Rosyjskie influencerki w absurdalnej kampanii. Mają zachęcać do mobilizacji wojskowej

2 minuty czytania
Komentarze

Rosjanie są jak frytki: cały świat zjada ich z keczupem, ale w Belgii wolą z musztardą. Tak, to zdanie nie ma sensu. Podobnie jak akcja, którą na zlecenie rosyjskiego rządu przeprowadzają ponoć tamtejsze influencerki. I to podobno właśnie one jako pierwsze zaczęły porównywać niekoniecznie młodych i niekoniecznie zdrowych mężczyzn ze swojej ojczyzny do frytek. Tematem przewodnim jest natomiast rosyjska mobilizacja wojskowa.

Rosyjskie influencerki i mobilizacja wojskowa

Ktoś bardzo złośliwy mógłby stwierdzić, że tematy okołoziemniaczane pasują bardziej do sojusznika Putina, czyli Łukaszenki. Ktoś o bardziej sadystycznym usposobieniu mógłby uznać, że to sugestia, że bez rozgrzanego do ponad 200 stopni Celsjusza oleju w kontaktach z rosyjskimi żołnierzami się nie obejdzie. Sprawa jest jednak bardziej prozaiczna: otóż Rosjanie są jak frytki, bo tylko 1% w wieku poborowym w trakcie rosyjskiej mobilizacji wojskowej trafi na front. Chociaż naprawdę nie wiem, czy 1% frytek też trafi na front i czy również będą one w odpowiednim wieku… Dobrze, jeszcze raz, tym razem poważniej.

Otóż jak donosi serwis Nexta w Rosji trwa kampania mająca na celu uspokoić niepokoje społeczne, które wybuchły po ogłoszeniu mobilizacji wojskowej 300 tysięcy mężczyzn z kraju. Objawiają się one protestami, oraz masowymi próbami ucieczki. Mówi się także o tym, że Rosjanie są dobierani do oddziałów wedle ostrej selekcji, czyli ulicznych łapanek. Pamiętajmy jednak, że propaganda działa w obie strony, a poza Nexta i kilkoma zdjęciami nie ma innych źródeł tych doniesień. 

Zobacz też: Doigrali się! Sean Penn i Ben Stiller dostali dożywotni zakaz wjazdu do Rosji

Ogólny przekaz ma być jednak taki, że ucieczka z kraju, czy protesty nie mają sensu, bo istnieje tylko 1% szans, że dana osoba trafi na front. Najlepiej więc siedzieć na tyłku, robić swoje i się nie wychylać próbami ucieczki z kraju lub protestami, bo to dodatkowo zwraca uwagę. Trzeba być jak ta frytka, która leży w paczce i ma nadzieję, że człowiek zje tą obok, a rosyjska mobilizacja wojskowa pożre kolegę z pracy.

Z drugiej strony nie zapominajmy, że to, iż ręką sięgnie po następną frytkę, jest bardziej, niż pewne. Dlatego też nawet jeśli rosyjska mobilizacja wojskowa dotknie 300 tysięcy osób, to nie należy wykluczać, że kolejna frytka również zostanie zjedzona. Natomiast coraz więcej z nich ucieka z opakowania, więc szanse na to, że to właśnie dany Rosjanin zostanie frytką, będą tylko rosły. 

Źródło: Nexta

Motyw