Misja Stone nowość na Netflix Fot Netflix materiały prasowe

Misja Stone – recenzja. Akcyjniak od Netflix stworzony metodą kopiuj-wklej

5 minut czytania
Komentarze

Przesuń się Tomaszu Cruise, wydaje się mówić z kamienną miną Gal Gadot. Jej nowy film, „Misja Stone”, kreowany jest na kobiecą wersję serii Mission: Impossible. Czy przed nami nowy klasyk kina akcji? Czy kolejny średniak wśród nowości Netflix?

Misja Stone – opis fabuły filmu

Bohaterką filmu „Misja Stone” jest Rachel Stone (Gal Gadot), agentka specjalna współpracującą z agentami MI6, Yang (Jing Lusi), Parkerem (Jamie Dornan) i Baileyem (Paul Ready). Jednak potajemnie pracuje dla innej globalnej agencji pokojowej. Rachel uważa, że jej pozycja jest zagrożona i nie wie, komu może ufać. Rozpoczyna się wyścig o to, by niebezpieczna broń nie dostała się w niepowołane ręce. Rachel będzie musiała wykorzystać wszystkie swoje umiejętności, aby wyjść z tego cało.

Misja Stone – nowa seria akcji przygotowana pod algorytmy?

W ostatnich latach Netflix postanowił zaserwować swojej widowni streamingową odpowiedź na hollywoodzkie blockbustery w postaci wysokobudżetowego kina akcji w sosie z motywów rodem z kina klasy B lat 90. Co wyróżnia te filmy? Właściwie niewiele. Szkielet fabularny jest praktycznie taki sam za każdym razem, tylko jakimś cudem brakuje w nich czegoś, co mogłoby zaangażować widza nawet na podstawowym poziomie. Wszystko jest nijakie i niezwykle łatwe do zapomnienia. Choć kosztują ogromne pieniądze, to nie potrafią dać nam żadnej zapadającej w pamięć sekwencji. Do tego wszystko przeładowane nie zawsze potrzebnymi efektami CGI. No i grają w nich właściwie cały czas te same gwiazdy drugiej ligi, czyli np. Ryan Reynolds czy Gal Gadot. Wystarczy wspomnieć o takich dokonaniach Netfliksa jak „6 Underground”, „Grey Man”, „Czerwona nota” czy omawiana przeze mnie obecnie „Misja Stone”.

Przyznaję, że opisywane tutaj zjawisko netfliksowych akcyjniaków jest dla mnie o wiele ciekawsze, niż one same. I trochę tęsknię za czasami kiedy to twórcy ciut bardziej wysilali się tworząc filmy akcji, wymyślając ciekawsze sekwencje, mniej nijakie fabuły oraz kreując bohaterów z prawdziwą charyzmą, a nie tworząc wszystko na zasadzie kopiuj-wklej i polegając na popularnych w danej chwili aktorach, bez zastanowienia się nad tym, czy w ogóle pasują do roli. Akurat Gal Gadot do kina akcji w stylu niegdysiejszych produkcji ze Stevenem Seagalem pasuje; drewniana z niej aktorka, nie ma porywającej charyzmy, ale po prostu wystarczająco potrafi się wpisać w tę poetykę. „Wystarczająco” powinno być za mało, no ale w takich czasach przyszło nam żyć. A może za bardzo idealizuję akcyjniaki z lat 80. i 90? Sam nie wiem. W każdym razie piszę o tym wszystkim, gdyż „Misja Stone” to taki właśnie typowy średniak akcji od Netflix, który stara się naśladować/kopiować znane nam wszystkim i sporo lepsze klasyki tego gatunku. Przypadkiem, a może celowo, fabuła filmu „Misja Stone” bardzo przypomina skrypt „Mission: Impossible – Dead Reckoning”. Jednocześnie widać gołym okiem, że twórcy oraz Gal Gadot starają się ewidentnie nawiązywać do serii Mission: Impossible i przedstawić ją w kobiecym wydaniu. Problem w tym, że Gal Gadot nie jest Tomem Cruise’em. Jak wspominałem wyżej, jej wachlarz możliwości aktorskich jest mocno ograniczony, a w połączeniu z mocno przeciętnym scenariuszem niestety nie ma ona tu nic do grania. Na dobrą sprawę przypomina bardziej Wonder Woman, tyle że w mniej superbohaterskim wydaniu. Widać jednak przepaść jakościową, tak jeśli chodzi o sekwencje akcji jak i scenariusz. Pominę już aspekt tego, że jej postać jest na dobrą sprawę mało kobieca i trochę nie wiem, jaki jest cel w tym usilnym zacieraniu granic między kobiecością a męskością, bo to temat na bardziej filozoficzną i światopoglądową dysputę. Ogólnie rzecz biorąc „Misja Stone” powiela nie tylko większość motywów ze znanych nam filmów akcji, ale też powtarza sporą część schematów fabularnych i produkcyjnych forsowanych przez Netflix. I w sumie nie powinno być to chyba żadnym wielkim szokiem. Taka jest filozofia działania tego serwisu. Chwilami tylko zastanawiam się czy oni tworzą filmy dla ludzi czy dla robotów. Ale żeby być uczciwym, Hollywood obecnie prezentuje niewiele lepszy poziom.

Misja Stone – ocena filmu

misja stone recenzja filmu netflix 2023 gal gadot

Postaram się jednak na końcu tej recenzji być w miarę obiektywnym, bowiem nie jest tak, że „Misja Stone” to film kompletnie nieudany w swoim gatunku. Ma aż jedną ciekawie zainscenizowaną sekwencję akcji, co jak na średnią Netfliksa jest niezłym wynikiem (jak na razie wzorem pod tym względem pozostają dwie części serii „Tyler Rake”, które zdecydowania zawyża tą średnią). Szkoda tylko, że owa sekwencja trwa tak krótko. Cała reszta to wizualne popisy, które zadziwiająco łatwo zapomnieć, ale też ogląda się je bez zgrzytania zębami. Dorobek filmów Netfliksa tak zepsuł moje oczekiwania, że jestem względnie zadowolony z samego tylko faktu, że film taki jak „Misja Stone” ogląda się bez większego bólu, choć już podczas pisania tego tekstu wyleciała mi z pamięci większość scen z tej produkcji. Niegdyś coś takiego dyskwalifikowałoby taki film kompletnie, dziś uznaję, że to w sumie okej. To taka tańsza i gorsza wersja „Mission: Impossible” – jeśli to wam wystarczy, to czeka was niezły weekendowy seans z popcornem i czymś na popitkę. Nie oczekujcie jednak cudów, zachwytów oraz zapierających dech w piersiach scen akcji, jakich dotąd nie było czy realnie trzymającego w napięciu scenariusza.

Ogólna ocena

4/10

Motyw