Coś chyba poszło nie tak. Badania pokazują, że mięso z probówki jest gorsze dla środowiska od tradycyjnej hodowli

5 minut czytania
Komentarze

Weganinem można zostać – przynajmniej z grubsza – z dwóch powodów: komuś może nie smakować mięso, więc go unika, lub ktoś lubi mięso, ale nie lubi, jak zwierzęta umierają, a hodowle niszczą klimat. No dobrze, pewnie dałoby się wymienić jeszcze kilka powodów, ale nie o tym jest ten wpis, a o tym, że największe nadzieje tej drugiej wymienionej przeze mnie grupy, czyli mięso z próbówki, właśnie zostały może nie tyle zdeptane… co poważnie podważone. Przynajmniej tymczasowo pozostają im tylko substytuty, o ile dadzą wiarę niedawno opublikowanym badaniom, prowadzonym przez naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego.

Mięso z próbówki niszczy środowisko jeszcze wydajniej

Mięso z próbówki

Mięso z próbówki od dawna było traktowane jako ta lepsza alternatywa dla hodowli: miało być czysto, humanitarnie i ekologicznie. No cóż, o ile zwierzęta bezpośrednio przez nie nie umierają, tak pozostałe dwa punkty według nowych badań wypadają tragicznie. Pozornie mięso z próbówki eliminuje potrzebę posiadania ziemi, zużywania wody i stosowania antybiotyków, co jest niezbędne w tradycyjnej hodowli. A mimo to jego produkcja może generować od czterech do dwudziestu pięciu razy więcej emisji CO₂ i to tylko w przypadku hodowli bydła.

To oznacza, że w zestawieniu z mniej szkodliwymi dla natury hodowlami trzody chlewnej, czy drobiu statystyka ta powinna wypadać jeszcze gorzej. I ktoś może zapytać: ale jak to? Przecież to mięso rośnie w próbówce! Nie je, nie oddycha, ani nie wydala! No cóż, taki ktoś bardziej mylić się nie może.

Mięso z próbówki: dlaczego niszczy przyrodę bardziej?

Mięso z próbówki

Mięso, nawet to z próbówki oddycha, przyjmuje składniki odżywcze i wydala, a wszystko to na poziomie komórkowym. I właśnie w przyjmowaniu składników odżywczych jest pies pogrzebany. W końcu takie mięso nie pogryzie, ani nie strawi sobie jedzenia. Nie pozbędzie się z niego patogenów, ani nie zrobi nic, do czego nie jest zdolny zwykły mięsień w organizmie, który jest odżywiany przez układ krwionośny. 

Jak więc nakarmić takie mięso? Oczywiście za pomocą dobrze znanym biologom pożywek. Te muszą być jałowe, pozbawione jakichkolwiek toksyn, oraz zawierać wszystkie substancje odżywcze niezbędne do wzrostu i podziału komórek mięśniowych. I tu pojawia się kolejny szkopuł: to nie mogą być takie same pożywki, jak u bakterii. Organizmy jednokomórkowe całkiem nieźle sobie radzą w środowisku zewnętrznym – miliardy lat ewolucji robią jednak swoje. Natomiast tkanka mięśniowa zawsze była wewnątrz organizmu. Więc nie wykazuje odporności nawet na najmniejsze zanieczyszczenia, czy braki. 

Co więcej, tkanka mięśniowa nie potrafi nawet sama eliminować endotoksyn, które powstają na skutek jej przemiany materii. Czyli bardziej obrazowo: bakterie są jak dorośli ludzie – same się najedzą i same załatwią te sprawy, po które nawet król chadza piechotą. W przypadku mięśni trzeba je i nakarmić i przewinąć. Zwłaszcza że nawet niewielka ilość tych toksyn w środowisku hodowli może hamować rozmnażanie komórek. Czy da się to zrobić? Oczywiście, że tak! Rzecz w tym, że to proces bardzo energożerny i zasobożerny. Jak bardzo? No właśnie nawet te 25-krotnie bardziej, niż przy hodowli bydła.

To wręcz nieograniczona amunicja dla środowisk, nazwijmy to, delikatnie „sceptycznych” względem ruchów pro-ekologicznych, przy okazji często lubujących się również w podważaniu tego, co mainstreamowe.

Mięso z próbówki: konsekwencje dla środowiska

Mięso z próbówki

Jak to jednak wygląda w praktyce? Otóż zgodnie z szacunkami naukowców, przy obecnych metodach produkcji, każdy kilogram mięsa z próbówki może generować od 246 do 1508 kg emisji CO₂. Dla porównania przeciętna osoba generuje około 5 ton CO₂ rocznie. Biorąc pod uwagę, że przeciętny Polak zjada około 60 kg mięsa rocznie, to w optymistycznym wariancie mamy wzrost o prawie 15 ton CO₂, a w tym pesymistycznym o ponad 90 ton CO₂. 

 W związku z tym potencjał globalnego ocieplenia mięsa z próbówki jest od czterech do dwudziestu pięciu razy większy niż tradycyjnej wołowiny – a tej jako naród zjadamy średnio 2 kg rocznie. W przypadku pozostałych mięs statystyka jest jeszcze gorsza, chociaż nie znalazłem dokładnych danych, poza tym, że to właśnie hodowla bydła emituje najwięcej gazów cieplarnianych ze wszystkich w przeliczeniu na 1 kg mięsa.

Mięso z próbówki: obiecywali, że będzie czyste!

Mięso z próbówki

Tu problemem jest to, że snute wizje, według badań rozjechały się z rzeczywistością. Otóż wiele raportów na temat wpływu mięsa z próbówki na klimat opiera się na technologiach, które są albo nierealne, albo mało prawdopodobne do zastosowania. Przykładem może być badanie, które obliczało emisje CO₂ produkcji mięsa z próbówki za pomocą pożywki z sinic jako surowca dla komórek. Niestety, ta technologia nie jest obecnie stosowana ani nie wydaje się być możliwa do zastosowania w praktyce. 

Fakty są jednak takie, że wpływ mięsa z próbówki na środowisko jest w najbliższym czasie znacznie gorszy, niż hodowla. Pamiętajmy jednak, że ta technologia produkcji żywności dopiero raczkuje. Naukowcy szukają rozwiązania tego problemu. Jednym z nich stworzenie linii komórkowych, które mogą wytrzymać większe ilości endotoksyn. Takie rozwiązanie zmniejszyłoby konieczność energochłonnych procedur oczyszczania i ostatecznie zredukowałoby wpływ mięsa z próbówki na środowisko.

Co więcej, zwiększenie udziału energii odnawialnej lub atomowej również sprawi, że emisja CO₂ nawet przy zastosowaniu klasycznych metod oczyszczania pożywki znacznie spadnie. Tak naprawdę mięso z próbówki wciąż ma ogromny potencjał na zostanie tym, co naukowcy od początku obiecywali. Wymaga jednak sporo dopracowania. Przyjmując wyniki cytowanych badań, wychodziłoby więc, że jak na razie jednak tradycyjna karkóweczka jest bardziej ekologiczna i przyjazna dla środowiska. 

Źródło: interestingengineering, rp.pl, wiadomoscihandlowe.pl, Twitter, YouTube Fot: Pixabay/Artur Łuczka

Motyw