Batman i Robin

Batman – ranking filmów o Mrocznym Rycerzu

8 minut czytania
Komentarze

Z okazji premiery filmu „Batman” postanowiłem przyjrzeć się wszystkim jak dotąd aktorskim filmom, w którym pojawiła się postać Batmana. Który jest najlepszy? I gdzie plasuje się najnowsza odsłona? Przeczytajcie poniżej.

Batman i Robin

Nie będę oryginalny. „Batman i Robin” to fatalny film. Nie tylko pośród adaptacji komiksów, ale w ogóle jeden z najgorszych jakie widziałem. Filmy Schumachera miały być bardziej przyjazne dzieciom, sprzedawać zabawki oraz odwoływać się do radosnych i kolorowych przygód Batmana z komiksów i seriali z lat 50. i 60. Co wcale nie usprawiedliwia reżysera. „Batman i Robin” to filmowa tandeta w stanie czystym. Podręcznikowy przykład taniego kiczu, który nawet nie potrafi być samoświadomy.

Czasem złe filmy też trzeba umieć robić. Schumacher jednak poległ. Zresztą po latach sam przepraszał za jakość tego „dzieła”. A George Clooney jako Batman/Bruce Wayne to jeden z najgorszych castingowych wyborów wszech czasów. I te sutki…

Liga sprawiedliwości

Nie jest to film tylko o Batmanie, ale ma swój czas ekranowy, więc i jego uwzględniam. O ile jeszcze fizycznie Ben Affleck pasował mi do roli trochę starszego i zmęczonego życiem Bruce’a Wayne’a/Batmana, tak niestety trafił on na dość kiepski materiał dla siebie. „Liga sprawiedliwości” to po prostu kiepski film, który odejmuje Batmanowi jakąkolwiek głębię czy nawet mrok i czyni go nijaką, wręcz przezroczystą postacią.

Co gorsza, na dobrą sprawę Batman w ogóle w tym filmie nie jest potrzebny. Wręcz zdaje się zawadzać w towarzystwie pozostałych, obdarzonych nadludzkimi mocami półbogów. Reżyserska wersja Zacka Snydera niewiele poprawia. To nadal ten sam film, tyle że dłuższy i tylko nieznacznie lepszy.

Batman V Superman

Sam punkt wyjścia tego filmu jest całkiem interesujący. Szkoda, że Zack Snyder zrobił z tego potwornie ciężkostrawnego i pretensjonalnego kolosa, który ugina się pod ciężarem własnym ambicji. Konflikt Batmana z Supermanem jest potwornie płytki, co, w kontraście z bardzo poważną, wręcz operową i mroczną otoczką całości, daje dość komiczny rezultat. A rozwiązanie ich konfliktu to już poziom kreskówek dla dzieci.

Mroczny Rycerz Powstaje

Ten film miał potwornie trudne zadanie, gdyż był następcą „Mrocznego Rycerza”. I nie sprostał mu. Scenariusz, jak na tak ambitne przedsięwzięcie, ma zaskakująco dużą liczbę dziur oraz fabularnych wolt rodem z tasiemców. Motywacje bohaterów i złoczyńców są mętne, fabuła rozwlekła, Bane zamiast budzić lęk raczej wywołuje konsternację i śmiech, głównie przez jego przedziwny głos. Całość pozbawiona jest dramaturgii i jakiegokolwiek napięcia. Zarówno Christopher Nolan jak i Christian Bale byli już chyba zmęczeni tym projektem.

Batman Forever

To jeden z pierwszych filmów, jakie widziałem w kinie jako dzieciak, także mam do niego nie lada sentyment. Ale wydaje mi się, na ile to możliwe, że ten sentyment nie przysłania mi trzeźwej oceny. „Batman Forever” to nie jest zły film o Nietoperzu. Oczywiście ma swoje braki, Val Kilmer niestety do dziś mnie nie za bardzo przekonuje w tej roli. „Forever” do pięt nie dorasta dziełom Burtona, ale, jeśli przyjmiemy go w konwencji, której powstał, czyli nawiązując do campowych seriali i zeszytów o Batmanie z okolic lat 50. i 60., to cel tego filmu został wykonany.

Wszystko jest tu ujęte w komiksowy nawias, Tommy Lee Jones i, w szczególności, Jim Carrey są do bólu przerysowani jako Two-Face i Riddler. Pełno tu żenujących one-linerów i przedziwnego lawirowania pomięzy sztuczną powagą, a elementami komediowymi. Ale jeśli potraficie to zaakceptować i uznać za świadomy artystyczny wybór twórców, to można się na „Batman Forever” względnie nieźle rozerwać.

Przeczytaj także: Przed premierą filmu „Batman” warto przypomnieć sobie „Batman: The Animated Series”

Lubię też scenografię i kostiumy w tym filmie. Schumacher próbował po części inspirować się pod tym względem filmami Burtona, tyle że poszedł w bardziej modernistyczną stronę. Dzięki temu jego Gotham City również wygląda jak miasto z bliźniaczego wymiaru. Design pomieszczeń i ciekawe użycie barw sprawia, że chwilami film ten wygląda jak alternatywny teledyks Madonny z połowy lat 50.

Batman

Pamiętam jeszcze czasy, gdy „Batman” Tim Burtona był niezaprzeczalnie najlepszym filmem o Mrocznym Rycerzu i nie było mowy o tym, by ktokolwiek się z nim równał. Świat poszedł naprzód i dziś już film z 1989 roku należy do klasyki, ale nie jest bezwzględnie najlepszy. Choć rozumiem, jeśli dla wielu jest ulubionym.

Ogólny problem jaki zawsze miałem z Batmanami Burtona jest taki, że nie uważam ich za dosłowne adaptacje, tylko za filmy Tima Burtona, w których ten reżyser wykorzystał postaci i wątki z komiksów. Burton stworzył więc swój świat i zasady podpinając się pod stajnię DC. Co nie znaczy, że mu nie wyszło. Uwielbiam ich atmosferę, gotycki mrok ziejący z każdego kadru.

Michael Keaton nie jest moim Batmanem, ale z jego kreacji bije ciekawa mieszanka luzu, powagi i melancholii. Jack Nicholson jako Joker przez lata wydawał się nie do pobicia w tej roli. Całość hipnotyzuje i zarówno jak byłem dzieciakiem oglądającym ten film, jak i obecnie, zawsze po seansie „Batmana” mam wrażenie jakbym skończył dziwny, mroczny sen.

Batman 2022

Miałem obawy związane z tym filmem, ale ostatecznie dzieło Matta Reevesa się obroniło. Jak napisałem w swojej recenzji, „Batman” to na dobrą sprawę thriller kryminalny. Bliższy „Siedem” Davida Finchera niż klasycznie rozumianym filmom superbohaterskim.

Są w tym filmie świetne sceny i genialne reżysersko kadry. Całość ogląda się bardzo dobrze, ale film ten mógłby być sporo krótszy – 3 godziny to dość długo jak na film o Batmanie, nawet jeśli opowiada głównie o kryminalnym śledztwie. A nie jest tak, że siedzi się przez te 3 godziny wbitym w fotel. Także twórcy nie uciekli niepotrzebnym dłużyznom, przez co film ten jest rozwlekły. Jego atmosfera ciężka i naprawdę mroczna, co może się podobać, ale niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu. To film tylko i aż dobry. Ni więcej, ni mniej.

Batman – Początek

To był pierwszy film o Batmanie od czasu niechlubnego „Batman i Robin”, więc oczekiwania nie były duże. Tym większe wrażenie na mnie zrobił „Batman – Początek.” Po dziś dzień jest to moje ulubione filmowe origin story. Jako jedyne nigdy mi się nie nudzi i mogę ję oglądać wiele razy, co też często praktykuję. Scenariusz jest na tyle dobrze napisany, że ta droga Bruce’a Wayne’a do stania się Batmanem jest w pełni zarysowana, bogata od strony psychologii i motywacji i prowadzi nas przez wszystkie jej etapy, na tyle, że gdy już Wayne zakłada strój Batmana, to mamy przed sobą jego pełny portret psychologiczny. A i cała reszta jest świetnie rozpisana i wyreżyserowana.

Film jest poniekąd rozbity na kilka wątków, które ostatecznie w finale spinają się w jedną całość. Szalenie satysfakcjonująca produkcja, która nie traktuje widza jak idioty, a przy okazji daje mu widowisko na znakomitym poziomie.

Powrót Batmana

To mój ulubiony film świąteczny (sorry Kevin). Mam do niego potężną słabość. Jeśli miałbym być szczery, to nie uważam go nawet do końca za film o Batmanie. On gra tu rolę drugoplanową, o dziwo. To opowieść o Catwoman i Pingwinie. I zaryzykuję stwierdzenie, że jest to jeden z najbardziej oryginalnych, abstrakcyjnych i dziwnych filmów rodem z Hollywood w całej jego historii. Tim Burton poszedł w nim na całość, a wytwórnia zachwycona sukcesem poprzedniego dzieła, dała mu wolną rękę (czego chyba potem żałowała).

„Powrót Batmana” to film strasznie…smutny. Gotham City jawi się w nim jako antyutopia pełna korupcji, chciwych korporacji i nieszczęśliwych ludzi. Historia Pingwina wydaje się niemal żywcem wyjęta z dzieł braci Grimm. Podobnie zresztą w przypadku Catwoman, która przy okazji nadaje całości dużo podskórnie emanującego erotyzmu. Całość przypomina ponurą baśń z galerią przedziwnych postaci, które szukają w sobie człowieczeństwa i miejsca w świecie.

Mroczny Rycerz

Nie byłem oryginalny otwierając to zestawienie i nie będę oryginalny kończąc je. „Mroczny Rycerz” pozostaje najlepszym filmem o Batmanie. Zresztą nie tylko, bo uważam go za jednego z najlepszych blocbusterów (i w ogóle filmów) w historii Hollywood. Dzieło Nolana łączy w sobie wszystko to czego szukam w kinie – są tu zarówno elementy rozrywkowe i widowiskowe, znakomita fabuła (ujęta dodatkowo w ramy mięsistego thrillera psychologicznego), która angażuje widza i wciska go w fotel. Są ciekawe dylematy moralne, kapitalnie napisane postaci oraz ich motywacje. Reżyseria jest fenomenalna, a aktorstwo chwilami wręcz wybitne (Joker Heatha Ledgera to jedna z najlepszych kreacji w historii kina). „Mroczny Rycerz” to więc nadal jeden z nielicznych filmów dla masowego odbiorcy, który umiejętnie połączył aspekty widowiska z ambitną fabułą, nie robiąc tego kosztem żadnego z tych elementów.

Motyw