LINKI AFILIACYJNE

Barbenheimer to nie rodzynek. Te świetne filmy też debiutowały w podobnym czasie

11 minut czytania
Komentarze

Barbenheimer to zjawisko, które na dobre zawładnęło internetem już jakiś czas temu. Dwie duże premiery skrajnie różnych od siebie filmów, czyli Barbie oraz Oppenheimer zbiegły się ze sobą dosyć przypadkowo, jednak jest to świetny pretekst, aby wspomnieć o innych potężnych produkcjach, które debiutowały na wielkim ekranie w identycznym lub bardzo podobnym czasie.

Barbenheimer to nie jedyny taki przypadek

21 lipca 2023 roku przejdzie do historii kina. To właśnie ten dzień przyniósł nam premierę najsłodszego i najbardziej oderwanego od rzeczywistości filmu roku, czyli Barbie. Co więcej, również ten dzień przyniósł nam premierę najbardziej poważnego i spektakularnego filmu roku, czyli Oppenheimera. Taki zbieg okoliczności sprawił, że Barbenheimer to nie tylko mem, ale również zjawisko, któremu warto się bliżej przyjrzeć.

Oczywiście na pierwszy rzut oka wszystko sprowadza się do żartu sugerującego, że Barbie jest tak samo wielkim tworem, jak właśnie Oppenheimer. W internecie lawinowo zaczęły pojawiać się nawet różnego rodzaju grafiki zestawiające odtwórców obu tytułowych ról, czyli Margot Robbie i Cilliana Murphy’ego, które mają jednocześnie rozbawić odbiorcę, ale również zobrazować mu skalę obu tych premier.

Z kronikarskiego obowiązku muszę przytoczyć informacje o tym, że Barbie to oczywiście komedia skupiająca się na perypetiach popularnej zabawki dla dziewczynek, która trafia do prawdziwego świata. Tymczasem Oppenheimer to najnowsze dzieło Christophera Nolana, które opowiada o tytułowym naukowcu nazywanym także „ojcem bomby atomowej”. Jak na cenionego reżysera przystało, całość trwa aż trzy godziny i zapowiada się na gratkę dla fanów dobrze poprowadzonej historii oraz spektakularnych ujęć na wybuchy, stworzone bez użycia CGI.

Cóż, jak sami widzicie, oba te tytuły znacząco się od siebie różnią, ale posiadają także kilka cech wspólnych. Mowa tu przede wszystkim o zaangażowanych grupach odbiorców. W przypadku Barbie będą to przede wszystkim widzowie szukający czegoś lżejszego oraz darzący szacunkiem kultowe lalki. Z kolei Oppenheimer do kin przyciągnie sympatyków Nolana oraz dramatów biograficznych. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że filmem, który dysponuje większym budżetem, jest… Barbie! Na produkcję w reżyserii Grety Gerwig poświęcono 145 milionów dolarów, podczas gdy Christopher Nolan mógł wydać „zaledwie” 100 milionów dolarów.

Pomimo wielu absurdów i groteskowości Barbenheimer trwa w najlepsze, jednak warto mieć na uwadze, że wcale nie jest to pierwszy raz, kiedy w tym samym czasie (lub bardzo podobnym) w kinach debiutują duże tytuły. W przeszłości niejednokrotnie byliśmy świadkami dni, tygodni lub miesięcy, kiedy swoją premierę odnotowywały ikoniczne dziś filmy. Czas przyjrzeć się kilku takim pozycjom.

Pogromcy duchów i Gremliny rozrabiają

Dokładnie tego samego dnia, czyli 8 czerwca 1984 roku do kin weszły dwa niepozorne filmy, które w błyskawicznym tempie zyskały międzynarodową sławę – Pogromcy duchów i Gremliny rozrabiają. Obie te produkcje posługują się bardzo podobnym klimatem i działają na zbliżonych do siebie schematach. Co więcej, łączy je również ogromny sukces komercyjny! Ghostbusters operujący budżetem w okolicach 30 milionów dolarów zarobili 295 milionów. Tymczasem drugi z filmów, który mógł kosztować maksymalnie 11 milionów dolarów, ostatecznie zainkasował 213 milionów w box office.

Oczywiście w dłuższej perspektywie zarówno Gremliny rozrabiają jak i Pogromcy duchów stali się ogromnymi franczyzami. Obie te pozycje posiadają dziś wiele pełnometrażowych filmów (ostatnio wśród nowości na Netflix dodano jeden z nich), seriali, gier wideo, komiksów oraz także zabawek i figurek kolekcjonerskich. Pomyśleć, że oba te sukcesy narodziły się w ten sam dzień — cóż, za zbieg okoliczności…

Jumanji i Gorączka

Swoje Barbenheimer miał również rok 1995. Wówczas, a dokładniej mówiąc 15 grudnia na wielkim ekranie debiutowała familijna komedia przygodowa w postaci Jumanji oraz pełnokrwisty film sensacyjny Gorączka. Dziś drugi z tych tytułów często jest uwzględniany w ścisłej czołówce najlepszych produkcji w historii kina, a składa się na to nie tylko świetny scenariusz, ale również dobór obsady aktorskiej, gdzie znajdziemy Ala Pacino, Roberta De Niro czy Vala Kilmera. Tymczasem o sukces Jumanji to w dużej mierze zasługa Robina Williamsa, który w latach 80. i 90. ubiegłego wieku przeżywał swój aktorski „prime” sprzedając filmy w pojedynkę.

Jak łatwo się domyślić, zarówno Jumanji jak i Gorączka szybko stały się hitami kasowymi. Pierwszy z wymienionych filmów zarobił blisko 263 miliony dolarów, a drugi ponad 187 milionów. Niemniej, jeśli mielibyśmy wybierać produkcję, która w większym stopniu przebiła się do kanonu swojego gatunku, zdecydowanie należałoby wskazać na dzieło Michaela Manna, czyli Gorączkę. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że oba te filmy nie zdobyły ani jednego Oscara. Co więcej… nie otrzymały nawet żadnej nominacji do nagród Akademii Filmowej!

Łowca androidów i Coś

25 czerwca 1982 roku swoje premiery odnotowały dwa filmy, które przeszły do klasyki gatunku science-fiction. Jakby tego było mało, zarówno Coś jak i Łowca androidów są adaptacjami powieści – kolejno autorstwa Johna W. Campbella i Philipa K. Dicka. Szukając jednak różnic pomiędzy oboma tytułami, warto zwrócić uwagę na ich charakterystykę. W przypadku drugiego z nich widz ma do czynienia z przygodową i sensacyjną historią, momentami przeplataną z thrillerem oraz dramatem. Tymczasem Coś to mrożący krew w żyłach horror, który operuje głównie na efektach specjalnych, charakteryzacji oraz kostiumach.

Co ważne – oba te tytuły raczej nie zawojowały box office’ów. Łowca androidów zarobił zaledwie 41,6 miliona dolarów (przy budżecie 30 milionów), a Coś zainkasowało 19,6 miliona (budżet w wysokości 15 milionów). Pomimo tak mizernych liczb, zarówno akcyjniak jak i horror są dziś postrzegane jako klasyka science-fiction, która pomogła przenieść fantastykę naukową na całkowicie nowy poziom. Co więcej, to dzięki Łowcy androidów przekonaliśmy się o kunszcie Ridleya Scotta, który na tamten moment na swoim koncie miał jedynie wyreżyserowane dwa filmy – Pojedynek oraz Obcego.

Toy Story i Kasyno

Wspomniany już dzisiaj rok 1995 przyniósł nam jeszcze jeden zestaw przypominający Barbenheimera. Mowa tu o 22 listopada i jednoczesnej premierze animacji dla najmłodszych – Toy Story oraz głębokiego dramatu gangsterskiego od Martina Scorsese – Kasyno. Co ciekawe dziś produkcja od Disneya oraz Pixara jest postrzegana jako jedna z najbardziej klasycznych i ikonicznych animacji w historii studia, a film z Robertem De Niro w roli głównej niejednokrotnie znajdziemy w gronie najlepszych gangsterskich tytułów w historii.

O wielkości obu tytułów niech świadczy również to, że łącznie zarobiły one dokładnie 510,5 miliona dolarów. Sęk w tym, że 77% tej kwoty, czyli 394,4 miliona zainkasowało… Toy Story! Cóż, bardzo możliwe, że podobne proporcje przyniesie nam Barbenheimera. Niemniej, czy Barbie jest w stanie dorównać potędze kultowej animacji? Tego dowiemy się zapewne w nadchodzących tygodniach, kiedy zaczną do nas spływać kolejne raporty z kas kinowych. Oczywiście trzeba będzie śledzić również Oppenheimera, który według analityków ma zarobić około 50 milionów dolarów już w premierowy weekend.

Świat to za mało i Toy Story 2

Wszystko wskazuje na to, że twórcy serii Toy Story kochają rywalizować z dużymi tytułami. Pierwsza odsłona walczyła z Kasynem, natomiast druga z dziewiętnastą częścią cyklu o Jamesie Bondzie, czyli Świat to za mało. Cóż, można było się spodziewać, że na tak ogromną liczbę filmów agent 007 w końcu trafi na godnego siebie rywala. W listopadzie 1999 roku było to właśnie Toy Story 2, które po spektakularnym sukcesie „jedynki” ostrzyło sobie zęby na coś wielkiego. Ostatecznie Pixar spełniło założenia Disneya, ponieważ animacja zarobiła zawrotne 500 milionów dolarów.

Co ważne, w tym samym czasie nie próżnował również James Bond, który wraz ze swoim nowym filmem, czyli Świat to za mało zarobił 361 milionów dolarów. Łącznie daje nam to niespełna 900 milionów, czyli wynik, o którym mogą jedynie pomarzyć pozostałe z wymienionych dziś produkcji. Przytoczone wyżej liczby mogłyby być jeszcze bardziej spektakularne, gdyby Toy Story 2 trafiło na jeden z filmów o agencie 007, gdzie w głównego bohatera wciela się już Daniel Craig. Tak się składa, że to właśnie produkcje z blondwłosym aktorem zarabiały największe sumy w historii całej tej kultowej franczyzy.

Vanilla Sky i Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia

Ostatnim „Barbenheimerowskim” tworem, który chciałbym dzisiaj wyróżnić, jest ten z grudnia 2001 roku. Wówczas w odstępie zaledwie kilkudziesięciu godzin na wielkim ekranie debiutowała pierwsza część Tolkienowskiej trylogii, czyli Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia oraz głośne romansidło z Tomem Cruisem, Penélope Cruz oraz Cameron Diaz — Vanilla Sky. Taka mieszanka miała prawo podzielić widzów, podobnie jak Barbie oraz Oppenheimer, jednak w box office zwycięsko z tego starcia wyszło oczywiście dzieło Petera Jacksona, które w pojedynkę zarobiło niespełna 900 milionów dolarów. Tymczasem drugi z tytułów zainkasował 200 milionów. Łącznie daje nam to wynik przekraczający magiczny próg miliarda zarobionych dolarów. Niemniej, chyba wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest to główna zasługa Drużyny Pierścienia.

https://www.youtube.com/watch?v=1meEW-aE334

Być może w starciu z tak ogromną franczyzą Vanilla Sky wypada dosyć blado, jednak nie wolno zapominać, że jest to świetny film, który po pierwsze przyciąga do siebie samą obsadą aktorską, a po drugie otrzymał łącznie trzy nominacje do Oscarów i Złotych Globów. Dodatkowo fabułą tej produkcji jest ponadczasowa i wciąż może zachwycać widzów nawet w roku 2023. Naturalnie to samo tyczy się Drużyny Pierścienia, która dziś postrzegana jest jako zaczątek czegoś wielkiego. W końcu aktualnie Władca Pierścieni rozrósł się do ogromnej medialnej franczyzy, na którą składają się liczne filmy pełnometrażowe, serial oraz gry wideo. Oczywiście to wszystko zaczęło się od J.R.R. Tolkiena, jednak nie da się ukryć, że Drużyna Pierścienia mocno „podpompowała” całe uniwersum.

Barbenheimer nie był pierwszy – podsumowanie

Barbie
fot. IMDB

Analizując wszystkie powyższe tytuły oraz oczywiście Barbenheimera dochodzę do jednej podstawowej konkluzji. Mianowicie – jak dobrze, że do kina można pójść na oba te filmy, bez konieczności wybierania swojego „obozu”! Oczywiście, jeśli tylko macie na to ochotę. W końcu, jeśli kogoś interesuje tylko i wyłącznie Barbie – niech idzie na Barbie. Tymczasem osoby wyczekujące od długich miesięcy premiery Oppenheimera niech pójdą na Oppenheimera.

Z kolei widzowie, których nie interesuje ani nowa produkcja Nolana, ani cukierkowy i różowy świat od Mattel niech wybiorą się do kina, dopiero gdy będą miały na to ochotę. Taka sama zasada powinna towarzyszyć osobom, które w przeszłości wyczekiwały premier przytoczonych wyżej filmów oraz tym, które w 2024, 2025 czy 2026 roku natrafią na kolejne wydarzenie pokroju Barbenheimera. Takie wydarzenie nastąpi bowiem prędzej czy później.

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw