Saturator do wody w czasach PRL. Kiedyś ustawiały się do niego kolejki, teraz stanowi ciekawostkę

3 minuty czytania
Komentarze

W czasach PRL często spotykanym obiektem na ulicach miast był saturator do wody. Pomimo wątpliwego przestrzegania zasad higienicznych przy obsłudze tych sprzętów, ustawiały się długie kolejki chętnych, by skorzystać z możliwości urządzeń. Przypominamy, jak działały saturatory w poprzednim ustroju i jak dziś wygląda sytuacja z takimi konstrukcjami.

Jak działał saturator do wody w PRL?

Saturatory do wody w formie wózków, które można było spotkać na ulicach, trafiły do Polski w połowie ubiegłego wieku. Na początku były to sprzęty produkowane w Związku Radzieckim, później pojawiły się również saturatory powstające w Warszawie i Poznaniu. Występowały również saturatory automatyczne, które nie wymagały pracownika stojącego tuż obok. Były to maszyny przypominające kształtem dużą lodówkę lub współczesne automaty do napojów.

Saturatory nie zachwycały jakością wykonania. W kraju brakowało materiałów, z których można by produkować urządzenia. W efekcie mobilne saturatory w formie wózków bywały wyposażone np. w kurki od kaloryferów, a z saturatorów automatycznych nieraz kradziono pieniądze – by wypadły, wystarczyło uderzyć w obudowę.

Saturatory w PRL były wyposażone w butle z dwutlenkiem węgla. Mogły także zawierać pojemniki na suchy lód oraz sok. Woda pochodziła ze zwykłych kranów lub nawet bezpośrednio z hydrantów. Charakterystycznym elementem saturatorów była… szklanka, jedna dla wszystkich korzystających. Żeby uniknąć kradzieży, często była ona przymocowana do całej konstrukcji łańcuchem. Pomiędzy poszczególnymi osobami korzystającymi z saturatora szklanka była mniej więcej opłukiwana.

Dlaczego saturator do wody był popularny w PRL?

Z dzisiejszej perspektywy wizja stania w kolejce, by móc napić się wody lub wody z sokiem nie do końca wiadomego pochodzenia i to z tej samej szklanki, co wszyscy inni klienci, wydaje się absurdalna. W najlepszym wypadku oznaczałoby to stratę czasu i pieniędzy, w najgorszym – zatrucie.

W czasach PRL nie było jednak sklepów z napojami w puszkach i butelkach oraz automatów z butelkowaną wodą na każdym kroku. Chcąc napić się czegoś na spacerze w upalny dzień, często saturator był jedyną dostępną opcją. Picie z jednej szklanki nie mogło należeć do atrakcyjnych opcji, ale brakowało alternatywy w postaci plastikowych lub papierowych kubków, które są dziś dostępne.

Saturatory kiedyś i dziś, czyli co pozostało z dawnej mody

fot. Jonathan Chng/Unsplash

Dostępność ogromnego wyboru niedrogich napojów w puszkach i butelkach w każdym sklepie musiała spowodować, że klasyczne saturatory przestaną mieć rację bytu. Dziś przeważnie kupujemy właśnie napoje w zamkniętych opakowaniach. W miejscach takich jak urzędy, przychodnie czy hotele zdarzają się automaty z wodą lub innymi napojami, jednak są to znacznie bardziej nowoczesne urządzenia, wyglądające bardziej estetycznie, niż saturatory. Są też wyposażone w jednorazowe kubki.

Saturatory w formie wózków można jeszcze czasem spotkać na ulicach polskich miast, ale raczej jako ciekawostkę i sposób na promocję np. miejscowego zakładu wodociągowego. Dziś niewielkie saturatory można również znaleźć w… prywatnych domach. Wydając do kilkuset złotych, da się kupić urządzenie, które uzupełni wodę o bąbelki. Dokupując specjalne syropy można również przygotować w warunkach domowych napoje typu 7up lub Pepsi.

źródło: Radio Pogoda, Muzeum Życia w PRL, zdjęcie główne: Telewizja Bolesławiec

Motyw