów społecznościowych wyrokuje, że nasza latorośl jest do nas podobna albo chwali umiejętności sprawnościowe kilkulatka, niezdarnie kopiącego piłkę. Dla naszej psychiki to nagroda w postaci komentarza czy lajka. Takie zjawisko nie tyczy się zresztą tylko sharentingu – tak samo działa dzielenie się także innymi treściami w social mediach, w których w centrum jesteśmy my sami.

W przypadku mediów społecznościowych nasz mózg otrzymuje „nagrodę” w postaci większej liczby komentarzy, lajków, serduszek. Kiedy wyczekujemy kolejnego komentarza, w części układu limbicznego w mózgu, zwanej układem nagrody, wydziela się więcej dopaminy i odczuwamy przyjemność. Na początku zadowala nas mała ilość tych „przyjemności”, ale z czasem potrzebujemy ich więcej i więcej, dokładnie tak jak hazardzista

– podkreśla neurobiolog i neuropsycholog z Uniwersytetu Jagiellońskiego Ilona Kotlewska.

I chociaż proces zachodzący w mózgu podczas oczekiwania na nagrodę po opublikowaniu zdjęć swoich czy pociech jest podobny, zamieszczając fotografię córki czy syna, jest mniejsze prawdopodobieństwo, że narazimy się na krytykę, a zwiększa się możliwość zyskania sporego wyróżnienia. System „premiowy” rośnie – w końcu w sieci rzadko kto posuwa się do krytykowania dzieci, a chwalić je jest komu.

https://www.instagram.com/p/CqivNBer99Q/

Dlaczego powinniśmy pomyśleć dwa razy, zanim zamieśmy wizerunek dziecka w sieci?

Zjawisko sharentingu zostało trafnie opisane w książce „Sharenthood” Leah Plunkett, która jest prodziekanką i profesorką na Uniwersytecie New Hampshire Franklin Pierce School of Law oraz wykładowczynią w Berkman Klein Center for Internet & Society na Harvardzie. Autorka zaznacza, że unikanie pokazywania twarzy dzieci w mediach społecznościowych ma bardzo duże znaczenie nie tylko dla ich bezpieczeństwa, ale także dla ich poczucia podmiotowości w miarę dorastania.

Nie tylko rodzice, ale też dziadkowie, trenerzy, nauczyciele i inni godni zaufania dorośli powinni unikać udostępniania zdjęć i filmów z dziećmi, aby chronić ich prywatność, bezpieczeństwo, przyszłe i obecne perspektywy, a także zdolność do tworzenia własnej historii o sobie i dla siebie

— powiedziała Plunkett w rozmowie z CNN.

Nie brakuje także wzmianek o tym, że to my, dorośli, powinniśmy chronić dzieci przed jakimkolwiek negatywnym wpływem udostępniania informacji na ich temat, które w sieci mogą być przetwarzane w sposób, na który na pewno nie chcielibyśmy się zgodzić.

Ryzyko jest wysokie, gdy nie jest jasne, kto otrzymuje te informacje lub co zamierza z nimi zrobić; firmy marketingowe mogą wykorzystywać dane naszych dzieci do tworzenia ukierunkowanych reklam, podczas gdy brokerzy danych są znani z gromadzenia danych o dzieciach w wieku od 2 lat

— kontynuuje Plunkett.

Czy zasłanianie twarzy rozwiązuje problem?

Może w sieci zdarzyło wam się trafić na zdjęcia rodzin, na których twarze dzieci były celowo zamazane albo zasłonięte przez emotikony. Prawdopodobnie estetyka fotografii na tym nie zyskuje, ale tożsamość nieletnich jest w pewien sposób chroniona, a przynajmniej ich wizerunek nie jest wystawiony na „oko” publiczne. Do takich metod często uciekają się osoby popularne w sieci, które nie chcą, aby ich pociechy były częścią medialnego świata. Poniżej przykład Marka Zuckerberga (który, co ciekawe, nie zasłonił twarzy niemowlaka):

https://www.instagram.com/p/CuTKSmhrwXF/

Dziecko – maszynka do robienia pieniędzy

Ale nie wszyscy podzielają ich metody. Gros celebrytów i osób publicznych decyduje się nie tylko na pokazywanie w sieci swoich pociech, ale także monetyzowanie ich… życia, bo trudno mówić tu o jakichkolwiek celowych działaniach marketingowych samych dzieci.

Od świata fleszy nie zdecydowała się uchronić np. córki Natalii Siwiec. Od najmłodszych lat Mia reklamuje masę produktów, a nierzadko na jej profilu można było zobaczyć sytuacje, kiedy dziecko wpada w histerię lub krzyczy. Zarabianie na nieletnich to jedno, ale perfidna gra na uczuciach dziecka, a następnie zbieranie rzeszy fanów, którzy śmieją się z nieporadności emocjonalnej kilkulatki – to inna historia. Prawdopodobnie na osoby artykuł.

W sieci nie brakuje także przykładów pokazywania maluchów w bardzo intymnych sytuacjach, kiedy bawią się nago na plaży, siedzą na nocniku czy, tak jak poniżej, piją mleko matki:

https://www.instagram.com/p/CDMQuIXpmF9/

Oczywiście nie chodzi też o to, aby zamknąć dziecko w klatce i pod groźbą kary nie pozwalać ani rodzinie, ani córce lub synowi zamieszczać w sieci zupełnie nic – trzeba podejść do tego zdroworozsądkowo. Ale, skoro już dotarliście do końca, i znacie zagrożenia sharentingu, warto dwa razy zastanowić się, czy publikacja setek zdjęć potomstwa w mediach społecznościowych ma jakikolwiek inny cel niż tylko egocentryczna chęć poczucia skoku dopaminy.

Źródła: PAP, El Pais, us.edu.pl, Czy dzieci powinny trafiać do sieci? Prawne
i kryminologiczne aspekty zjawiska sharentingu
, CNN, oprac. własne

Motyw