Assassin’s Creed niestety wraca do korzeni. Wolałem serię w formule MMORPG dla pojedynczego gracza

8 minut czytania
Komentarze

Seria Assassin’s Creed stała się w pewnym sensie niekończącą się opowieścią. Poprzednia formuła zdążyła nas już porządnie znużyć, stąd też seria zmieniła kierunek i obecnie jest przede wszystkim grami RPG. Tego trzymały się trzy ostatnie części, a obecnie znów mamy powrócić do dawnej formuły. Nie ukrywam, że nie cieszy mnie to specjalnie, ponieważ to właśnie przy RPG-owych częściach Assassin’s Creed spędziłem najwięcej czasu i szczerze mówiąc, bawiłem się najlepiej. Wiem, że może nie jest to popularna opinia, ponieważ zapewne ostatnie części zdążyły was porządnie już zmęczyć swoimi rozmiarami, ale co jeśli wam powiem, że może po prostu mieliście do nich niewłaściwe nastawienie?

Ostatnie części Assassin’s Creed były męczące, ale wszystko zależy od perspektywy…

Istotny jest fakt, że w szczególności ostatnia Valhalla rozrosła się do niesamowitych rozmiarów, a w tych światach jesteśmy w stanie spędzić naprawdę setki długich godzin. Głównym problemem, jaki jest wymieniany, to właśnie długość tych gier, które przerastają casualowego gracza, a jak dobrze wiemy, na gry mamy czasu coraz mniej. Wszystko jednak zależy od tego, z jakim nastawieniem do danej produkcji podchodzimy. Każda kolejna część tej serii po nowym otwarciu jest bowiem nie tyle RPG dla pojedynczego gracza, a przynajmniej według mnie, pełnoprawnym MMORPG.

Oczywiście, doskonale wiem, że MMO i dla pojedynczego gracza wzajemnie się wykluczają. MMO w końcu jest w założeniach doświadczeniem sieciowym. Nie zmienia to jednak faktu, że ten rodzaj gier zdołał sobie wyklarować pewny określony rodzaj growego doświadczenia, któremu ostatnie gry z serii Assassin’s Creed są naprawdę bliskie. Przeszedłem wszystkie części, ostatnio skończyłem ostatni dodatek do Origins, a przede mną jeszcze tylko Świt Ragnaroku do Valhalli. Spędziłem we wszystkich częściach prawie 700 godzin z nieukrywaną przyjemnością. Jak mi się to udało? Nie jest to jednak kwestia zwykłej wytrwałości. Wynika to z faktu, że po prostu zmieniłem podejście do tych tytułów.

Nie pamiętam, kiedy odpaliłem jakiegokolwiek Assassin’s Creeda na więcej niż 2 godzin. Siadam bowiem, do tych gier, jak do gier MMO. Wchodzę do tego świata tylko na chwilę. Wyzwolę jakiś posterunek, śmignę po paru punktach synchronizacyjnych, wykonam jakąś misję poboczną, czy wyzwanie codzienne. Siadam po prostu tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę i robię to, co akurat się nawinie. To spowodowało, że gry te nie zmęczyły mnie swoim rozmiarem, ponieważ mają po prostu dobrze zrobione światy, w których chce się spędzać czas. Siadając codziennie na 3-4 godziny i łupiąc tylko w tę jedną grę, bardzo szybko bym sobie odpuścił. Przeplatałem je natomiast z innymi tytułami i zawsze powrót do nich był dla mnie przyjemnością, nie katorgą.

Elementów MMO jest tutaj pod dostatkiem!

Assassin’s Creed nie zaczął mi przypominać MMORPG, tylko pod względem podejścia do tych gier i do ich zawartości. Zarówno Origins, jak i Odyssey czy Valhalla mają po prostu mechaniki zaczerpnięte z tego rodzaju gier. Im oczywiście gra nowsza, tym bardziej przypomina ona w swoich założeniach grę usługę, nastawioną na rozwój postaci w stale ewoluującym świecie. Popatrzcie tylko!

Mamy podstawkę gry, którą kupujemy za normalną cenę. Potem gra jest rozbudowywana o liczne dodatki, w których szczerze mówiąc, spędziłem więcej czasu niż w podstawce każdej części i widać, że gra jest prężnie rozwijana. Istnieją wyzwania codzienne, które mogą nam dać legendarny ekwipunek. Istnieją wyzwania długoterminowe, które do łatwych nie należą i też są szansą na zdobycie lepszego ekwipunku. Jest sklep, w którym można wymieniać prawdziwą gotówkę na walutę premium i liczne elementy wyposażenia naszej postaci, czy elementy kosmetyczne i mnóstwo, mnóstwo innych rzeczy. Teraz zastanówcie się, jak wyglądałaby gra, gdyby umieścić wewnątrz naszej sesji innych graczy. Nie przypominałaby MMO? Osobiście uważam, że jak najbardziej i Ubisoft pokazał, że ma już wszystko, aby stworzyć swoje własne, pełnoprawne MMO.

Jasne, trzeba otwarcie powiedzieć, że aktywności poboczne może nie są zbyt angażujące, ale świat jest zapełniony w dość dużym stopniu i ciągle jest co robić. Od MMO Assassin’s Creeda odróżnia mocno fakt, że nie jesteśmy blokowani w żaden sposób przez poziom naszej postaci. Aktywności poboczne zostały stworzone dla najbardziej zaangażowanych graczy i nic nie broni nas przed tym, żebyśmy po prostu porzucili to wszystko i szli ciągle z wątkiem fabularnym. Najdłuższa Valhalla potrafi zapewnić w końcu zabawę zarówno na około 50 godzin, jeśli chcemy iść tylko z wątkiem fabularnym, ale również i 300 godzin, jeśli naprawdę chcemy w tym świecie zrobić wszystko, co jest do zrobienia.

Czy Assassin’s Creed Infinity stanie się grą MMO?

Bardzo trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, ale jedno wiemy na pewno. Infinity ma być przede wszystkim grą usługą, która ma być ciągle poszerzana o nowe przygody oraz historie. Ma być grą, w której ciągle jest co robić i warto do tej gry wracać. Szczerze mówiąc, myślę, że Ubisoft nie będzie chciał rezygnować z mechanik i wypracowanych rozwiązań, które zapoczątkował 5 lat temu. Trzeba sobie również powiedzieć, że przez tak wiele lat pojawiania się odsłon z tej serii, lore jest już tak silną podwaliną, że wielką stratą byłoby nie zaoferować graczom, chociaż namiastki doświadczenia sieciowego.

Assassin's Creed Infinity

Do tej pory gry z serii Assassin’s Creed, gdy miały już elementy sieciowe, były jedynie trybami doklejonymi do kampanii. Inaczej podchodził do tego trochę AC Unity, który próbował zaoferować doświadczenie sieciowe wewnątrz gry, ale wszyscy chyba pamiętamy, jak bardzo techniczną klęskę ta gra poniosła. Oznacza to, że Ubisoft już kombinował z motywem bractwa, które będziemy tworzyć z innymi graczami. W połączeniu z mechanikami, które już zauważamy i o których już wspominałem przed chwilą, wszystko to mogłoby zagrać bardzo dobrze. Nie oszukujmy się również, że to właśnie taka forma gry jest najwygodniejszą formą do monetyzacji swojej produkcji. Ostatnie części z serii Assassin’s Creed już mają sklepik i mikropłatności, ale nie widzę dla nich większego zastosowania w grze dla pojedynczego gracza. Choć skoro stale są rozwijane, zapewne się to Ubisoftowi opłaca.

Assassin’s Creed Mirage wraca do korzeni serii i nie cieszy mnie to za bardzo…

To nie jest tak, że jestem nowym fanem tej serii, wręcz przeciwnie. Wydaje mi się jednak, że po prostu jestem zmęczony pierwszymi odsłonami. Każda na jedno kopyto, każda na tym samym schemacie. Jasne, były to zdecydowanie dużo bardziej skoncentrowane czasowo doświadczenia growe, i jak najbardziej rozumiem, czemu ludzie cieszą się na nową grę, która wróciła do dawnej formy. Ja mam całkowicie inne odczucia, ponieważ zdążyłem pokochać i nauczyłem się grać w obecne gry z tej serii. Nadal mam tam dużo do zobaczenia, wiele miejsc do zwiedzenia, mnóstwo aktywności do wykonania. Wbrew pozorom, Assassin’s Creed w starej formie jest wręcz przeznaczony dla tych najbardziej zaangażowanych graczy. Śmiałe twierdzenie co? Już tłumaczę…

Nie da się ukryć po prostu, że nowe części w zalewie tego wszystkiego, mają rozmyty gdzieś aspekt fabularny. Fabuła przestaje nas tak angażować, często nie dotykamy nawet wątku fabularnego, siadając nawet na kilka godzin do gry. W przypadku gier w starej formule, fabuła jest bardziej skoncentrowana, trzyma nas przy monitorze, czy telewizorze i zabiera nam mnóstwo czasu przy jednej sesji. Angażuje, rozbudza wyobraźnię, zmusza do analiz i przemyśleń, aby „odkryć wszystkie smaczki”. A to cechy charakterystyczne przede wszystkim dla najbardziej hardcore’owej części społeczności zebranej wokół jakiejkolwiek gry.

Nie oznacza to, że w Mirage nie zagram. Jest wręcz przeciwnie. Zagram i jestem prawie pewny, że będę bawić się naprawdę dobrze. Mam jednak nadzieję, że Ubisoft nie zacznie znowu klepać krótkich i intensywnych Assassin’s Creedów, które może i trzymają nas przy monitorze od początku, aż do końca, ale później nie dają powodów, by do gry wracać. Jest to oczywiście tylko moje zdanie, nie musicie się z nim zgadzać, ale są to zupełnie dwa typy rozgrywki i podejścia do danej gry. Ja pokochałem obecną formułę i mam nadzieję, że będę dostawać kolejne doświadczenia na kolejne setki godzin! Zresztą — skoro już mam za te gry płacić kilkaset złotych, to niech chociaż oferują wystarczająco dużo…

Motyw