Stało się: pierwsza firma postanowiła wydać telewizor 16K, czyli o oszałamiającej rozdzielczości obrazu 15360 × 8640 pikseli. I chociaż daje to około 160 PPI, czyli znacznie mniej, niż nawet w budżetowym smartfonie, to biorąc pod uwagę, że mówimy tutaj o 110-calowym telewizorze, który będziemy oglądać z odległości przynajmniej kilku metrów, to dostaniemy obraz ostry jak żyleta. A mimo to jestem w stanie stwierdzić, że jest to produkt znacznie gorszy od telewizorów o znacznie niższej rozdzielczości.
Telewizor 16K – rozdzielczość to nie wszystko
Zacznijmy od prozaicznego: co na tym oglądać? Filmy i seriale są nagrywane w znacznie niższych rozdzielczościach. Granie na konsoli możemy odrzucić na samym początku: żadna takiej rozdzielczości nie obsługuje. PS5, czy Xbox series X przy takim ekranie mają tyle sensu, co Nintendo Switch podpięty do panelu 4K. Nawet zagorzali PC Master Race wymiękną przy próbie odpalenia w tej rozdzielczości nowych gier AAA na Ultra. Po co więc komuś taki telewizor?
No dobrze, na pewno zaraz się znajdą osoby, które stwierdzą: Panie, to nie na teraz, to na przyszłość! I może bym taki argument przyjął, jednak kiedy spojrzymy na inne parametry tego ekranu, to nie przyszłość, a przeszłość przychodzi nam na myśl. Za wyświetlanie obrazu odpowiada tutaj matryca IPS o bardzo skromnym odświeżaniu 60 Hz i jasności zaledwie 400 nitów. Do oglądania filmów, zwłaszcza wieczorem sprawdzi się to świetnie, ale nic poza tym. Jeśli zaś chodzi o kontrast, to jego współczynnik wynosi 1200:1. Nie jest to więc panel z górnej półki cenowej, który znajdziemy w 65-calowych telewizorach od dawna dostępnych na rynku.
Pokrycie gamy kolorów DCI-P3 na poziomie 99% również nie prezentuje się jakoś szczególnie interesująco. Kto to więc kupi? Prawdopodobnie nikt. A to dlatego, że to tylko prototyp zaprezentowany podczas Display Week 2023 w Los Angeles. Coś, co powstało tylko po to, aby dać namacalny dowód na to, że telewizor 16K może powstać, a nie coś, co ma trafić na sklepowe półki.
Źródło: YouTube