Sylwetka kobiety trzymającej smartfon na tle wyświetlanego logo Google.

Google pokazało, jak działa Bard na smartfonach. Szykujcie się na poważne zmiany

4 minuty czytania
Komentarze

Środowa konferencja Google poświęcona zmianom w wyszukiwarkach wprawdzie nie przyniosła zbyt wiele rewelacji, ale osoby liczące na kolejną prezentację Bard – szczęśliwie „coś” dostały. Niewiele, bo niewiele, ale Google na scenie zaprezentowało, jak w akcji wypada ich sztuczna inteligencja wspierająca wyszukiwarkę na smartfonach.

Bard od Google w cieniu Bing z ChatGPT

Po małej bombie zrzuconej przez Microsoft we wtorek (dla przypomnienia – ChatGPT zintegrowano już próbnie z wyszukiwarką Bing i każdy może je przetestować), Google miało zainteresowanych tematem AI porwać kolejnym doniesieniami. Chwilę wcześniej ujawniony Bard, na razie nadal owiany jest mgiełką tajemnicy… i jeśli liczyliście na to, że w Paryżu dowiemy się czegoś więcej – cóż, nie mam dobrych wieści. Wprawdzie Google na głównej scenie poświęciło mu kilka minut, ale trudno na tej podstawie wyciągnąć jakiekolwiek głębsze wnioski – choć obserwacje są niewątpliwie ciekawe. Niemniej, podczas gdy rozwiązanie od OpenAI, także w tej wersji zintegrowanej z usługami Microsoftu, może przetestować już każdy (w ograniczonej formie, ale jednak), tak Google nadal „kisi” swojego chatbota w wewnętrznych testach. I nic nie wskazuje na to, aby zbyt szybko się to zmieniło, bowiem zapowiedzi Sundara Pichai sprowadzają się do „wkrótce”.

Cóż, na szczęście nie zostaliśmy całkowicie z niczym – po początkowym ujawnieniu z 6 lutego (na którym pokazano jedynie statyczny obrazek wersji mobile, dziś wpis już zaktualizowano), teraz mogliśmy w końcu rzucić okiem na to, jak Bard prezentuje się na smartfonach w akcji. Po wpisaniu zapytania w wyszukiwarkę Google, przed wynikami, które widzimy teraz, wyświetla się stopniowo uzupełniany tekst, prezentujący odpowiedź na zadane pytanie.

Bard na smartfonach – tak to wygląda w praktyce

Całość od strony wizualnej wypada się naprawdę nieźle, choć nie sposób nie zauważyć, że całkowicie nowy sposób podawania treści wywróci do góry nogami pozyskiwanie informacji przez użytkowników. Wygląda to tak:

W praktyce oznacza to, że treści – chociażby te pisane z myślą o ruchu organicznym i „szlifowane” pod kątem SEO – nawet jeśli zajmą „pierwsze miejsce” i tak nie będą dla użytkownika widoczne. Zamiast tego dostanie on wygenerowaną na podstawie najlepszych źródeł odpowiedź, która – przynajmniej w teorii – powinna zaspokoić jego ciekawość na podstawowym poziomie. Oczywiście w przypadku bardziej złożonych tematów dalsza lektura, już na poszczególnych artykułach z wyników wyszukiwania Google, zapewne będzie potrzebna, ale wszystko wskazuje na to, że Bard całkowicie wyeliminuje (zwłaszcza na smartfonach gdzie zajmuje prawie cały ekran) wymóg  przechodzenia na jakiekolwiek inne strony wyjaśniające bardziej trywialne kwestie.

Bard może być problemem dla twórców pisanych treści

Przykładem może być tu zapytanie o to, „jak ugotować jajko” czy „co zrobić dziś na obiad”. Te wprawdzie już teraz wyświetlają w formie tzw. snippetów (w polskiej wersji nazywanych „fragmentami z odpowiedzią”) skrótowe informacje na dany temat w formie cytatu z wybranej strony, ale dzięki Bardowi ma to wyglądać całkowicie inaczej. Cytowania czy odnoszenia do witryny nie będzie, a zamiast tego otrzymać mamy dłuższy, całkowicie unikalny tekst wygenerowany w oparciu o zaawansowany model językowy. Ten oczywiście danych do odpowiedzi nie bierze z kosmosu, a „karmi się” informacjami, które pozyskuje, przeczesując na bieżąco strony, na których tekst stworzył człowiek, a następnie serwuje użytkownikowi esencję danego zagadnienia.

Dla mnie i moich kolegów po fachu, którzy z objaśniania technologii oraz innych zagadnień uczynili sobie sposób na życie, to oczywiście dość problematyczna kwestia… ale cóż – przed postępem uciec się nie da, trzeba się adaptować. A że nie jesteśmy jedynym zawodem, który na rozwoju „kreatywnego AI” stracić może – szczególnie głośno narzekać nie wypada. Zwłaszcza, że od wdrożenia Barda do Google – dzieli nas jeszcze zapewne sporo czasu.

fot. Depositphotos/rafapress

Motyw