Metal Lords Netflix

Recenzja Metal Lords – Netflix jak chce, to potrafi zrobić dobry film o… dojrzewaniu

6 minut czytania
Komentarze

Przyznaję, że ta recenzja filmu Metal Lords pisana jest z perspektywy człowieka, który uwielbia mocniejsze brzmienia w muzyce. Nowy film Netflixa jest wypełniony metalowymi brzmieniami, co oczywiście mogło wpłynąć na mój odbiór produkcji. Jednak nawet bez całej tej muzycznej otoczki, Metal Lords to naprawdę całkiem solidne kino… familijne. Daleko mu do komedii, a bliżej do opowieści o dojrzewaniu i niezrozumieniu. I to przemawia na plus całej produkcji, która jest jedną z nowości na platformie.

Recenzja Metal Lords od Netflix, czyli parę słów o fabule

Metal Lords Netflix

Po raz pierwszy kiedy usłyszałem o tym, że Netflix zabiera się za zrobienie filmu, który bezpośrednio ma dotyczyć muzyki metalowej, trochę w to niedowierzałem. Następnie określono, że Metal Lords ma być komedią i to skierowaną raczej do młodszego odbiorcy, a to już nie wróżyło niczego dobrego. Sam wychowałem się na MTV, które wbrew pozorom, puszczało wtedy jeszcze muzykę i to dobrą. Zapewne część z naszych czytelników pamięta jeszcze Headbangers Ball, które dawało niezłego kopa, ale czasy się zmieniły. Muzyka metalowa, która kiedyś była u szczytu popularności, teraz jest raczej niszowa. Może lekko przesadziłem z tym szczytem popularności metalu, ale mocniejsza muzyka miała się dobrze. Początek lat dziewięćdziesiątych należał przecież do takich zespołów jak Metallica, Nirvana czy Guns’n’Roses. Nie można pominąć także Rage Against The Machine czy Pantery, które również rządziły na szczytach list sprzedażowych.

Nie bez powodu wymieniłem te właśnie zespoły, bo muzyka większości z nich znalazła się w Metal Lords. Dodajmy do tego jeszcze Black Sabbath i mamy całkiem niezły soundtrack. Jednak wbrew temu, co mówi oficjalny opis filmu, Metal Lords nie jest opowieścią skupioną wokół muzyki, a przynajmniej nie do końca. Przypomnę tylko, że tak brzmi opis pochodzący z Netflixa: „Dla nastoletnich wyrzutków Huntera i Kevina droga do sławy jest prosta: poświęcić się metalowi. Wygrać bitwę zespołów. I zdobyć chwałę godną bogów.”

Zobacz też: Jak wypadł „Morbius”, czyli nasza recenzja filmu z Jaredem Leto.

Powyższy opis jest wyjątkowo… krzywdzący dla Metal Lords. Podobnie zresztą jak sam zwiastun filmu, który zapowiada nieskomplikowaną komedię dla nastolatków. Owszem, czasem wpadnie jakiś żart, ale raczej z gatunku tych, gdzie lekko się uśmiechniemy, ale więcej tutaj zwykłego ludzkiego ciepła. Wiem, że brzmi to dość nieprawdopodobnie, ale Metal Lords to naprawdę film o przyjaźni, który od innych tego typu produkcji różni się tym, że ma metalową muzykę jako soundtrack. Ja akurat uznaję to za duży plus, choć wiem, że nie każdemu przypadnie to do gustu.

Metal to styl życia

W filmie historia skupia się na dwóch osobach – Hunterze oraz Kevinie. Przyjaciołach, którzy założyli kapelę o przemiłej nazwie Skullfucker. Z pozoru wiele ich różni, bo Kevin o metalu nie ma pojęcia, a Hunter faktycznie nim żyje. Ich zespół nie ma raczej większych szans na zdobycie dużej popularności, co jednak nie staje im na przeszkodzie do tego, by zgłosić się do szkolnego konkursu – Bitwy Kapel. Tutaj jednak pojawia się pewien problem, bo przydałby im się w zespole jeszcze basista. To w zasadzie tyle, co powinno się wiedzieć o fabule, choć Metal Lords nie zaskoczy Was historią ani razu. Mamy tutaj wszystko, co znamy z innych filmów tego typu.

Metal Lords Netflix

Jest więc szkolny prześladowca, cicha dziewczyna i rodzice, którzy nie interesują się swoimi dziećmi. Historia idzie jak po sznurku, ale nie przeszkadza to w oglądaniu, choć brakuje tutaj jakichkolwiek zaskoczeń. Jest za to parę fajnych cameo, czyli gościnnych występów gwiazd i tak, tym razem postawiono na słynnych muzyków. Nie będę zdradzał o kogo chodzi, ale naprawdę mówimy tutaj o pierwszej lidze metalu. To nie dziwi, bo jednym z producentów filmu był Tom Morello znany z Rage Against The Machine czy Audioslave.

Historia przyjaźni Huntera i Kevina zostanie wystawiona na próbę, ale na szczęście twórcy nie poszli do końca utartymi schematami, a wprowadzili kilka miłych urozmaiceń. Wszystko dzięki temu przebiega naturalnie i nie czuć, że Kevin robi coś tylko dlatego, że w fabule potrzebny jest konflikt. Również postać Huntera została zbudowana na tyle realistycznie, że jego zachowania są naturalne i czuć, że jest w nich sporo prawdy. Zresztą to Adrian Greensmith jest tym aktorem, który najbardziej zasługuje na wyróżnienie. Jego interpretacja zbuntowanego nastolatka jest świetna, a na dodatek chłopak wymiata na gitarze. Jaeden Martell, który dał się zauważyć już w „Na noże”, także bardzo dobrze poradził sobie w roli Kevina. Chłopaka, który szuka swojej drogi życiowej, a muzyka poniekąd pozwala mu odkryć to, co jest dla niego najważniejsze. Metal Lords to bowiem film o dojrzewaniu do podejmowania ważnych decyzji oraz niedopasowaniu. W końcu metal to muzyka, której nie słuchają masy, co idealnie wpasowało się w historię Huntera i Kevina.

Ciężkie brzmienia, ale luźny klimat

Recenzja Metal Lords Netflix

Jest w Metal Lords kilka śmiesznych scen, ale trudno nazywać film typową komedią. Na szczęście nie ma tutaj zbyt dużo kloacznego humoru, czego spodziewałem się trochę po zapowiedzi. Uważny widz wyniesie sporo dobrego z tego filmu, bo jego przesłanie potrafi być budujące. No i finalna scena podczas Bitwy Kapel jest naprawdę dobrze zrealizowana, a jednocześnie pokazuje, jaką drogę pokonali bohaterowie, by znaleźć się na upragnionej scenie. W Metal Lords jest także parę gorzkich momentów, co tylko potwierdza, że całość została solidnie przemyślana. Tutaj nawet nie przeszkadza to, że od początku do końca wiemy, jak potoczy się cała fabuła. To po prostu ogląda się przyjemnie i bez uczucia zażenowania.

Metal Lords nie streszcza i nie upraszcza przy tym muzyki metalowej. Jest w filmie jednak scena, która nawet pokazuje, jak interesująco można opowiadać o metalu. I to chyba najlepsza scena w całym filmie, która tylko niewiele ustępuje finałowemu występowi podczas Bitwy Kapel. Gwarantuje Wam, że wtedy trudno będzie nie dać się ponieść muzycznej energii płynącej z ekranu. Naprawdę jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym filmem. Recenzja Metal Lords nie może skończyć się inaczej, niż tym, byście po prostu odpalili produkcję i przekonali się, czy faktycznie mam rację.

Motyw