Zabójczy koktajl

Zabójczy koktajl – to nie Tarantino, ale fani Wicka powinni być zadowoleni

5 minut czytania
Komentarze

Zabójczy koktajl został ostatnio dodany do katalogu HBO Max, a co za tym idzie, wyświetlił mi się w nowościach. Ominąłem film w kinie z powodów, których już teraz nawet nie pamiętam, więc jego obecność w streamingu nawet mnie ucieszyła. Postanowiłem więc sprawdzić, czy Zabójczy koktajl, który przyrównywany był do produkcji Quentina Tarantino ma faktycznie cokolwiek z nimi wspólnego. Odpowiedź jest prosta – nie ma, ale i tak jest całkiem satysfakcjonujący.

Zabójczy koktajl – kino akcji na HBO Max ma się dobrze

Zabójczy koktajl

Są takie filmy, po których nie wymaga się zbyt wiele. Mają być zwykłą rozrywką i tego typu produkcji jest naprawdę sporo. Na Amazon Prime Video możemy obejrzeć chociażby Protegowaną, która ma więcej wspólnego z Zabójczym koktajlem, niż produkcje Tarantino, do którego film przyrównywano. Oczywiście marketing rządzi się swoimi prawami i mogę zrozumieć, skąd wzięły się te porównania. Otóż Zabójczy koktajl jest krwawy. Mamy tutaj naprawdę sporo scen akcji, gdzie brutalność wychodzi na pierwszy plan. Są one dobrze zrealizowane, choć miejscami brakuje im emocji, za to potrafią być naprawdę… zabawne. Wiem, że nie brzmi to może tak, jak powinno, ale Zabójczy koktajl ma naprawdę dużo elementów, które do siebie nie pasują, co finalnie może zaburzać odbiór całego filmu. Ale o tym za chwilę, bo najpierw zajmiemy się fabułą.

Twórcy Zabójczego koktajlu nie silili się na to, by wymyślać bardzo skomplikowane rozwiązania, a postawili na sprawdzone schematy. Mamy tutaj więc tajną organizację (Firma), która zatrudnia płatnych zabójców, by ci robili to, na czym się znają. Nikt nie zadaje pytań, bo nie od tego są zabójcy, by zastanawiali się nad swoją egzystencją, a przynajmniej w filmach tak nie jest. Główną bohaterką jest Sam (Karen Gillan), którą czasem trochę ponosi. Jedno z jej zleceń kończy się prawdziwą masakrą, ale Firma jej wybacza porywczość. Musi tylko odzyskać pieniądze, które organizacji ukradziono. I tutaj właściwie można skończyć opowieść o fabule, bo choć ta nie jest specjalnie zaskakująca, to nie ma potrzeby zdradzania za dużo.

W Zabójczym koktajlu nie chodzi bowiem o historię, bo ta jest szczątkowa i jest w niej trochę luk fabularnych. Świat przedstawiony jest niemal identyczny do tego, który znamy z Johna Wicka. Łącznie z miejscami, gdzie zabójcy mają zakaz używania broni. Różnica jest taka, że tutaj w większości pierwsze skrzypce grają same kobiety. I to mogłoby się sprawdzać, gdyby nie fakt, że między bohaterkami nie czuć praktycznie żadnej chemii. Widz może mieć problem w tym, by komukolwiek kibicować, bo po prostu nie wie dlaczego miałby to robić. Ich motywacje są miejscami bardzo dziwne. I nawet czuć, że twórcy chcieli pokazać tutaj coś więcej, ale to po prostu nie wyszło.

Akcja, krew i kobiety – wybuchowa mieszanka

Zabójczy koktajl

Porównania do filmów Tarantino można włożyć między bajki, bo Zabójczy koktajl nie ma tego, co wyróżnia filmy reżysera. Mowa o ciętych dialogach i fabule, która nawet, gdy nie pędzi na złamanie karku, to przyciąga do ekranu. Jedyne co zostało to brutalność, ale to też nie ten sam poziom, co u Tarantino. Krew, walki i postrzały to poziom Johna Wicka, czyli trochę takie umowne podejście, któremu bliżej do gier, niż rzeczywistości. Przez nagromadzenie scen akcji trudno brać je na poważnie, ale niektóre ze scen faktycznie dają poczucie satysfakcji, że nie zmarnowało się czasu na seans.

Zabójczy koktajl broni się bowiem neonową kolorystyką i zabawą samą formą. Miejscami można nawet mieć podejrzenia, że oglądamy Drive, choć to bardzo dalekie skojarzenie. Film zdaje się stać po prostu w rozkroku i wygląda trochę tak, jakby twórcy mieli ochotę zrobić coś fajnego, ale nie do końca wiedzieli jak. Wrzucili więc do produkcji wszystko, co przyszło im do głowy. Z jednej strony mamy tutaj próbę pokazania relacji rodzinnych, a z drugiej tak absurdalne sceny walk (szpital), że nie da się traktować jednego poważnie, a drugiego już nie. Są też świetne samochody, bronie i mimo wszystko ciekawy klimat całej opowieści. Do tego dochodzi także mocna obsada, choć akurat główna bohaterka wypada tutaj dość blado. Karen Gillan starała się pokazać nonszalanckie podejście Sam do życia, które jednak nie do końca pasuje do przedstawionej historii. Ciekawie wypadają za to Michelle Yeoh (ostatnio rewelacyjna we Wszystko wszędzie naraz) czy Paul Giamatti. To jednak niewielkie role, ale zapamiętywalne. Tak samo jak występ Carli Gugino i ujęcia kamery, kiedy grana przez nią postać pokazywana jest na zbliżeniach. Czuć tutaj artyzm i pod tym względem Zabójczy koktajl wypada naprawdę bardzo dobrze.

Zabójczy koktajl – czy warto obejrzeć?

Zabójczy koktajl

Jeżeli podobał Wam się John Wick, to istnieją duże szanse, że również Zabójczy koktajl przypadnie Wam do gustu. John Wick działał jednak jako film trochę mocniej na odbiorcę, bo miał jasno wyklarowane założenia samej fabuły. Zabójczy koktajl jest zdecydowanie bardziej chaotyczny, co działa na jego niekorzyść. Twórcy zostawili sobie też miejsce na ewentualne kontynuacje, ale chyba nie ma co na nie liczyć. Reżyser, czyli Navot Papushado, ma na swoim koncie film Duże złe wilki, który był zdecydowanie bardziej Tarantinowski, niż ten opisywany tutaj. Widać jednak, że reżyser wyrabia sobie swój styl, który z pewnością pozwoli mu zdobyć sporo fanów na świecie.

Debiut Zabójczego koktajlu na HBO Max to dobra okazja do tego, by sprawdzić film, jeżeli takie tematy Was interesują. Wchodzi szybko, ale też szybko się o nim zapomina. To jednak kino typowo rozrywkowe, ale jednak traktujące widza całkiem poważnie. Pod warunkiem, że przedstawiona koncepcja świata go nie odrzuci. To też produkcja, którą ogląda się bez większego zgrzytania zębami, a komediowe wstawki potrafią naprawdę rozśmieszyć. Zabójczy koktajl to więc produkcja, którą można swobodnie odpalić wieczorem i trochę się zrelaksować. Jeżeli nie oglądaliście filmu w kinie, to też niewiele straciliście, ale skoro już jest w streamingu, to można sprawdzić.

Motyw