Windows na dyskietkach i przycisk Turbo na obudowie. Tęsknię za tymi czasami

5 minut czytania
Komentarze

Windows na dyskietkach to coś już dziś niespotykanego, a ostatnio właśnie ten system operacyjny rzucił mi się w oczy, jak odwiedziłem rodziców na święta. Uświadomiłem sobie, jak wiele rzeczy zmieniło się w technologii w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Przeglądając swoje stare rzeczy, trochę zatęskniłem za czasami, gdzie wszystko wydawało się nowe i faktycznie takie wtedy było. Dziś nowinki technologiczne nie wzbudzają takiego zainteresowania jak kiedyś, a przynajmniej nie u mnie. Czy wróciłbym teraz do czasów, kiedy Windows dostępny był na dyskietkach?

Windows na dyskietkach – czasy nie tak dawne, a jak prehistoria

Dyskietki 1,44 MB

Dziś wiele rzeczy jest dla nas czymś oczywistym. Film, który zajmuje na dysku parę gigabajtów, oznacza, że jest w jakości, która wydaje się odpowiednia do oglądania. Kilkadziesiąt gigabajtów już brzmi lepiej, choć zajmuje oczywiście sporo miejsca na dysku. Jednak dyski mają dziś po kilkaset GB, więc te kilkadziesiąt jest ledwie ułamkiem. Oczywiście dodając do tego miejsce, które zajmuje nam system operacyjny, może robić się już „ciasno”. Ja jednak pamiętam czasy, kiedy dysk HDD o pojemności 16 MB był szczytem marzeń, a nie mam 80 lat na karku. I znalezienie dyskietek o zawrotnej pojemności 1,44 MB trochę otworzyło mi oczy.

Windows 95 można było kupić już na płycie CD, ale dostępna była również wersja właśnie na dyskietkach. Trzynastu, jeżeli mam być precyzyjny. Kiedy u mnie w domu pojawił się pierwszy komputer, jeszcze nie myślałem nawet o Windows 95, bo to był sprzęt z procesorem 286, a i przyjmował jedynie dyskietki 5,25 cala. Wtedy to i tak było coś, choć na rynku już panoszyły się komputery z 386, a zaraz pojawiły się i 486 oraz Pentiumy, a potem to już poszło. Dalej jednak miło wspominam czasy, kiedy szkło się do znajomego z pękiem dyskietek w plecaku, by skopiować grę. Wtedy nikt też nie myślał o tym, skąd ona pochodzi i kto ma do niej prawa. Takich dyskietek w szkole krążyło wiele, a ja jeszcze pewnie mam gdzieś schowane w szufladzie Command & Conquer Red Alert. I jeżeli pamięć mnie nie myli to 11 dyskietek.

Zawsze był też stres podczas instalacji, czy aby na pewno wszystkie dyskietki są w porządku, a rozpakowywanie gry nie padnie gdzieś na nośniku numer 8 czy 9. Była w tym jakaś magia, której dziś już nie odczuwam. Gry kupuje się cyfrowo lub na płytach i raczej nikomu nie przychodzi do głowy to, by bawić się w kopiowanie produkcji od znajomego, a już na pewno nie na jakieś mało godne zaufania nośniki. Spójrzcie na swoje komputery i z ręką na sercu odpowiedzcie sobie na pytanie. Kiedy po raz ostatni korzystałem z napędu DVD? I nie mówię tutaj o filmach czy muzyce. Kiedy po raz ostatni korzystaliście z napędu, by coś nagrać na płytę lub zainstalować z niej program? Ja robiłem to chyba w 2015 lub jeszcze wcześniej. Backup ląduje w chmurze lub na dysk przenośny, bo na żadnej płycie się już nie mieści, a CD i DVD powoli stają się tym, czy od dawna są dyskietki. Reliktem przeszłości. Czymś jak dziś wypożyczalnie VHS czy DVD, choć akurat jeden z takich przybytków ostatnio odwiedziłem i dalej trzyma się dobrze.

Zobacz też: Gramofon zawsze będzie lepszy do Spotify. To jest prawdziwa muzyka.

Przycisk Turbo nie dawał kopa, a mi brakuje tych emocji

Przyznaję, przyjemnie jest uruchomić nowego smartfona, który działa szybciej lub robi lepsze zdjęcia. Nowy telewizor z lepszym odświeżaniem i jakością 4K to także przyjemne uczucie, a gry na mojej konsoli wyglądają tak, jakbym oglądał film fantasy. To wszystko jest świetne i nie będę narzekał na postęp technologiczny, ale brakuje mi tej dziecięcej radości, którą technologia dawała przed laty. Wtedy faktycznie była to nowość, która zmieniała świat. Może moje nostalgiczne uczucia spowodowane są tym, że technologia nie wpływa już tak drastycznie na życie, jak robiła to kiedyś. Jasne usprawnia je w wielu kwestiach i dodaje wygody, ale nie jest to zmiana o 180 stopni.

Będąc dzieckiem, wierzyłem w to, że magiczny przycisk na obudowie PC-ta z napisem Turbo, faktycznie przyśpieszał działanie komputera. Coś jak prędkość nadświetlna w serialach science fiction, które leciały w telewizji. Dopiero po latach dowiedziałem się, że to Turbo faktycznie spowalniał działanie procesora, by do dostosować jego taktowanie do nowych programów i niejako uruchomić je w trybie wstecznej kompatybilności. Kiedy już to zostało mi wyjaśnione, przyciski Turbo zniknęły z obudowy, bo nie było już takiej potrzeby, a mi odebrano trochę magii. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby dzieciaki, które dziś dostają do ręki smartfona, za kilkanaście, kilkadziesiąt lat z takim samym rozrzewnieniem wspominały te urządzenia, jak ja teraz przycisk Turbo czy dyskietki. Wtedy to była nowość dla wszystkich wokół. Coś, co zmieniało rzeczywistość każdego z domowników, a dziś takich sprzętów po prostu brakuje. Roboty sprzątające? Za 10 lat będą pewnie na wyposażeniu w prawie każdym domu. Laptopy i komputery już tam pewnie są, a smartfony niemal na pewno.

Brakuje mi tej prostoty lat dziecięcych, gdzie mogłem odkrywać faktycznie nowe rzeczy. Nawet jeżeli były to proste dyskietki. Progres technologiczny widziało się gołym okiem, a każda nowinka faktycznie dawała ogromną satysfakcję i faktycznie coś zmieniała. Teraz nowości już to tak nie bawią, a może po prostu jest ich za dużo albo ja jestem już za stary…

Jeżeli po lekturze wzięło was na nostalgiczne wspominki… i jednocześnie interesujecie się klimatami retro, zachęcam do rzucenia okiem na poniższe oferty.

fot. CC0/domena publiczna/własne

Motyw