balerina netflix thriller film akcji recenzja

Balerina – recenzja. Netflix ma nową królową kina akcji

4 minuty czytania
Komentarze

Kino z Korei Południowej nie przestaje dostarczać nam solidnej rozrywki, nierzadko bijącej na głowę to, co obecnie produkuje Hollywood. „Balerina”, która pojawiła się wśród nowości na Netflix, to jawna azjatycka odpowiedź na „Johna Wicka” z domieszką „Atomic Blonde” i „Nikity”. Czy i tym razem Koreańczycy zawstydzają Amerykanów?

Balerina – opis fabuły filmu

Balerina koreanski film akcji netflix

Główną bohaterką „Baleriny” jest Ok-ju – młoda kobieta, którą poznajemy w momencie klasycznym dla filmów akcji, kiedy to zapobiega napadowi rabunkowemu na sklep spożywczy. Niespodziewanie pewnego wieczoru Ok-ju odbiera telefon od starej przyjaciółki, która natychmiast wzywa ją do swojego domu. Dziewczyna pojawia się w mieszkaniu swojej przyjaciółki Min-hee, tylko po to, by odkryć, że odebrała sobie życie. W tajemniczej notatce, którą zostawiła, Min-hee poinstruowała Ok-ju, aby pomściła jej śmierć. Jako wskazówkę wskazała jej mężczyznę o imieniu Chef Choi.

Balerina – John Wick to przy niej powolny staruszek

balerina recenzja film akcji netflix 2023

Aktorka Jun Jong-Seo wcielająca się w Ok-ju jest bezapelacyjną gwiazdą tego filmu. „Balerina” odnosi sukcesy głównie dzięki jej kreacji królowej zemsty. Pod każdym względem jest ona idealną osobą do odegrania tej roli. Jej nonszalancka postawa, w połączeniu ze sposobem, w jaki radzi sobie z choreografiami walki, sprawia, że można się zapomnieć, że oglądamy rolę aktorską. Z jednej strony jest niepozorna, a z drugiej stanowi niepohamowaną siłę natury, która sieje zniszczenie i śmierć, tam gdzie się pojawi. Sam jej wzrok potrafi wywiercić dziurę w sercu. Ale główna bohaterka filmu „Balerina” to nie tylko zimnokrwista zabójczyni z żądzą zemsty. Koreański akcyjniak daje jej też trochę czasu na zarysowanie jej osobowości i relacji z zabitą przyjaciółką, które nadają pełnego wymiaru jej chęci pomszczenia bliskiej sobie osoby. W paru scenach widać, że Ok-ju szczerze cierpi i przeżywa żałobę po śmierci Min-hee.

Drugą ważną rolę w „Balerinie”  odgrywają znakomite zdjęcia. Gwałtowna i dynamiczna akcja jest tu zestawiona z pełnymi kolorów ciekawymi kadrami często umieszczonych w interesującej scenografii. Oczywiście „Balerina” nie wyważa żadnych nowych drzwi w kinie akcji, ale za to umiejętnie czerpie z dzieł poprzedników, zarówno z amerykańskiego, jak i południowokoreańskiego dorobku filmowego.

Przeczytaj także: Fair Play – recenzja. Netflix tym razem zrobił coś dobrze.

Główne mięsko „Baleriny”, czyli sekwencje walk są fenomenalnie wyreżyserowane. Już dawno nie widziałem, nawet w hollywoodzkich produkcjach z dużym budżetem, tak świetnie nakręconych pojedynków i bijatyk. Kamera chwilami porusza się tu niemal z prędkością światła, a jej ruchy zdają się emulować zadawane bądź przyjmowane ciosy. Prezentuje się to po prostu kapitalnie! Sądzę, że twórcy serii „John Wick” mogliby znaleźć tu trochę inspiracji dla siebie. Gorzej niestety z fabułą. Oczywiście, nie żebym uważał, że fabuła w kinie akcji czy thrillerze zemsty musi być na poziomie oscarowym, ale osobiście nie bardzo byłem się w stanie zaangażować w tę opowieść jako całość. Gdyby jeszcze twórcy rzeczywiście potraktowali scenariusz jako pretekst do prezentacji ogromnej ilości scen akcji to byłoby idealnie. Niestety „Balerina” dość oszczędnie dozuje nam wspomniane wyżej elektryzujące sekwencje mordobicia i przez to, że historia nie należy do oryginalnych i w tych momentach postoju zaczyna nużyć. Jest tu też masa scen dialogowych, które albo są nadmiernie wydłużone w czasie albo wręcz w ogóle niepotrzebne. Film nie jest długi, bo trwa 90 minut, ale i tak wydaje się, że pierwotny materiał starczał na 30-minutową krótkometrażówkę i został na siłę wydłużony do pełnego metrażu.

Przeczytaj także: Najlepsze seriale Netflix – oto co obejrzeć, by nie żałować.

Balerina – ocena filmu

balerina recenzja film akcji netflix

Ostatecznie „Balerina” w reżyserii Lee Chung-hyun, to klasyczny przykład filmu z syndromem przerostu formy nad treścią. Ale już w tej szufladce stanowi jedno z lepszych dokonań w ostatnich latach. Gdyby twórcy umieścili w nim jeszcze więcej akcji i zredukowali wątki fabularno-dialogowe do minimum to „Balerina” miałaby szansę stać się kobiecym odpowiednikiem „The Raid” w obecnej dekadzie. Do seansu siadałem z nadzieją, a zakończyłem go z lekkim rozczarowaniem, ale też nie jest to film kompletnie nieudany. Reżyseria scen akcji zapowiada, że być może na naszych oczach rodzi się koreański John Woo, który może zdoła zrobić trochę zamieszania we współczesnym kinie akcji. Z pewnością też „Balerina” zrobiłaby większe i lepsze wrażenie na dużym kinowym ekranie, więc w tym miejscu trochę szkoda, że oglądać to możemy tylko na małych ekranach. Takie czasy…

Ogólna ocena

6/10

Motyw