Przed premierą filmu „Batman” warto przypomnieć sobie „Batman: The Animated Series”

Przed premierą filmu „Batman” warto przypomnieć sobie „Batman: The Animated Series”

7 minut czytania
Komentarze

Jeśli wychowywaliście się w latach 90. to mieliście niebywałą okazją być świadkami narodzin jednego z najlepszych seriali animowanych w historii. Serialu, który bez wątpienia uchodzi też za jedną z najlepszych (o ile nie najlepszą) adaptacji komiksów o Batmanie. Mowa to oczywiście o „Batman: The Animated Series”, którego premiera miała miejsce w 1992 roku.

Na czym polega wyjątkowość serialu „Batman”?

batman the animated series

Twórcami serii są Bruce Timm, Paul Dini oraz Mitch Brian. Pozornie ich dzieło to kreskówka dla dzieci, ale tylko pozornie. Jednym z najlepszych aspektów serii „Batman” jest jej uniwersalność w kontekście grupy docelowej. To serial, który równie mocno wciągnie dzieciaków lubiących komiksowych superbohaterów (wiem to po sobie), jak i starszą widownię (tutaj też poświadczam swoimi odczuciami, bo wracałem do „Batmana” na różnych etapach mojego dojrzewania).

Co więcej, to nie tylko kreskówka akcji, ale też pełnoprawne animowane dzieło sztuki.

Wizualnie serial ten z jednej strony czerpał całymi garściami z kultowych kinowych filmów animowanych o Supermanie z lat 40. od Fleischer Studios. Przy okazji wplatając do świata przedstawionego także i elementy sztuki czy designu Art Deco (który twórcy serii określali jako Dark Deco). Nie zabrakło też licznych nawiązań do kina noir czy niemieckiego ekspresjonizmu.

batman serial animowany

Oczywiście twórcy nie pominęli też w swoich inspiracjach poprzedzających serial filmów Tima Burtona. To zresztą one były bezpośrednim powodem, dla którego seria ta ujrzała światło dzienne. I poniekąd serial „Batman” można uznać za kontynuację dzieł Burtona po „Powrocie Batmana”.

Pokażcie mi drugi serial animowany, kierowany było nie było dla dzieci, który miałby tak wyrafinowaną kreskę. Który prezentowałby tak oryginalny, autorski styl i jednocześnie nie był pretensjonalną wydmuszką, ale dziełem, które fascynowało widzów od najmłodszych lat. Już sama czołówka ten animacji przyprawia mnie o przyjemny dreszczyk. Mogę ją oglądać w kółko.

Wszystko to stworzyło wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju Gotham City. Rzeczywiście sprawiało ono wrażenie wyjętego z innego wymiaru miasta pełnego szalonych łotrów czyhających na bezpieczeństwo jego mieszkańców.

W komiksach superbohaterskich miasta pełnią wyjątkową rolę.

Są właściwie jednymi z bohaterów, mają swój charakter i żyją swoim życiem. Tym niemniej dotąd żadna filmowa adaptacja, poza dziełami Burtona, nie zdołała tak dobrze sportretować komiksowego miasta i zbudować poczucia, że jest to metropolia mająca swoją własną duszę. Nawet jeśli w tym przypadku dusza ta jest dość mroczna.

Serial „Batman” osiągnął to nie tylko za pomocą charakterystycznego designu i kreski, ale też portretując ulice Gotham oraz ich mieszkańców na skalę jakiej dotąd nie było.

W filmach mieszkańcy Gotham stanowią jedną wielką masę. W serialu co jakiś czas na drugim planie pojawiają się postaci obywateli Gotham mający swoje wątki i historie, co tworzy jeden wielki żywy portret miasta. I co szalenie ważne, nie jest to czarno-biały portret. Obserwujemy cały przekrój metropolii, od biznesmenów, przez funkcjonariuszy policji po zwykłych obywateli. I nie każdy z nich ma coś za paznokciem, nie każdy jest skorumpowany, albo żyje w strachu, jak to przeważnie pokazywały nam filmy obrazując Gotham jako miasto skażone przestępczością na każdym szczeblu.

„Batman: The Animated Series” ma przede wszystkim tę podstawową przewagę jaką zawsze mają seriale względem filmów – jest nią czas.

Seria była produkowana od 1992 do 1995 roku i doczekała się aż 85 odcinków. To oznaczało, że twórcy mieli dużo czasu na to, by rozwinąć masę wątków, relacji między postaciami, zbudować odpowiednią dramaturgię. Oczywiście, był to serial w dużej mierze i dla dzieci, tak więc nie każdy odcinek to fabularne złoto. Tym niemniej, choćby pod względem budowania i rozwijania relacji Bruce’a Wayne’a/Batmana z Celiną Kyle/Catwonan czy Harveyem Dentem/Two-Face oraz innymi postaciami, „Batman: The Animated Series” wyraźnie góruje nad innymi adaptacjami. To samo ma miejsce w przypadku pojawiających się w trakcie trwania serii postaci Robina i Batgirl.

Analogicznie jest też w przypadku kreacji serialowej galerii łotrów.

batman serial joker

Filmy skupiają się głównie na jednym z nich. Nawet jeśli jest ich kilku, to przeważnie główna uwaga kierowana jest w stronę tego jednego, a pozostali grają drugoplanowe role. Tymczasem w serialu mogliśmy obserwować wielkokrotne starcia z Ridllerem, Jokerem, Two-Face, Pingwinem, Mr. Freeze, Strachem na wróble, Trującym Bluszczem i masą innych. Każdy z nich miał swoją własną mini-opowieść, własną historię konfliktu. Każdy miał swoje pięć minut w świetle Bat Sygnału. I został perfekcyjnie przeniesiony z kart komiksów.

Przeczytaj także: Google świętuje zbliżającą się premierę filmu „Batman” ciekawą funkcją

Filmowcy zawsze próbują coś pozmieniać względem oryginału, zrobić coś po swojemu. Dodatkowo filmy aktorskie rządzą się trochę innymi prawami i pewne elementy trzeba trochę bardziej urealnić. Animacja nie ma takich granic.

Animowany serial „Batman” zapisał się też w popkulturze z dwóch powodów. To ta seria jako pierwsza powiązana z X muzą dała nam przedsmak tworzenia uniwersum na wielką skalę. Z tą serią powiązana była bowiem inna – „Superman: The Animated Series”. Później pojawiła się także „Justice League. To dało życie DC Animated Universe.

Drugi powód to Harley Quinn. Ta postać nie pochodzi z komiksów – została ona powołana do życia na potrzeby serialu.

Harley Quinn Batman Animated Series

I szybko zyskała olbrzymią popularność dołączając do najbardziej znanych wrogów Batmana. Doczekała się zresztą swojego własnego filmu i dwóch występów w „Legionie Samobójców”. We wszystkich tych przypadkach wcielała się w nią, fantastycznie, Margot Robbie.

Całości pomagają też niezapomniane głosy. Kevin Conroy to dla mnie definitywny Batman.

Nie dziwię się, że użyczył swego głosu także i w przebojowych grach wideo o Człowieku-Nietoperzu. Głęboka, melodyjna barwa, która budzi respekt, ale nie tworzy dystansu. Sto razy lepsza od „warczenia” znanego z filmów Nolana.

Podobnie rzecz ma się z Markiem Hamillem, który podłożył głos pod Jokera. To moim zdaniem w ogóle jego najlepsza rola (sorry, Luke Skywalker). Idealnie oddająca szaleństwo i nieobliczalność tej postaci.

Wszystko to prowadzi mnie do jednego wniosku: „Batman: The Animated Series” to, na ten moment, najlepsza adaptacja komiksów o Batmanie.

Nie chodzi mi tu o jakiekolwiek porównywanie z filmami, gdyż taki „Mroczny Rycerz” pozostaje dla mnie dziełem wybitnym. Natomiast w kategorii dosłownie rozumianej adaptacji, czyli przeniesienia komiksów na pokrewne medium, animowany serial „Batman” jest czystą perfekcją.

Do tego dał światu dwa powiązane ze sobą animowane filmy pełnometrażowe: „Batman: Maska Batmana” oraz „Batman & Mr. Freeze: SubZero”.

Ten pierwszy uchodzi za kultowy pośród fanów Mrocznego Rycerza. Ten pierwszy, jak przyznał sam Robert Pattinson, był niemałą inspiracją dla najnowszego filmu „Batman”.

Oprócz tego „Batman: The Animated Series” to przykład animacji superbohaterksiej, która daleka jest od banałów, i choć kierowana jest do szerokiej publiczności, to nie boi się posiadać ambitnej, artystycznej formy.

To kolejny dowód na to, że warto zaufać publiczności i nie zakładać z góry, że oczekują ona tylko „prostych błyskotek”.

Serial ten jest (a w Polsce będzie) dostępny w serwisie HBO Max, który ma wejść do naszego kraju 8 marca 2022. Co więcej serwis streamingowy myśli poważnie o stworzeniu kontynuacji. Tym bardziej warto mieć ją na uwadze.

Motyw