Thermomix

Nie ogarniam fenomenu Thermomixa. To Apple wśród sprzętu AGD i nic tego nie zmieni [OPINIA]

5 minut czytania
Komentarze

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz usłyszałem o czymś takim, jak Thermomix, przed oczami miałem zupełnie inny obraz tego sprzętu. Wyobrażałem sobie, że to robot kuchenny, który zrobi za mnie wszystko, ale to absolutnie wszystko. Nie tylko pokroi warzywa, ale ulepi pierogi. To ostatnie wcale nie wydawało mi się takie nieprawdopodobne, bo od urządzenia kosztującego ponad 5 tysięcy złotych można już wiele wymagać. Rzeczywistość okazała się jednak trochę inna.

Fenomen Thermomix mnie fascynuje i nie żartuje

Fot. Vorwerk

Ekskluzywne produkty zawsze przyciągały publiczność i dawały uczcie przynależności do konkretnej grupy społecznej. Lepiej usytuowanych czy po prostu lepiej radzących sobie w życiu, bo skoro kogoś stać na drogie rzeczy, to musi być w jakiś sposób ogarnięty życiowo. Oczywiście tutaj wiele czynników trzeba wziąć pod uwagę, ale im droższy sprzęt, tym po jego zakupie możemy czuć się lepiej. To prosty mechanizm, na którym bazuje wielu producentów, bo urządzenia nie są tylko od spełniania swoich funkcji, ale od tego, by dawać użytkownikowi coś więcej. Aparat w smartfonie nie robi po prostu zdjęć w wysokiej jakości. On zapisuje wspomnienia. Thermomix nie gotuje ci obiadu, on daje ci czas na to, by spędzić go z rodziną.

Dobra, może trochę upraszczam, ale chyba nie tak mocno. Przeglądając stronę Vorwerk, czyli producenta Thermomixa, wyciągnąłem proste wnioski. Ten sprzęt nie służy do przyrządzania obiadów, ale do tego, żebym ja się nie męczył. Bym został mistrzem fachu bez konieczności nauki i bez robienia błędów po drodze. Mam ochotę na coś wykwintnego? Zrobienie tego samemu w kuchni może być czasochłonne i męczące, a strona Thermomixa podpowiada mi, że wręcz przeciwnie. Będzie prosto i szybko.

I ja to na jakimś poziomie kupuję. Rozumiem, dlaczego opis produktu został stworzony w ten sposób. Gotowanie jest świetne, ale z czasem potrafi być męczące i frustrujące. Skoro można coś zrobić łatwiej, a efekt będzie ten sam lub lepszy, dlaczego by nie spróbować. Ja mam jednak z tym pewien problem – ta ekskluzywność mnie odpycha, a firma robi wszystko, by ją jeszcze podkreślać.

Chcesz kupić Thermomix – umów się na spotkanie

Fot. Vorwerk

Niedostępność to jedna z tych rzeczy, która mnie wyjątkowo zniechęca do kupna czegokolwiek. Jak brakuje towaru, odpuszczam. Nigdy nie stałbym w kolejce kilka godzin po to, by kupić smartfona w dniu jego premiery, by być tym pierwszym, który otworzy opakowanie. Im starszy się robię, tym bardziej cenię swój czas. Dlatego też, kiedy faktycznie zacząłem rozważać zakup Thermomixa i dalej wierzyłem w to, że zrobi za mnie wszystko, odrzucił mnie model dystrybucji. Oficjalnie sprzęt można kupić tylko po umówieniu się na prezentację. I to taką, która trwa jakieś półtorej godziny. Normalnie jakbym cofnął się do lat 90., gdzie po bloku chodzili mi ludzie i dzwonili do drzwi z garnkami.

Rozumiem przedstawicieli firmy, bo to praca jak każda inna, ale ja wolałbym po prostu dwoma kliknięciami zamówić sprzęt do domu, a jak mi się nie spodoba, to go odesłać. I tak wiem, że mogę poszukać Thermomixa na Allegro czy OLX, ale jakoś nie mam zaufania do takich ogłoszeń, a wyrzucać w błoto 5 tysięcy też nie zamierzam. Sama cena mocno mnie nie odstrasza, bo faktycznie zdaje sobie sprawę, że ten sprzęt może nieźle ułatwić życie. Jednak kiedy już zobaczyłem go na żywo i dowiedziałem się trochę o jego działaniu, ochota na zakup trochę mi przeszła. Dalej część produktów należy przygotować samodzielnie przed dalszą obróbką i nie wszystko można w Thermomix zrobić. Z drugiej strony jest jednak gigantyczna baza przepisów kulinarnych, które pozwalają na próbowanie nowych rzeczy, a do tego wszystko jest tak wymierzone i odmierzone, że trudno cokolwiek zrobić źle.

Nie da się zaprzeczyć, że Thermomix swoją gigantyczną popularność zyskał dzięki marketingowi szeptanemu i ciągłym poleceniom od zadowolonych pod niebiosa klientów. Im więcej takich opinii widzę, tym trudniej mi się do czegoś przekonać, bo po prostu trudno mi w to uwierzyć. Do tego doszły też „dramy” z Lidlomixem, czyli tańszym odpowiednikiem sprzętu, choć za Vorwerk stoi kilkadziesiąt lat historii (pierwszy Thermomix pojawił się w latach 60. ubiegłego wieku).

Thermomix niczym iPhone – kupujesz i musisz kochać

Thermomix nakładka krojąca prezentacja produktu
Fot. Vorwerk

Widzę wiele podobieństw między Apple a Vorwerk w kwestii podchodzenia do marketingu. Ekskluzywność, a przynajmniej na naszym rynku, jest tutaj kluczowa. Można narzekać, że Thermomix to taki bardziej zaawansowany robot kuchenny tak samo, jak na to, że iPhone to zbyt drogi smartfon, który nie potrafi tego, co sprzęty z Androidem na pokładzie. Nie ma się co oszukiwać. W obu przypadkach ceny za urządzenia są wysokie (ba, sama nakładka krojąca do Thermomix to wydatek kilkuset złotych), ich wielbiciele nie powiedzą o marce złego słowa, a chętnie namówią na to, by korzystać z rozwiązań firmy.

Finalnie nie zdecydowałem się na zakup Thermomixa, bo cała ta otoczka zwyczajnie mnie do tego zniechęciła. Dalej klnę, jak przychodzi do gotowania czy sprzątania, więc nie wykluczam, że kiedyś zmienię zdanie i może faktycznie stanę się wyznawcą Thermo. Może po prostu nie jestem odpowiednim targetem, by w pełni zrozumieć fenomen tego urządzenia. Jestem za to pod wrażeniem, jaką popularnością cieszy się ono w Polsce. Mogę go nie rozumieć, ale go podziwiam.

Zobacz także: Tańsze alternatywy dla Thermomixa – zestawienie

Motyw