Dłoń trzymająca smartfon z logo Facebooka na ekranie, w tle rozmyte logo firmy Meta.

Awaria Facebooka i jej prawdziwy powód. Nasz ekspert wyjaśnia dwa wątki

4 minuty czytania
Komentarze

Wczoraj internetem wstrząsnęła szeroko zakrojona awaria Facebooka i wielu innych najpopularniejszych serwisów w sieci. Przez parę godzin nie działały też inne aplikacje Meta, m.in. Messenger, Instagram czy Threads. Użytkownicy zagadkowo zgłaszali też jednak problemy z platformami Microsoftu (Teams) czy Google (Gmail, YouTube), a także z X (dawnym Twitterem).

Zapytaliśmy Mateusza Kopacza, naszego eksperta ds. cyberbezpieczeństwa, jak odczytuje ostatnie przerwy w dostępie do najpopularniejszych portali. Czy mógł to być atak hakerski, jak zaczęli sugerować niektórzy internauci? Nie do końca.

Awaria Facebooka – prawdziwy powód jest prosty

Awaria Facebooka, użytkownicy nie mogli się zalogować. Strona logowania Facebook z polami do wpisania adresu e-mail oraz hasła, przyciskiem "Zaloguj się" i linkami do odzyskiwania hasła oraz tworzenia nowego konta.
Fot. Facebook, zrzut ekranu

Ostatnie kłopoty zaczęły się 5 marca 2023 r., w okolicach godziny 16:25 i trwały do ok. 18:00. W tym czasie szerokie grono użytkowników usług Meta zostało wylogowanych ze swoich kont, bez możliwości ponownego zalogowania. Po fakcie odpowiedzialny w Meta za komunikację Andy Stone uspokoił użytkowników, ale bardzo lakonicznie. Przedstawiciel firmy potwierdził jedynie, że był to błąd techniczny, a nie atak z zewnątrz.

Nasz ekspert był jednak bardziej precyzyjny. Jego zdaniem przyczyna znajduje się… między Afryką a Półwyspem Arabskim.

Awaria nie była związana z atakiem, a przerwaniem przebiegających pod Morzem Czerwonym kabli transmitujących dane dla Europy. To wpłynęło zaś na dostępność serwisów firmy Meta. Istotą bezpieczeństwa jest jednak posiadanie planu B, C oraz D, nawet w tego typu sytuacji.

Mateusz Kopacz, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa dla Android.com.pl.

W istocie taki przypadek został zaraportowany dokładnie 5 marca. Jak ok. 16:00 podało BBC, miało chodzić o przerwanie ciągłości kabli odpowiedzialnych za 25 proc. wymiany danych między Azją i Europą.

Uszkodzenie miało dotyczyć czterech z piętnastu kabli, a konkretniej linii Asia-Africa-Europe 1, Europe India Gateway, Seacom oraz TGN-Gulf. Przyznała to trzymająca pieczę nad infrastrukturą hongkońska firma HGC Global Communications, a niezależnie doniesienia te potwierdzili też przedstawiciele Stanów Zjednoczonych. Obecnie nie wiadomo jeszcze, co było powodem incydentu – kotwica statku czy celowe działanie.

Jak awaria Facebooka wywołała problemy w internecie

Czemu jednak awaria rozlała się na tak dużą liczbę niezwykle popularnych serwisów, do tego należących do niezależnych firm? Czy tak wiele globalnych korporacji działających na rynku cyfrowym może sobie pozwolić na infrastrukturę, którą jest w stanie sparaliżować niekompetentny marynarz?

Messenger awaria nie działa
Fot. Meta, montaż własny

Jak się okazuje, nie chodziło tu tylko o problemy z podmorskimi kablami. Oliwy do ognia najpewniej dolaliśmy sami, wpadając w klasyczny owczy pęd i paniczne kliknięcia. Facebook nie działa? Ciekawe, co z resztą.

To, że niedostępnych było tak wiele usług jednocześnie można prosto wyjaśnić – to efekt kuli śniegowej. Internauci widząc, że nie działa jeden z serwisów zaczęli szybko sprawdzać kolejne strony. Wzmożony ruch użytkowników wywołał zaś skutek podobny do ataku Distributed Denial of Service (DDoS). Był to jednak czysto społeczny efekt.

Mateusz Kopacz, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa dla Android.com.pl.

Znowu można więc powtórzyć, że awaria Facebooka nie powstała na skutek działania cyberprzestępców, choć wykorzystują oni niemal identyczną metodę. Ataki DDoS z lubością wykonują m.in. rosyjscy hakerzy, ostatnimi czasy regularnie testujących także polską infrastrukturę.

Sercem metody jest stworzenie sztucznego ruchu i ogromnej liczby zapytań dotyczących danego serwisu. W wyniku znacznego wzrostu fałszywego „zainteresowania” faktyczni użytkownicy nie mogą dostać się na daną stronę. Identyczny efekt powstaje jednak zupełnie naturalnie – wtedy, gdy ogromna liczba realnych osób chce skorzystać ze strony w tym samym momencie, m.in. przy zakupie biletów na rozchwytywany koncert lub zapisów na zajęcia studenckie.

Źródło: oprac. własne, BBC. Zdjęcie otwierające: FellowNeko / Depositphotos

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw