Mam dość nowych tytułów. Te starsze gry to mój must have

11 minut czytania
Komentarze

Muszę się przyznać, że kompletnie straciłem zainteresowanie nowymi tytułami, a w tym roku czekam jedynie na Hogwarts Legacy, do którego podchodzę z dużą rezerwą, a także na remake pierwszego Gothica, który również budzi we mnie spore obawy. Dlaczego z każdym kolejnym rokiem czekam na coraz mniejszą liczbę tytułów? Jest ku temu kilka powodów. Podczas ostatniego podsumowania platformy Steam zdałem sobie sprawę z istotnej rzeczy — zupełnie nie gram w świeżynki, a zamiast tego ciągle kręcą mnie starsze gry, które zdążyłem poznać już na każdy możliwy sposób. Czy jest to problem? Zależy jak na to spojrzeć, ale kupka wstydu ciągle rośnie i obecnie już nawet nie czuję się na siłach, aby się z nią zmierzyć…

Zacząłem się zatem zastanawiać — dlaczego starsze gry cały czas są u mnie na topie, a popularne, nowe tytuły zupełnie odrzuciłem w kąt? Dziś chciałbym pochylić się nad tym zagadnieniem i przedstawić wam listę gier, które tak bardzo zajmują mój wolny czas. Pamiętajcie oczywiście, że lista jest w pełni subiektywna. Każdy ma swoje ukochane tytuły, do których uwielbia wracać i gorąco was zachęcam do podzielenia się nimi w sekcji komentarzy!

Starsze gry przystępniejsze? Tak mi się wydaje, choć wiem, że to bujda

Wydaje mi się, iż starsze gry są prostsze i przystępniejsze od współczesnych tytułów, choć oczywiście nie mam tu na myśli samego poziomu trudności. Męczą mnie dzisiejsze otwarte światy, a mniejszych przygodówek, które dostarczą około 10 godzin zabawy, jest coraz mniej. Dobrym przykładem jest tu Assassin’s Creed Origins, który wyszedł pod koniec 2017 roku. Jest to rewelacyjna odsłona serii i bawiłem się bardzo dobrze, ale niestety zauważam, że ponad 4 lata po jej premierze nadal z niechęcią patrzę na rozległe produkcje z milionem znaczników na mapie.

Nie oznacza to, że wcale takich tytułów nie tykam, ale musiałem zmienić diametralnie podejście. Obecnie najnowszą Valhallę traktuje jak MMO dla pojedynczego gracza i lubię sobie do niej wskoczyć jedynie na krótkie sesje. Obecna konstrukcja gier jest po prostu męcząca. Tytułów, od których się odbiłem z racji tego przepychu, jest cała masa. Starsze gry dają mi bardziej skoncentrowane doświadczenie i nie porzucają głównego wątku nawet na chwilę. To pozwala mi brnąć do przodu i nie znudzić się formułą.

Zagęszczenie znaczników na mapie we współczesnych grach potrafi wręcz przerazić. Na każdym kroku twórcy coś dla nas przygotowali, lecz w większości są to powtarzalne aktywności typowe dla gier MMO, a nie fabularnego tytułu dla pojedynczego gracza.

Czy chodzi jednak tylko o długość gry? Byłoby to zdecydowanie zbyt proste. Rozrosły się także mechaniki, które często są naprawdę intrygujące i zrobione z pomysłem, ale czasem po prostu nie chce mi się tego wszystkiego uczyć. Od kilku lat odnoszę wrażenie, że we współczesnych grach, aby się dobrze bawić, trzeba pamiętać o bardzo wielu rzeczach w jednym momencie i wówczas rozgrywka staje się niejako odhaczaniem kolejnych zadań z listy. Gdy tak się dzieje, to najczęściej robię sobie przerwę, a zdarza się również, że już do danego tytułu wcale nie wracam.

Starsze gry nie robiły z nas idiotów…

Poniekąd jest to zabawne, że w tym kontekście „cofnęliśmy się w rozwoju”, a twórcy gier traktują nas, jakbyśmy nie mogli sobie dać rady. Oczywiście, pewne mechaniki ułatwiające musiały się pojawić. W ogromnych światach, które obecnie są kreowane, łatwo byłoby się zgubić bez minimapy i jest to rozwiązanie, które odbiera nam trochę poczucia przygody, ale jest złem koniecznym. Gorzej jest jednak kiedy na każdym kroku mówi się nam, gdzie w tym momencie powinniśmy się znaleźć. Doszło nawet do tego, że gra pomaga nam w trakcie prostych zagadek.

W Uncharted 4 podczas rozwiązywania zagadek wystarczy nie ruszać się przez chwilę i postacie towarzyszące same podpowiedzą nam co mamy robić. Są to jednak bardzo proste łamigłówki, z którymi prawie każdy jest w stanie sobie poradzić.

Pamiętacie jeszcze stare przygodówki point & click? Jeśli rozwiązania nie były totalnie absurdalne, to wystarczyło tylko pogłówkować i satysfakcja z przejścia dalej była nie do opisania. Rewelacyjnie robił to dla mnie Larry 7, którego zapamiętałem z dwóch rzeczy — świetnego dubbingu oraz logicznych zagadek, które były sprawiedliwe i wymagały od nas uruchomienia szarych komórek.

Starsze gry - larry 7

Zmienił się także poziom trudności. Ja sam ciągle balansuje pomiędzy staroszkolnym growym masochizmem oraz współczesnym spacerkiem. Tutaj akurat uważam, że gry zmieniły się na lepsze, ponieważ nie są już absurdalnie trudne i często zdarza się, że ustawiam najłatwiejszy poziom, ponieważ chcę jedynie poznać historię, nie spędzając na tym dziesiątek godzin. Zdarza się jednak, że po czasie przechylam szalę trudności maksymalnie w drugą stronę. Takim przykładem był właśnie AC Origins. Po kilku pierwszych godzinach gra wciągnęła mnie na tyle, że po prostu chciałem się trochę pomęczyć i ważne było dla mnie, aby tytuł stanowił dla mnie poważne wyzwanie. Starsze gry takiego wyboru nie dawały i musieliśmy zaufać w tej kwestii twórcom.

Starsze gry, do których wracam co roku

Każdy rok musi być u mnie wypełniony tytułami, które już dobrze znam i mam ochotę do nich akurat w danym momencie wrócić. Jak zaraz zobaczycie powtarzają się u mnie pewne schematy — lubię grać w niekwestionowane klasyki w przypudrowanej formie, a także gry, które po prostu dobrze zapamiętałem z dzieciństwa i przywołują one u mnie miłe wspomnienia. Lista nie będzie długa, ponieważ już z cyklicznego ogrywania wielu tytułów po prostu zrezygnowałem z powodu braku czasu. Musiałem się po prostu ograniczyć, ale kiedyś było ich znacznie więcej i miałem lata w swoim życiu, gdy nie sięgałem po żadną współczesną produkcję.

starsze gry - fable

Fable: Zapomniane Opowieści — jeśli czytaliście moje wcześniejsze artykuły, to zapewne wiecie, że pod względem posiadanego sprzętu byłem dość dziwny. Jako jedna z nielicznych osób w Polsce posiadałem oryginalnego Xboxa i tym samym omijały mnie tytuły na kultowe PS2. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, ponieważ sprzęt ten pozwolił mi ograć pierwsze Fable, które do dziś jest dla mnie jedną z najważniejszych gier w życiu. Było tam wszystko — świetna grafika, wybory moralne, rozbudowana interakcja ze światem i mnóstwo pobocznych aktywności. Fabuła może i była sztampowa, ale miała lepsze momenty i zwroty, które były zupełnie nieoczywiste. Jeśli sami zamierzacie zagrać, to polecam wam remake — Fable Anniversary, który został przyjęty dość chłodno, ale poza brakiem rodzimego języka nie różni się od oryginału.

starsze gry - need for speed most wanted

Need for Speed Most Wanted (2005) – myślę, że tego tytułu nikomu nie trzeba przedstawiać. Przez wielu ta odsłona uważana jest za szczyt możliwości tej serii i w pełni się z tym stwierdzeniem zgadzam. Co roku nie kończę tej gry w całości, ale bardzo lubię czasem sobie usiąść i pokonać jednego kierowcę z black listy. Nie fabuła jest tu jednak najważniejsza, a świetny arcadowy model jazdy i klimat, który wręcz wylewa się z ekranu. Do oryginału obecnie jednak trudno jest mi wracać, więc skierowałem się w stronę modów. Od siebie bardzo polecam wam modyfikację Redux, która dodaje nie tylko wsparcie dla współczesnych rozdzielczości i znacząco poprawia warstwę wizualną, ale także oferuje nam nowe samochody, które niedostępne były w oryginale.

starsze gry - Mafia II

Mafia II — tak, nie znalazła się tutaj część pierwsza, pomimo że jestem ogromnym fanem tej serii i to właśnie jedynka wzbudza największą nostalgię wśród graczy. Dlaczego? Ponieważ nigdy nie ukończyłem sławnego wyścigu i udało mi się to dopiero w remaku, który został wydany w 2020 roku. Historia Vito była dla mnie wówczas kwintesencją narracji w grach i po dziś dzień doceniam tę przygodę, wracając do niej każdego roku. Z pewnością pomógł także zimowy, świąteczny klimat, który mogliśmy obserwować w pierwszej połowie gry. Z tego powodu, za każdym razem, gdy spadnie pierwszy śnieg, Mafia II znów jest obecna na dysku mojego komputera.

Starsze gry - Heroes III

Heroes of Might and Magic III — ta gra musiała się tutaj znaleźć i jestem przekonany, że wielu z was również wraca do niej tak często, jak ja. Jest to jeden z nielicznych tytułów, który silnie mnie uzależnił i zawsze, gdy go uruchamiam, to daje się wciągnąć w syndrom jeszcze jednej tury. Staram się jednak omijać podstawowe kampanie szerokim łukiem. Dlaczego? Ponieważ po prostu znam je już na pamięć i zdecydowanie bardziej wolę skorzystać ze scenariuszy społeczności, które nadal mnie zaskakują i potrafią stanowić prawdziwe taktyczne wyzwanie.

Starsze gry - gothic

Gothic — naturalnie tytuł ten musiał się tutaj pojawić, ale nie końca wracam do niego co roku. Ostatni raz czystą podstawkę przechodziłem bowiem kilka dobrych lat temu. Zawsze, gdy wracam do tej gry, to interesują mnie jedynie modyfikacje, które pozwalają przeżyć nowe przygody w tym świecie. Szczerze mówiąc, sam nie jestem pewny, dlaczego tak bardzo kocham tę niemiecką produkcję — w końcu już w dniu premiery potrafiła być ona naprawdę mało przystępna, ale jestem przekonany, że dużo zrobił tutaj świetny klimat oraz rewelacyjny rodzimy dubbing, który robił na mnie ogromne wrażenie.

Jak możecie zauważyć — zdecydowana większość to są naprawdę starsze gry i wybija się spośród tego jedynie Mafia, która zadebiutowała w 2010 roku i jest najświeższą pozycją, która skradła moje serce. Później oczywiście pojawiło się wiele gier, które także ukończyłem z przyjemnością, ale nie wracam do nich tak chętnie. Przykładem może być tutaj nasza duma narodowa, czyli Wiedźmin 3. Po ukazaniu się next-gen patcha wróciłem do niego, zrobiłem praktycznie całe Velen, czyli jedną z początkowych lokacji i po prostu przestałem czuć potrzebę siadania do tej gry. Jej stan także bardzo odbiegał od zadowalającego i nie grało mi się tak przyjemnie, jak w oryginał kilka lat wcześniej.

Nowsze produkcje nie zachęcają do powrotów…

Z tym stwierdzeniem można się spierać. W wielu grach w końcu wprowadza się tryb New Game+, który ma zaoferować nam trochę inne doświadczenie względem pierwszego podejścia. Czy jest to jednak tak istotne? Dla wielu ludzi zapewne tak, ale dla mnie nie ma to większego znaczenia. Jeżeli dana produkcja jest tak dobra, że chciałbym do niej wracać, to nieobecność tego trybu zupełnie mi nie przeszkadza. I tak to zrobię i będę bawić się tak samo dobrze, jak za pierwszym razem.

Nie zmienia to jednak faktu, że współczesne tytuły nie zachęcają do powrotów tak jak starsze gry. Z pewnością, jak już było wspominane wcześniej, ma na to wpływ czas przejścia. Wszystkie gry, które przechodzą co roku to doświadczenie na maksymalnie około 10 godzin. Wyjątkiem jest naturalnie Gothic, ale to zależy oczywiście od konkretnej modyfikacji oraz zawsze, gdy do niego siadam, to wiem, że grind wpisany jest bardzo mocno w strukturę rozgrywki od zera do bohatera. Unikam dłuższych rozgrywek, ponieważ mam wówczas wrażenie, że nie dostaje skoncentrowanej dawki emocji, która powinna wynikać z gier, a przede wszystkim kolejną listę zadań do wykonania.

Dziś zdecydowanie brakuje takowych doświadczeń. Popatrzcie, że w ubiegłej dekadzie twórcy potrafili zamknąć nawet grę RPG w okolicach 15, maksymalnie 20 godzin i starali się, aby ciągle podtrzymywać nasze zainteresowanie. Obecnie mamy otwarte światy, nieskrępowaną wolność i wszechobecny grind, który potrafi po prostu przytłoczyć. Z tego powodu bardzo upatruje odświeżenia krótszych gier przez segment AA. Deweloperzy zajmujący się grami AAA zmierzają bardziej w stronę niekończącej się opowieści oraz modelowi usługowemu, a nie tego szukam. Na zmiany niestety nic nie poradzimy. Jeśli branża w tym kierunku zmierza, to zapewne tego faktycznie chce większość graczy. Ja jednak do tej większości nie należę.

Motyw