Kolaż obrazów promujących film akcji, zawiera elegancko ubraną parę idącą w kierunku kamery na tle miasta oraz sceny walki z różnymi postaciami, w tym mężczyzną z karabinem i kobietą z neonowym mieczem.

Netflix ma kasy jak lodu, a ciągle robi szmiry. Oto mój ranking najgorszych filmów

9 minut czytania
Komentarze

Od ładnych już kilku lat możemy zaobserwować coś, co osobiście nazywam „Paradoksem Netflix”. Polega on na tym, że firma ta każdego roku przyciąga coraz więcej subskrybentów w skali globu, zarabia coraz więcej pieniędzy i… to wszystko nie przekłada się na jakość ichniejszych produkcji, głównie filmowych, bo z serialami nie jest tak źle. Ostatnie raporty przynoszą nam wyraźne i jednoznaczne dane: Netflix radzi sobie znakomicie.

Paradoks Netflixa

Kadr z filmu Rebel Moon. Kobieta trzymająca broń w pozycji bojowej, z krwawym śladem na twarzy, w science-fiction otoczeniu.
Fot. Netflix / materiały prasowe

Pomimo znienawidzonego przez wszystkich ruchu banującego dzielenie się hasłami do konta w pierwszych trzech miesiącach 2024 serwis zdobył aż 9 milionów nowych subskrybentów. Rosną też przychody, wynoszące trochę ponad 9,3 mld dol. w pierwszym kwartale 2024 roku. Wprawdzie pojawiło się ostatnio niepokojąco mocne tąpnięcie na giełdzie, jeśli chodzi o akcje Netfliksa (co ciekawe rozpoczęło się ono w dniu premiery drugiej części filmu „Rebel Moon”), ale giełda to trochę taki alternatywny wirtualny świat. Zresztą jakieś dwa lata temu akcje Netfliksa także zaliczały spadki, nawet sporo większe, a dziś widzimy, jaki (czytaj: żaden) skutek to miało.

rynek akcje netflix
Ostatnie spadki na giełdzie. Fot. Google / zrzut ekranu

Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówią wprost: jest dobrze! Niestety nie dla widzów, choć mam chwilami wrażenie, że widzowie płaczą, ale płacą i oglądają, bo pomimo marnej jakości filmów Netfliksa firma nic właściwie nie traci.

Niby wszyscy wiedzą obecnie, że filmy tej platformy są znane z tego, że są marne, a jednak miliony widzów gromadzą się przed odbiornikami w momencie premiery najnowszej produkcji oryginalnej. Czynników tego stanu rzeczy jest pewnie sporo – marketing, siła marki, lenistwo, bo skoro już ludzie mają wykupiony abonament, to nie chce im się szukać czegoś lepszego, tylko oglądają, co mają.

Nie dojdziemy do powodów tego stanu rzeczy nigdy w 100%. Także postanowiłem skupić się na czymś troszkę innym – na wyjściu naprzeciw tym wszystkim widzom, którzy tak kochają te wszystkie filmy Netfliksa i przygotowałem zestawienie, pokazujące najgorsze filmy w historii tej platformy. Tak by wiedzieć, co z góry omijać (albo czym się zainteresować, nie oceniam). Po tym długawym wstępie zapraszam więc poniżej. P.S. Do poniższej listy możecie też dodać każdy film z Markiem Wahlbergiem, jaki powstał dla Netfliksa.

Najgorsze filmy Netflix. Od fatalnych po totalnie beznadziejne

Rebel Moon

Zwiastun filmu Rebel Moon – część 1.

Zacznę od najświeższej pozycji w momencie pisania tego tekstu. „Rebel Moon” to bowiem nie tylko kwintesencja wszystkiego, co najgorsze w kinie Zacka Snydera, ale też idealna wykładnia wszystkiego, co najgorsze w podejściu Netfliksa do produkcji filmów. Mamy tu więc projekt obejmujący w tej chwili dwa filmy (modlę się, by na tym się skończyło, choć Snyder ma ponoć w głowie plan na co najmniej 6 filmów i spin–offy, aż boję się myśleć co jeszcze) kosztujące ponad 200 mln dol., w którym oczywiście tej kwoty w ogóle nie widać. „Rebel Moon” w najlepszych momentach wygląda jak wideoklip jakiejś nu-metalowej kapeli z okolicy 2006 roku.

W najgorszych momentach jest to żenująco durne pulpowe science-fiction, które wygląda jak jakiś półamatorski projekt młodego filmowca wyjęty prosto z YouTube’a. Jak w każdym filmie Snydera i Netfliksa nikt się tu za bardzo nie przejmuje scenariuszem, aktorzy grają jak drewniane kłody, fabuła nie trzyma się kupy, scenografia jest marna, obraz przedziwnie rozmazany na krawędziach kadrów, a chyba z 1/3 filmu to ujęcia slow motion.

Plakat do filmu Netflix Rebel Moon 2. Obraz przedstawia dynamiczną scenę akcji z postaciami uzbrojonymi w broń palną i miecze, które walczą w eksplozyjnych i energetycznych okolicznościach.
Fot. Netflix / materiały prasowe

Netflix szczyci się tym, że daje autorom wolną rękę, ale jednocześnie udowadnia, że nie zawsze wolna ręka dla artystów, bądź osobników, którzy się za takowych uważają, jest dobrym pomysłem. Tym samym serwis ten pokazuje, że tak na dobrą sprawę jego włodarze nie są zainteresowani jakością, tylko tym, by mieć „gorący kontent” w bibliotece. Od strony artystycznej oraz szacunku dla widza jest to raczej słabe, ale jak przyjrzymy się sytuacji Netfliksa jako firmy, to czasem sam stwierdzam, że może widz nie potrzebuje szacunku od takiej firmy jak Netflix, bo i tak obejrzy, to co się mu zaserwuje.

(Prawie) wszystkie filmy Adama Sandlera

Zwiastun filmu.

Nie powiem, Adam Sandler znalazł dla siebie genialną poduszkę finansową w Netfliksie, który w „ciężkich czasach” wyłożył przed nim ogromną torbę pieniędzy i zaprosił do niezliczonej ilości projektów. Tylko dwa z nich były dobrymi filmami („Opowieści o rodzinie Meyerowitz” oraz „Rzut życia”). Reszta to absolutnie jedne z najgorszych komedii XXI wieku. Żenująco nieśmieszne, fatalnie zagrane, durne, do tego w większości zdecydowanie za długie (Netflix chyba nie lubi za bardzo inwestować w montażystów), co sprawia, że doświadczenie ich oglądania jest męczące i bolesne. Wystarczy wymienić dyptyk „Zabójczy rejs” i „Zabójcze wesele”, „Hubie ratuje Halloween”, „Weselny tydzień” czy „Ridiculous 6” próbujący być parodią westernów, z naciskiem na „próbujący”.

Diana: Musical

Zwiastun musicalu.

Żaden inny film na tej liście nie spotkał się z aż tak wielką nienawiścią ze strony widzów, która jest absolutnie zrozumiała. Wystarczy przeczytać sam tytuł: „Diana: Musical” i wszystko jasne. To jedna z najbardziej żenujących i ohydnych produkcji w historii Broadwayu. Została sfilmowana na żywo w 2020 roku w okresie pandemii, kiedy kina były zamknięte, a rok później wyemitowana w serwisie Netflix. To tandetna i pozbawiona krzty przyzwoitości oraz dobrego smaku próba przekształcenia życia i śmierci Diany w pełen werwy musical. Chyba nie muszę dodawać wiele więcej. Cała koncepcja, wykonanie i scenografia oraz piosenki są zwyczajnie marne.

Niewłaściwa Missy

Zwiastun filmu Niewłaściwa Missy.

Poważny kandydat na jedną z najgorszych komedii nie tylko tego stulecia, ale ostatnich 30 lat. Jedyną rzeczą bardziej obraźliwą niż zwykłe lenistwo scenarzystów, którzy nie mieli pomysłu na ani jedną dobrą scenę i ogólnej koncepcji tej komedii romantycznej jest przyprawiająca o zawrót głowy obfitość „żartów” na temat chorób psychicznych i napaści na tle seksualnym.

Trylogia The Kissing Booth

Zwiastun filmu The Kissing Booth 3.

To jeden z tych filmów, czy też serii filmów, do których niełatwo się przyczepić za cokolwiek konkretnego poza tym, jak bardzo jest nijaki i zrobiony kompletnie bez żadnej pasji czy chęci opowiedzenia jakkolwiek angażującej historii. Jego naczelnym grzechem jest to, jak bardzo wtórna i oparta na wszystkich znanych do znudzenia kliszach jest to produkcja. Jednakże znowu mamy tu klasyczny przypadek „Paradoksu Netflix”, gdyż już pierwszy film był przez wielu, także zwykłych widzów, określany jako jedna z najgorszych komedii romantycznych co najmniej dekady, ale i tak jego widownia była na tyle zadowalająca, że powstały aż dwie kontynuacje. O dwie za dużo.

The Open House

Zwiastun filmu Dom otwarty.

Ten film jest tylko dowodem na to, że głównym źródłem informacji dla scenarzystów była klasyczna checklista zawierająca wszystkie możliwe klisze z horrorów, które następnie upchnęli w 95 minutach tego „dzieła”. „The Open House” opowiada historię nastolatka i jego matki doświadczających różnego rodzaju strasznych wydarzeń w swoim nowym domu i podejrzewają, że ktoś – lub coś – ich obserwuje.

Jeśli nigdy w życiu nie widzieliście żadnego horroru i siadając do seansu macie jakieś 14 lat, to może, ale tylko może, film ten zrobi na was jakiekolwiek wrażenie. To kolejny już przykład na to, że strategia Netfliksa, jeśli chodzi o produkcję filmów, to zrobienie byle czego, odpowiednia promocja i potem rzuca się to ludziom pod nos i patrzy, jak idzie. To być może dobra strategia, ale tylko jeśli ma się masę pieniędzy, gdyż zrobienie filmu zawsze kosztuje dużo (raczej są to kwoty w milionach dolarów), a natura serwisu streamingowego sprawia, że te koszta się bezpośrednio nie zwracają.

Notatnik śmierci

Zwiastun filmu Notatnik śmierci.

Oto jeden z podręcznikowych przykładów na to, jak zabrać się za adaptowanie materiału źródłowego (w tym wypadku mowa o popularnej mandze i serii anime) nie tylko kompletnie go nie rozumiejąc, ale jeszcze totalnie masakrując. Oprócz doskonałej roli głosowej Willama Dafoe podkładającego głos postaci Ryuka Shinigami, amerykański „Notatnik śmierci” przeszedł do historii jako jeden z najbardziej rażących przykładów bezwstydnej przeróbki, która niemal całkowicie ignoruje pierwowzór.

Główny bohater mangi i anime, Light Yagami, był prawdziwym geniuszem i socjopatą w jednym, natomiast remake uczynił go głupim i emocjonalnym kolesiem. Cichy i aspołeczny detektyw L stał się tu uzbrojonym maniakiem. Na tym etapie warto się zastanowić, po co ten film w ogóle powstał? Oczywiście pomijając już nawet to, jak słabo był zagrany i kiepsko wyreżyserowany.

Ostatni skok w historii USA

Zwiastun filmu Ostatni skok w historii USA.

Ostatni skok w historii USA” to rzecz wyjątkowa. Film akcji, w którym akcja pojawia się dopiero w okolicach setnej minuty seansu, który z kolei trwa prawie 2,5 godziny. I jeszcze, gdyby te pierwsze 100 minut było oparte na ciekawej fabule, to bym nie narzekał, natomiast w tym przypadku dostaliśmy fatalnie napisane dialogi poruszające banalne i nikomu niepotrzebne kwestie, które powinny zostać wycięte.

Aktorzy, którzy te kwestie wypowiadają, nie wypadają ani trochę przekonująco. Całość wlecze się niemiłosiernie, tak że ma się wrażenie, że film ten trwa co najmniej 5 godzin. Poza zawiązaniem akcji do samego finału nie dzieje się właściwie nic istotnego, przez co można odnieść wrażenie, że wszystko to jest niczym więcej niż rozciągniętym do granic przyzwoitości scenariuszem, jakiegoś maksymalnie 30-minutowego krótkiego metrażu. Dzieło to powinno się pokazywać na zajęciach ze sztuki filmowej jako przykład tego, jak nie robić filmów.

Zdjęcie otwierające: Netflix / materiały prasowe

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw