Piekło zamarzło. Apple potwierdza obecność USB-C w iPhone’ach

2 minuty czytania
Komentarze

Szef marketingu Apple, Greg Jostowiak, potwierdził obecność USB-C w następnym modelu iPhone’a. Decyzja wynika głównie z najnowszych regulacji Unii Europejskiej, nakazującej producentom wykorzystanie jednego gniazda ładowania dla każdego telefonu. Piekło najwidoczniej zamarzło, ale nie da się powiedzieć, że gigant z Cupertino jest szczęśliwy z tego powodu.

„Będziemy musieli się dostosować”. Apple i USB-C z przymusu

Powyższe zdanie padło na „Wall Street Journal”. Aż dziwne, że słynąca z kilku awantur o monopolizm marka nie wykombinowała sobie innego wyjścia z sytuacji, tylko faktycznie dostosuje się do nowych regulacji „zabijających” złącze Lightning, będące dotychczasowym gniazdem ładowania smartfonów z Cupertino.

Greg Jozowiak podkreślił, że korporacja uszanowała decyzję Komisji Europejskiej odnośnie wspólnej ładowarki. Co ciekawe, Apple już nieoficjalnie testuje USB-C w potencjalnym następcy iPhona 14, ale nie ma do końca pewności, że uda mu się wyrobić z pracami. Czas jest wszak do 2024 roku, więc teoretycznie nowy model jeszcze nie będzie musiał tego USB-C mieć.

Czy Apple wyjdzie na tym na plus?

Umówmy się, fanom nadgryzionego jabłka taka decyzja na pewno ułatwi życie. Jeden kabel, dostępny niemal w każdym kiosku, do wszystkich urządzeń? Rewelacja. Pozostaje tylko teoretyczne pytanie — czy to naprawdę „zaboli” Apple? Głównym powodem niezadowolenia jest właśnie rezygnacja z własnego „kabelka”, który pasował wyłącznie do produkowanych przez siebie urządzeń, więc generował dodatkowe zyski.

Prawda jest jednak taka, że Apple już stosuje USB-C, na przykład w iPadach i MacBookach, więc przejście wcale nie będzie kosztowało kosmicznego poświęcenia. A wręcz przeciwnie — małą zmianą mogą wiele zyskać, bo z punktu widzenia kupującego, iPhone może być o wiele atrakcyjniejszy z USB-C, niż z Lightning.

Przypomnijmy, że nawet konstruktor iPoda na Twitterze wdał się w dyskusję mówiącą o plusach decyzji Komisji Europejskiej. Była mowa nie tylko o wygodzie konsumentów, ale też o opracowaniu znacznie wydajniejszego ładowania indukcyjnego przez producentów.

W gruncie rzeczy, jeśli „hajs się nie zgodzi”, Apple może zrezygnować z rozdawania kabli razem z telefonem. W końcu będzie to „eko”, bo „każdy ma taki kabel w domu”. A cena urządzenia z tego tytułu oczywiście nie spadnie…

Motyw