Pogromcy duchów Imperium lodu recenzja 2024

Pogromcy duchów: Imperium lodu – recenzja. Who you gonna call?

6 minut czytania
Komentarze

Pogromcy duchów wracają. Hollywood w końcu, po latach zaniedbań postanowiło powrócić do tej słynnej franczyzy z lat 80. i zabrać się za nią na serio, już bez bawienia się w rebooty z wyłącznie kobiecą obsadą i tym podobne. Czy jednak po tylu latach od momentu premiery oryginału „Pogromcy duchów” mają jeszcze szansę na znalezienie dla siebie miejsca we współczesnym kinie?

Pogromcy duchów: Imperium lodu – opis fabuły filmu

Kadr z filmu Pogromcy duchów: Imperium lodu. Zdjęcie przedstawia grupę postaci w kostiumach przypominających łowców duchów stojących w przestarzałym pomieszczeniu biurowym. Na pierwszym planie kobieta w brązowym mundurze z logo ducha i plecakiem o wyglądzie technicznym trzyma urządzenie z wieloma przewodami i dźwigniami. Pozostali członkowie grupy, wyposażeni w podobne stroje i sprzęt, z zaciekawieniem patrzą na coś poza kadr. Atmosfera wydaje się napięta, a pomieszczenie jest zagracone.
Fot. materiały prasowe dystrybutora

„Pogromcy duchów: Imperium lodu” przenosi akcję serii z powrotem do Nowego Jorku (część poprzednia „Pogromcy duchów: Dziedzictwo” rozgrywała się w miasteczku w stanie Oklahoma), gdzie Gary Grooberson (Paul Rudd) Callie (Carrie Coon), Trevor (Finn Wolfhard) i Phoebe (McKenna Grace) Spengler zamieszkali w siedzibie remizy oryginalnego składu Pogromców duchów. W tym samym czasie demon z czasów sumeryjskich, który jest tak zły, że może użyć strachu, aby zamienić wszystkich w lód, zaczyna zagrażać miastu. Tylko Pogromcy Duchów – ci nowi, ale też i oryginalna ekipa — mogą powstrzymać zbliżającą się katastrofę.

Pogromcy duchów: Imperium lodu – co za dużo to…

Mój największy problem z filmem „Pogromcy duchów: Imperium lodu” polega na tym, że jest on zwyczajnie przeładowany – jest w nim tak wielu Pogromców Duchów, a każdy z nich ma niewiele do roboty, że zniknęła gdzieś magia i wyjątkowość tych postaci. Do tego otrzymujemy też przytłaczającą ilość nostalgii, która wydaje się być głównym celem twórców tego filmu oraz głównym narzędziem fabularnym.

Trailer filmu.

Bohaterowie pierwszego i drugiego planu przez to nie są ludźmi z krwi i kości, tylko sprawiają wrażenie tekturowych avataraów, którymi trzeba wypełnić scenografię i parę scen akcji. Najlepszy element poprzedniej odsłony, „Dziedzictwa”, czyli dynamika rodzinna pomiędzy Callie i jej dziećmi oraz Garym Groobersonem w tej części już właściwie nie istnieje. Nie mamy żadnego prawdziwego powodu, aby przejmować się losami którejkolwiek postaci. Choć poprzednia część serii nie była również w pełni udana, to dawała nadzieję na to, że może „Pogromcy duchów” zyskali nowe życie, nową energię i w końcu ta marka zmartwychwstanie w nowym pokoleniu. Niestety tak się nie stanie, „Imperium lodu” jest właściwie pod każdym względem gorsze od poprzednika.

Przeczytaj także: Disney+ zablokuje wasze współdzielone konta. Bob Iger rozpoczyna wielką operację.

Tak naprawdę szansa na zbudowanie wielkiej franczyzy z „Pogromców duchów” została zaprzepaszczona już w latach 80. Po ogromnym sukcesie części pierwszej na kontynuację trzeba było czekać długie, jak na hollywoodzkie standardy, 5 lat, po czym na część następną czekaliśmy już aż ponad 20 lat i otrzymaliśmy nie sequel, ale reboot z kobiecą obsadą. Realny sequel „Pogromców duchów II” pojawił się ponad 30 lat po premierze tej odsłony.

W międzyczasie dzieciaki mogły oglądać serial animowany, który z tego co pamiętam, nosił kiedyś w polskiej telewizji tytuł „Duchołapy” (szczerze mówiąc, podoba mi się on bardziej, niż oficjalna nazwa całej serii). Ta marka pod każdym względem przynależy do poetki kina lat 80., w XXI wieku trochę nie bardzo już pasuje, szczególnie gdy robi się jej tak długą przerwę, która, także ze względu na zmiany w sposobie filmowania i technologii, sprawia, że późniejsze kontynuacje wydają się kompletnie nie pasować do dwóch pierwszych części. Tym bardziej, jeśli twórcy próbują tę przepaść na siłę zakopać nadmierną ilością nawiązań do oryginału oraz do znudzenia i zmęczenia grać na nucie nostalgicznej.

Nadmierna ilość postaci i wątków tylko rozdyma ten film do niepotrzebnych rozmiarów i utrudnia jakiekolwiek czerpanie przyjemności z seansu. Oczywiście jako prostolinijnie rozumiane widowisko dla nastolatków „Pogromcy duchów: Imperium lodu” po części wydaje się dziełem kompetentnym, ale mimo wszystko film ten wymaga od widza, by znał poprzednie odsłony, ale niekoniecznie czuł  się do nich przywiązany. Wówczas, jeśli spełnicie te dwa warunki, jest szansa, że uznacie go za udaną rozrywkę do szybkiego zapomnienia.

Przeczytaj także: Joker 2 „pełny przemocy i nagości”. Film otrzymał kategorię R.

Pogromcy duchów: Imperium lodu – ocena filmu

Kadr z filmu Pogromcy duchów: Imperium lodu. Dwóch mężczyzn w kostiumach łowców duchów z plecakami protonowymi, zaniepokojonych patrzących w prawo.
Fot. materiały prasowe dystrybutora

„Pogromcy duchów: Imperium lodu” ostatecznie przypieczętował los tej franczyzy, przynajmniej dla mnie. To miło, że Hollywood próbowało wskrzesić kultową serię zapoczątkowaną w latach 80. Szkoda, że tyle lat, a wręcz dekad, zostało przespanych, ale lepiej późno niż wcale. Niestety nie udało się, dochodzę do wniosku, że na tym etapie nie da się przywrócić tej serii do życia, przynajmniej nie na tyle, by stała się takim samym fenomenem, jakim była 40 lat temu, albo chociaż istotną dla fanów i Hollywood serią.

Nowi „Pogromcy duchów” nie wyróżniają się niczym w XXI wieku, niestety. Nawet jeśli chodzi o wspomniane wyżej dojenie nostalgii z serc widzów „Pogromcy duchów: Imperium lodu” nieumiejętnie do tego podchodzą, wprowadzając tyle postaci do równania, że oryginalni bohaterowie nie mają tu za dużo czasu ekranowego i wydają się być niczym więcej niż cynicznym powodem, by udobruchać sobie fanów oryginałów, którzy od dekad upominali się o powrót postaci z dwóch pierwszych części. Nie wiem tylko, czy ktokolwiek chciał czekać, aż staną się oni staruszkami.

Choć i tak, przy tym całym nadmiarze postaci właściwie jedynym, który zapisuje się nam w pamięci, jest Bill Murray na drugim planie, który, choć nie pojawia się na długo, to i tak odsuwa w cień resztę i tylko dowodzi, że bez niego ta seria nie ma racji bytu. To rzecz absolutnie oczywista, ale jakoś opornie szło Hollywood wprowadzenie tego w życie. A i tak dostaliśmy tego za mało i za późno. I taka też jest moja smutna konstatacja związana z tym filmem…

Ogólna ocena

3/10

Zdjęcie otwierające: materiały prasowe dystrybutora

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw