GTA Vice City

GTA Vice City to gra, która odmieniła moje życie. Minęły lata, zanim zdałem sobie z tego sprawę

5 minut czytania
Komentarze

PANZER, NUTTERTOOLS czy też GETTHEREFAST. To nie są kody do GTA VI, a najczęściej wpisywane przeze mnie kody do GTA Vice City. Jednej z niewielu gier komputerowych, o których z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zmieniła moje życie. Zdałem sobie z tego sprawę podczas ponownej wizyty w wirtualnym Miami, gdzie gangsterska idylla, 21 lat po oryginalnej premierze gry, zwyczajnie zdaje się nie mieć końca.

GTA Vice City było pierwszą grą z serii, w którą faktycznie grałem

Jedną z zalet (poprawionej już) GTA Vice City — The Definitive Edition, są niesamowite odbicia neonów na Washington Beach (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Piszę tak pomimo faktu, że moja przygoda z serią Grand Theft Auto rozpoczęła się tak naprawdę od GTA 2 na PlayStation. Była to jedna z wielu pirackich gier, które dostałem wraz ze swoją przerobioną konsolą. Przy tym jednak trudno „graniem” nazwać ślepe jeżdżenie po mieście i wykonywanie rozrób tak długo, aż policja mnie nie złapała. 8-letni ja nie wiedział nawet jak zapisać postęp gry na karcie pamięci. Dopiero jako dorosły człowiek dowiedziałem się, że należy uzbierać 50 tys. dolarów w grze i podjechać do kościoła z napisem „Jesus Saves”. Dlatego też rozsądnie jest uznać, że w GTA 2 tak naprawdę nie grałem. A jak to wyglądało z GTA Vice City?

Myślę, że w ciągu całego swojego życia, od 2006 roku, bo wtedy to kuzyn mi pożyczył swoją piracką wersję gry na 2 płytach CD, to tak z 300 godzin na różnych platformach tam wykręciłem. Oczywiście tu mógłbym pójść na łatwiznę, niczym Randy Marsh w serialu South Park, karmić Was jagódkami wspomnień i opowiadać o tym, jak trudna była misja z podkładaniem bomb helikopterem, ale też jak przerażony byłem gdy mając 10 lat, zakupiłem klub Pole Position i odkryłem, że przez minutę muszę gapić się, jak pani striptizerka tańczy, by odebrać stały benefit lokacji. To jednak nie jest cel tego tekstu, bo takich materiałów powstały już dziesiątki. Dobrze, że rodzice często wychodzili z domu, bo inaczej trudno byłoby ten segment bezpiecznie rozegrać.

Czym dla mnie jest GTA Vice City w 2023 roku?

Zastanawiałem się nad tym poprzedniego dnia, zaliczając zaległe misje w zapisie z GTA Vice City — The Definitive Edition. Swoją drogą, odświeżenie, któremu pod koniec 2021 r. wystawiłem „mocne” 4,5/10, dziś już został odpowiednio poprawiony przez Grove Street Games i jeżeli nie bawicie się w mody, jest rzeczywiście definitywnym sposobem na ogrywanie całej trylogii 3D z lat 2001-2004. Świetnym ułatwieniem jest (w wypadku śmierci bohatera) możliwość wznowienia misji od jej początku, ale też koło broni i uproszczony model strzelania. Przynajmniej na PlayStation 5, bo i z tą wersją miałem do czynienia najwięcej.

Wróćmy jednak do pytania z nagłówka. GTA Vice City to dla mnie dziś przede wszystkim fenomenalna muzyka lat 80., która w późniejszych latach na stałe zagościła w moich listach odtwarzania na Spotify Premium. Audycjom radiowym towarzyszyły też satyryczne reklamy (rodzice wynajmują nianię robota, bo prawdziwa chciała ubezpieczenie na życie), co podbijało klimat lekkiej parodii. Tytuł nie tylko oswajał mnie z językiem angielskim na wyższym poziomie, ale w łatwy sposób pozwolił mi się otworzyć na klasykę popu i rocka, podwyższając mój stopień oswojenia ze światową kulturą.

Powyżej znajdziecie playlistę z wszystkimi utworami z gry, więc jednak trochę tych jagódek wspomnień Wam zostawię. Z GTA Vice City można było odbić na słuchanie rocka i metalu (Megadeth, Slayer), czy też odkryć w sobie zamiłowanie do filmów i seriali gangsterskich, którymi to tytuł mocno się inspirował (Scarface: Człowiek z Blizną, Miami Vice). Filmowy charakter gry oraz niesamowity dubbing dalej robi wrażenie jak na tytuł wydany w 2002 r. (najpierw na PlayStation 2, Sony miało rok zapewnionej ekskluzywności). Wiele gier i w tej dekadzie chciałoby mieć tak dobrą reżyserię dźwięku, jak właśnie GTA Vice City.

Zrzut ekranu z gry GTA Vice City
Posiadłość Tommy’ego Vercettiego do złudzenia przypomina willę Tony’ego Montany z filmu Scarface: Człowiek z Blizną (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

GTA Vice City było również pierwszą grą, przez którą mocno doceniłem pracę… dziennikarzy gamingowych. Wraz z zakupem Encyklopedii Gier 2007 miałem dostęp do niezwykle istotnego pliku PDF z poradnikiem do GTA Vice City autorstwa Piotra „Zodiaca” Szczerbowskiego, napisanego na zlecenie redakcji GRY-Online. 135-stronicowy dokument opisywał każdą misję ze zrzutami ekranu, a nawet pokazywał lokacje ukrytych znajdziek na mapie gry. Każdą z tych map drukowałem, żeby w trakcie rozgrywki jeździć po mieście i łatwo zdobywać ulepszenia dla głównego bohatera gry, Tommy’ego Vercettiego.

Może nie była to mapa interaktywna, lecz taki przedruk w 2007 r. jak najbardziej wystarczał (Fot. GRY-Online)

Największe piętno GTA Vice City odcisnęło jednak w ludziach, których sobie dobierałem do późniejszej wędrówki przez życie. Zawsze jakoś tak organicznie wychodziło, że lepiej się dogadywałem z osobami, które miło wspominały gangsterskie podboje Tommy’ego Vercettiego oraz Lance’a Vance’a (Dance’a). Może to dlatego, że domówki z takimi ludźmi automatycznie były przejmowane przez stacje Flash FM, V-Rock oraz Emotion FM, najlepsze słuchowiska z muzyką dostępne w GTA Vice City.

A może to dlatego, że znajomość gry była jednym z wielu czynników, pozwalających mi dojrzeć na tyle, aby tych ludzi móc sobą zaciekawić. Choć do samego Vice City wracam już coraz rzadziej, zawsze będę Rockstar Games wdzięczny, że pirackie płytki od kuzyna pozwoliły tak szybko otworzyć mnie na fantastyczny ładunek nostalgii do lat 80., ale i światowej kultury, która całkowicie odmieniła mnie jako żywego człowieka.

Zdjęcie główne: Rockstar Games

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw