Wysokie ceny paliw dotkną każdego – to nie jest tylko problem kierowców

4 minuty czytania
Komentarze

Drożyzna panująca obecnie w Polsce wszystkim daje się we znaki. Jednym z jej symboli stały się wyjątkowo wysokie ceny paliw. Pozornie mogłoby się wydawać, że to problem dotyczący jedynie kierowców. Tak naprawdę jednak ma to wpływ na życie praktycznie każdego, niezależnie od tego, jaki środek transportu wybiera.

Rekordowe ceny paliw w Polsce wpływają na ceny innych towarów

fot. marco timelli/Unsplash

7,82 zł za litr Pb 95, 8,45 zł za litr Pb 98 i 7,89 za litr ON – takie były średnie ceny detaliczne paliw w Polsce w ostatnią środę. W najbliższym czasie takie stawki mogą się utrzymać, choć możliwe, że diesel jeszcze trochę podrożeje. Dane e-petrol pokazują, że ceny tego paliwa mogą sięgnąć 8,01 zł. Choć na rynku hurtowym paliwo w ostatnim czasie tanieje, to ceny na stacjach wciąż są dalekie od tych, które chcielibyśmy widzieć. E-petrol prognozuje, że wakacyjne podróże w tym roku będą kosztować nas najwięcej w historii. Tankowanie diesla w Polsce już teraz jest najdroższe, odkąd prowadzone są notowania cen.

Drogie paliwo sprawia, że więcej płacimy za podróże – to oczywiste. Nie każdy zdaje sobie jednak sprawę, że wysokie ceny paliw przekładają się na wzrost niemal wszystkich produktów na sklepowych półkach. Drożeje w końcu transport, a towary w sklepach nie biorą się znikąd, tylko są do nich dowożone. Trudno zakładać, że producenci zignorują większy koszt dowiezienia produktów do sklepów i nie przerzucą opłat na klientów. Gdy zsumujemy to z rosnącymi cenami energii zużywanej w sklepach i w zakładach produkcyjnych, robi się naprawdę nieciekawie.

Robiąc zakupy online, można z kolei spodziewać się większych kosztów dostawy. Przesyłki są w końcu wysyłane za pośrednictwem firm kurierskich, które do rozwożenia paczek wykorzystują samochody. W maju ceny podniósł InPost – wzrosły zarówno koszty dla klientów indywidualnych, jak i opłata paliwowa dla klientów biznesowych.

Nie jeździsz autem? I tak zapłacisz więcej

fot. Pere Jurado/Unsplash

Skoro jednak podwyżki cen paliw najbardziej bezpośrednio dokuczają nam na stacjach benzynowych, można zastanawiać się, czy nie przesiąść się na komunikację publiczną. Pomijając jednak nawet komfort takiego rozwiązania, tu też trudno będzie o oszczędności. Przewoźnicy w reakcji na rosnące ceny paliw podnoszą ceny biletów. Za podwyżki na stacjach płaci więc nie tylko kierowca samochodu, ale też pasażer autobusu. Żadna z firm nie chce w końcu dopłacać do interesu, więc końcowy koszt spada na klienta.

Ceny biletów szczególnie mocno zależą od tego, ile kosztuje diesel, bo to właśnie to paliwo najczęściej zasila autobusy jeżdżące po Polsce. Są oczywiście pojazdy na prąd lub wodór, ale to zdecydowana mniejszość.

Jeśli jednak postanowimy pozostać przy własnym samochodzie, możemy skorzystać z ogłoszonej niedawno promocji Orlenu. Mówienie w tym przypadku o wielkich oszczędnościach byłoby przesadą, bo wciąż za litr paliwa zapłacimy grubo ponad 7 złotych. Do tego na paliwo obowiązują limity, a klient musi spełnić dodatkowe warunki, m.in. aktywnie korzystać z aplikacji Vitay oferowanej przez koncern paliwowy.

Ceny paliw to temat ważny dla każdego

fot. engin akyurt/Unsplash

Możemy nie mieć samochodu, a rekordowe ceny paliw i tak będą dla nas problemem, choć niektórzy nie będą sobie zdawali z tego sprawy. Zapłacimy więcej za niemal każdą rzecz w sklepie, w którą wliczono podwyższone koszty transportu. Droższe będą również bilety na komunikację publiczną – autobusy są tankowane dieslem, podobnie jak wiele samochodów.

Z cenami w sklepach i biletami na transport publiczny nic szczególnego nie możemy zrobić – podwyżki dotyczą nas wszystkich. Na stacji paliw możemy skorzystać ze wspomnianej już promocji i nadal zapłacić bardzo dużo, ale mniej niż ci, którzy rabatu nie aktywują. O zyski naszego narodowego koncernu paliwowego nie musicie się martwić – w pierwszym kwartale tego roku Orlen zarobił netto 2,8 mld zł – o miliard więcej, niż rok wcześniej.

zdjęcie główne: Kyle Bushnell/Unsplash

Motyw