damsel millie bobby brown netflix film

Zaczyna się. Netflix przesuwa swoje premiery z tego roku na 2024

4 minuty czytania
Komentarze

Jakby ktoś jeszcze miał wątpliwości, że czeka nas spory kryzys w szeroko rozumianej branży filmowo-serialowej. Obecnie trwające strajki nie tylko opóźniają produkcję wielu produkcji, które mieliśmy zobaczyć w kinach i streamingu na przełomie 2024 i 2025 roku, ale też sprawiają, że studia zmuszane są przesuwać wcześniej zaplanowane premiery.

Filmy z Mille Bobby Brown i Nicole Kidman od Netflix muszą poczekać

Jak donosi serwis Digital Spy, aż sześć filmów serwisu Netflix, zostało przesuniętych z roku bieżącego na 2024. Są to: „Damsel” z Millie Bobby Brown w roli głównej, który pierwotnie miał ukazać się 13 października.

https://www.youtube.com/watch?v=n5JBRjkRm0A

Inne tytuły, które zostały opóźnione, to „A Family Affair” z Zacem Efronem i Nicole Kidman, „Lift” z Kevinem Hartem, „Players” z Damonem Wayansem Jr. i Giną Rodriguez, „Shirley” z Reginą King oraz „Spaceman” z Adamem Sandlerem. Na ten moment nie jest wiadomym, czy obecnie trwające strajki miały bezpośredni wpływ na te przesunięcia, ale wystarczy chyba dodać dwa do dwóch i przypomnieć sobie, kiedy ostatnio Netflix opóźniał premiery aż takiej ilości produkcji za jednym zamachem (podpowiem – nigdy).

Opóźnienia w Netflix to dopiero początek

Ze względu na trwające strajki aktorów i scenarzystów Hollywood nie jest w dobrej kondycji. Po pierwsze miejmy na uwadze to, że branża filmowa dopiero co wyszła z zapaści podczas pandemii i jeszcze nie wróciła do pełni formy. O ile w ogóle wróci ze względu na drastyczną zmianę przyzwyczajeń widowni, która zdecydowanie rzadziej chodzi do kin. Obecnie trwające szaleństwo (także w polskich kinach) pt. Barbienheimer to piękne przypomnienie kinowego szału sprzed pandemii, ale jednocześnie jest to łabędzi śpiew Hollywood. Już w sierpniu nie ma właściwie ani jednego tytułu, który sprowadziłby szeroką widownię do kin. A po wakacjach będzie tylko gorzej. Co więcej, powoli mówi się o wielkich przesunięciach największych premier z końca 2023 na rok 2024. Ponoć ciągle jeszcze ważą się losy filmów „Aquaman 2”, „Diuna, część 2”, „Marvels”. Z jednej strony dlatego, że strajkujący aktorzy nie mogą w żaden sposób promować filmów, w których zagrali, a aspekt promocyjny, czyli junkety dla prasy, zagraniczne premiery i tym podobne to zbyt ważne czynniki mające wpływ na nagłośnienie danej premiery, by z nich rezygnować. Wątpliwe jest, by strajki trwały aż do listopada, natomiast drugim czynnikiem tych wszystkich przesunięć jest to, że line-up filmowo-serialowy na rok 2024, i po części na rok 2025, znacznie się skurczył. Trzeba więc przenieść część premier na rok przyszły, tak by się nie okazało, że w 2024 nie będzie niczego wartego uwagi masowego widza.

Przeczytaj także: Potężny kryzys w Hollywood, to początek końca branży filmowej, jaką znamy.

Na chwilę obecną wygląda na to, że pozostałe tegoroczne premiery serwisu Netflix są niezagrożone. A pośród nich znajdują się m.in. mini-seria od Mike’a Flanagana „Zagłada domu Usherów”, nowa odsłona „Małych agentów”, czyli „Spy Kids: Armageddon” i chyba najgłośniejsza produkcja Netfliksa tego roku, czyli „Rebel Moon” wielkie widowisko sci-fi oparte na pierwotnym pomyśle reżysera na jego wersję „Star Wars”, które ma zadebiutować 22 grudnia 2023. Także sierpniowa premiera akcyjniaka „Misja Stone” z Gal Gadot wydaje się niezagrożona i pojawi się zgodnie z planem wśród nowości na Netflix.

Tym niemniej zarówno kina, jak i serwisy streamingowe stoją obecnie przed sporym wyzwaniem, rok 2024 bowiem może się okazać dramatycznym dla branży filmowo-serialowej. Przypominam, że Hollywood było w podobnej sytuacji w drugiej połowie lat 70. Wtedy jednak niemalże samodzielnie branża została uratowana przez Stevena Spielberga i jego „Szczęki” oraz George’a Lucasa i „Gwiezdne wojny”. Był to jednak czas, gdy w kinie nie powiedziano i nie pokazano jeszcze wszystkiego, bowiem technika filmowa ciągle się rozwijała. Dziś wydaje się, że średnio już od dekady kino sięgnęło szczytu swoich możliwości zarówno narracyjnych jak i technologicznych, więc trudno znaleźć coś, co by nagle tchnęło w X muzę nowe życie. Tym bardziej gdy spora część widowni jest wyraźnie odpychana przez Hollywood poprzez usilne promowanie przez tamtejsze studia propagandy społeczno-polityczne. A młode pokolenie widzów, na których Hollywood dotąd zawsze polegało, bo stanowiło ono najliczniejszą widownię ma teraz ciekawe alternatywy w postaci streamów np. na Twitchu czy YouTubie oraz gier wideo. Jedno jest pewne, najbliższe kilka/kilkanaście miesięcy w branży rozrywkowej będzie niezmiernie ciekawe. A kto wie czy nie rewolucyjne.

Motyw