W ciągu 21 godzin bez problemu można przetransportować się z Polski do innego kraju, zjeść tam obiad, zwiedzić miasto lub dwa, a następnie wrócić do domu. Okazuje się, że w tym samym czasie można podjąć się karkołomnej próby… gaszenia samochodu elektrycznego!
Gaszenie samochodu elektrycznego to duży problem – przekonali się o tym Strażacy z Gdańska
Raz na jakiś czas internet obiegają zdjęcia i filmy z płonącymi samochodami elektrycznymi. Oczywiście przy okazji tego typu wydarzeń „pożywkę” otrzymują wszyscy przeciwnicy nowoczesnej motoryzacji, wytykając, że strażacy muszą gasić takie pożary długimi godzinami. Co ciekawe jeden z najnowszych przypadków trudnej walki z żywiołem pojawił się w Polsce.
W niedzielę (tj. 26 marca) nieopodal Gdańska – w Tuchomiu w płomieniach stanął samochód elektryczny marki Mercedes. Akcja strażaków rozpoczęła się o godzinie 21:00, a zakończyła o 17:50 kolejnego dnia. Oznacza to, że trwała ona blisko 21 godzin. Oczywiście taki wynik był związany z koniecznością schłodzenia baterii pojazdu.
Dlatego auto zostało umieszczone w kontenerze napełnionym wodą. Zgłoszenie pożaru otrzymaliśmy w niedzielę przed godz. 21, a wodę z kontenera odpompowano w poniedziałek o godz. 15.30. Później kontrolowano, czy temperatura baterii nie wzrasta. Od naszego wyjazdu do zdarzenia do powrotu do jednostki łącznie minęło ponad 21 godzin.
Oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kartuzach Marek Szwaba (źródło: PAP)
Co ciekawe strażacy zostali zmuszeni do sprowadzenia z Gdańska specjalnego kontenera, w którym zanurzono płonący samochód. Łącznie przy akcji udział brało 16 zastępów straży pożarnej. Na całe szczęście podczas gaszenia pojazdu elektrycznego nikt nie został ranny.