wszystko wszedzie naraz film recenzja

Spider-Man może wracać do domu. „Wszystko wszędzie naraz” to najlepszy film o multiwersum, jaki obejrzycie w najbliższym czasie

4 minuty czytania
Komentarze

Oryginalny, szalony, absurdalny, pomysłowy, ekscytujący i pełen bezpretensjonalnej mądrości. Taki jest film-petarda 2022 roku – „Wszystko wszędzie naraz”.

Wszystko wszędzie naraz, czyli nie tylko ja nie ogarniam życia

wszystko wszedzie naraz film 2022

Główną bohaterką filmu „Wszystko wszędzie naraz” jest Evelyn (w tej roli fenomenalna Michelle Yeoh), która wraz z mężem prowadzi niezbyt dochodowy biznes – pralnię. Poznajmy ją w momencie gdy próbuje ogarnąć wszystkie rachunki, gdyż przed nią i mężem wizyta w urzędzie skarbowym, gdzie będą musieli tłumaczyć się ze swoich nie zawsze uzasadnionych wydatków. A to i tak nie jest jej jedyny problem, bo z jednej strony nie potrafi się ona porozumieć z córką, a z drugiej cały czas drży o zdrowie swego leciwego ojca, próbując uchronić go przed informacją o tym, iż jego wnuczka jest lesbijką. Na domiar złego, akurat w momencie kluczowej dla przyszłości jej rodziny rozmowy w urzędzie skarbowym nagle Evelyn staje się świadkiem dziwnego fenomenu – nawiązuje kontakt z alternatywną wersją swojego męża z innej rzeczywistości.

Multiwersum w filmie Wszystko wszędzie naraz

wszystko wszedzie naraz film michelle yeoh

Idea multiwersum w filmie „Wszystko wszędzie naraz” nie jest odległa od tego, co znamy z powszechnie badanej i komentowanej teorii. Twórcy filmu wychodzą z założenia, że istnieją niezliczone wersje światów zbudowane wokół nieskończonej liczby wariantów przeróżnych zdarzeń, przypadków czy decyzji. Autorzy „Wszystko wszędzie naraz”, Dan Kwan i Daniel Scheinert, zdołali jednak podejść do tego tematu z trochę innej perspektywy, pokazując fantazyjną możliwość połączenia naszej świadomości pod wszystkie istniejące wersje nas samych z innych multiwersów. Działa to trochę jak wgrywanie Neo oprogramowania w filmie „Matrix”, dzięki czemu może on posiąść każdą umiejętność, w tym np. kung-fu. Ale, choć to ciekawe podejście do zabawy z motywem multiwersum, nie jest ono sednem tego filmu. Bo nie jest to tylko festiwal akcji, choć tej nie brakuje. 

Multiwersum jest we „Wszystko wszędzie naraz” kapitalną platformą reżyserskiego duetu Kwan/ Scheinert do opowiedzenia nam historii kobiety, która próbuje okiełznać swoje życie. W głębi fabuły twórcy zasadzili kilka mniejszych historii: relację Evelyn z mężem, ojcem, jej niezrealizowane pragnienia i marzenia oraz niewykorzystany potencjał tego, kim mogłaby być, gdyby życie ułożyło jej się inaczej. To też opowieść o docieraniu się matki i córki, a więc także poniekąd dwóch nie zawsze rozumiejących się pokoleń. A wszystko to podane w sosie zwariowanej, wybuchowej i szalenie rozrywkowej zabawy z przeróżnymi gatunkami kina. Dramat rodzinny łączy się tu z komedią (momentami pełną absurdów najwyższej próby), chwilami musicalem, filmem sci-fi oraz kung-fu. Znajdziecie tu sceny, które was rozbawią do łez, jeszcze inne wprowadzą w stan konsternacji czy szczękopadu, inne szczerze wzruszą, a niektóre ze scen walk prezentują się imponująco.

Przeczytaj także: Czy filmowe multiwersum to chwilowa moda i żerowanie na nostalgii?

Ale i to nie wszystko, bo twórcy dorzucają do garnka bardziej bezpośrednie nawiązania czy parafrazy (i to dosłowne) z takich filmów jak „Odyseja kosmiczna” Stanleya Kubricka, „Spragnieni miłości” Wong Kar-Waia, wspomniany wcześniej „Matrix” czy… „Ratatuj” od studia Pixar. Oczywiście wszystko to w posypce z filmów Jackiego Chana. Dosłownie wszystko, wszędzie, naraz. I wiecie co? O dziwo jakoś to działa. Brzmi to wszystko jak niestrawna zupa i jeden wielki chaos, ale jakimś cudem te absurdalne mikstury wymieszały się w zadziwiająco lekką, smaczną i pożywną potrawę. Danowi Kwan i Danielowi Scheinertowi udało się przypomnieć nam wszystkim jak wielka siła i magia przemiany nadal tkwi w kinematografii. A oni sami wydają się być wiecznymi filmowymi dziećmi, które bawią się do woli w swojej piaskownicy, budując światy nie mające żadnych ograniczeń formalnych i gatunkowych.

Czy warto obejrzeć film Wszystko wszędzie naraz?

Już dawno nie widziałem filmu, który szczerze by mnie zaskakiwał średnio co kilkanaście minut. Coraz rzadziej zdarza mi się, bym natrafił na taką produkcję, która sprawi, że moja szczęka wyląduje na podłodze i będę w stanie sam przed sobą przyznać, że całość obrała nieprzewidywalny dla mnie kierunek. „Wszystko wszędzie naraz” należy do tego nielicznego grona. Długo czekałem na taki seans, bowiem brak oryginalności i przede wszystkim brak odważnych pomysłów jest plagą współczesnego kina. I choć na pewno znajdą się osoby, którym „Wszystko wszędzie naraz” nie podejdzie, to jedno trzeba mu przyznać – to jeden z najbardziej szalonych, zaskakujących, absurdalnych, oryginalnych i zabawnych filmów ostatnich (kilkunastu?) lat. Żadne słowo czy zdanie, które tutaj napiszę nie odda niezwykłości i szaleństwa tej produkcji. Gwarantuję wam, że nawet jeśli ten seans nie przypadnie do waszego gustu, to niektóre sceny ze „Wszystko wszędzie naraz” zostaną w waszej pamięci na dłużej. A niewiele było filmów w ostatnich latach, o których można to samo powiedzieć.

Ogólna ocena

8/10

Motyw