1994, 1999, a może… 1968? Który rok był najlepszy w historii kina?

7 minut czytania
Komentarze

W sztuce, także filmowej, nigdy nie ma niczego pewnego ani stałego. Nieczęsto też można wskazać jeden konkretny rok, kiedy to swoje premiery miała wyjątkowo duża ilość filmów wybitnych. Ale raz na jakiś czas wybrane 12 miesięcy okazuje się wyjątkowo żyzne, nie tylko w dobre, ale wręcz genialne czy przełomowe filmy. Ostatnio mój redakcyjny kolega popełnił tekst, w którym wskazał na rok 1994, który według niego był najlepszym w historii kina. I choć rzeczywiście argumenty ma mocne, to osobiście nie do końca się z nim zgadzam. Poniżej prezentuję konstruktywną polemikę.

Najlepszy rok w historii kina? Bez dwóch zdań 1999!

Magnolia Tom Cruise film 1999
Kadr z filmu Magnolia

Zgadzam się, że w 1994 roku swoją premierę miała cała masa wielkich filmów, które przeszły do historii kina i popkultury. Oczywiście „Pulp Fiction”, „Skazani na Shawshank” (choć uważam, że jest on trochę przereklamowany), „Król lew”, czyli jedna z najlepszych animacji w historii kina. Na dokładkę „Forrest Gump”, Urodzeni mordercy”, „Leon zawodowiec”, bodaj najlepsza komedia romantyczna w dziejach, czyli „Cztery wesela i pogrzeb”, jeden z najlepszych filmów akcji, czyli „Speed – niebezpieczna prędkość”. To wszystko naprawdę mocne strzały i filmy, znajdujące się z moich prywatnych rankingach wszech czasów. ALE… Spójrzcie tylko na rozpiskę tytułów z 1999 roku i moim zdaniem z łatwością dostrzeżecie argument opowiadający się za tym, że jednak te 12 miesięcy było lepsze dla kina. No bo czy znacie przypadek, by w jednym roku na światło dzienne wyszło tyle arcydzieł? O jakich arcydziełach mowa? No dla przykładu „Magnolia” Paula Thomasa Andersona. Film, który jest kinem totalnym, wybitnie napisanym i zagranym, ale przede wszystkim potężnie rezonującym z widzem na poziomie emocjonalnym. Obok niego w 1999 premierę miał też genialny „American Beauty”, który trochę mam wrażenie, że ze względu na kontrowersje wokół Kevina Spacey’ego, został odsunięty na obrzeża popkultury, a przecież jest to wielkie kino.

To dopiero początek, gdyż rok 1999 przyniósł światu także „Podziemny krąg”. Film Davida Finchera nie tylko wbił w fotele ówczesną publiczność, ale okazał się też manifestem pokoleniowym oraz dziełem profetycznym – przepowiadającym to, co dziś obserwujemy w o wiele większej skali na poziomie społecznym. Pisząc o roku 1999 nie można nie wspomnieć o filmie „Matrix”. Dzieło Wachowskich zmieniło współczesne kino od strony formalnej i był to jeden z ostatnich tego typu przypadków. Wachowscy umiejętnie pożenili ze sobą elementy popkulturowe z ambitnym, pop-filozoficznym przekazem i dali światu rozrywkowy majstersztyk, który do dziś niewiele się zestarzał i podobnie fascynuje kolejne pokolenia widzów. Niewiele filmów w historii kina miało też taki wpływ na całą popkulturę i modę.

Reżyser „Skazanych na Shawshank” także powrócił w 1999 roku i wypuścił wówczas w świat „Zieloną milę”, która mnie na przykład o wiele bardziej poruszyła i zafascynowała. W tymże roku premierę miał też „Toy Story 2”, który dla mnie był lepszy niż część pierwsza. Przechodząc do kina bardziej autorskiego, to 1999 obfitował też w niespotykaną wcześniej ilość genialnych i oryginalnych filmów, takich jak „Być jak John Malkovich”, który do dziś inspiruje twórców surrealistycznego kina. David Lynch z kolei zaskoczył swoich fanów i stworzył wspaniały film „Prosta historia”, który od surrealizmu uciekł. Stanley Kubrick zaprezentował w 1999 roku swój ostatni film, „Oczy szeroko zamknięte”, o którym wprawdzie było bardziej głośno z powodu tego, że zagrali w nim, wówczas jeszcze małżonkowie, Tom Cruise i Nicole Kidman, ale nie zmienia to faktu, że to kolejny wybitny film mistrza. Michael Mann powrócił i zaserwował widowni fantastycznego „Informatora” z Alem Pacino, który niestety trochę przepadł we wszelkiej maści zestawieniach tamtego roku ze względu na jego opisywany przeze mnie urodzaj wybitnych premier.

Przeczytaj także: Najlepsze filmy, których prawdopodobnie nie znacie.

Jeśli jeszcze wam mało argumentów na korzyść roku 1999 to nadmienię, że swoje premiery miały wówczas jeszcze takie filmy jak „Utalentowany pan Ripley”, „Wszystko o mojej matce”, który rozsławił na dobre twórczość Pedro Almodovara na świecie. Dla mnie mocnym konkurentem dla „Króla lwa” w kategorii najlepsza animacja wszech czasów jest „Stalowy gigant”. Zgadnijcie, z którego roku jest to premiera? Z tego roku jest też wychwalany przez widzów i krytyków film „Piękna praca” w reżyserii Claire Denis – przez wielu uznawany za jeden z najlepszych w historii kina. Nie zapominajmy także o fenomenalnym „Szóstym zmyśle”, który pomimo skromnego budżetu stał się mega kasowym hitem i niemal natychmiastowym klasykiem. To też film, który udowodnił, że jeśli ma się naprawdę dobry i intrygujący pomysł na fabułę, to można przyciągnąć do kin widownię tak samo liczną jak wielkie blockbustery. Zresztą to samo dotyczy kolejnego kultowego już filmu z 1999 roku, czyli „Blair Witch Project”, który zapoczątkował popularny do dziś gatunek horrorów found footage.

W ramach post scriptum także na polskim poletku filmowym pojawiło się dzieło wybitne. Mowa tu o filmie „Dług” Krzysztofa Krauzego, którego z łatwością można zaliczyć do Top 20 najlepszych polskich filmów wszech czasów.

Przeczytaj także: Najlepsze filmy science-fiction w historii. Te dzieła każdy powinien znać.

A jeśli nie 1994 ani 1999? Inni pretendenci do miana najlepszego roku w historii kina.

pewnego razu na dzikim zachodzie western 1968
Kadr z filmu Pewnego razu na dzikim zachodzie

Poza 1994 i 1999 rokiem naprawdę niełatwo było trafić na pełne 12 miesięcy w kinie, które przyniosłoby aż tak dużą liczbę genialnych filmów raz po razie. Oczywiście też wszystko rozchodzi się o gusta filmowe, także pewnie na poziomie bardziej indywidualnym wielu widzów ma swoje odmienne typy jeśli chodzi o najlepszy rok w historii kina. Próbując znaleźć jeszcze równie dobre 12 miesięcy dla X muzy potencjał widzę także w roku 1968, kiedy to premierę miał, moim zdaniem, najlepszy film w historii, czyli „2001: Odyseja kosmiczna”.

Ale oprócz niego w kinach pojawiły się m.in. „Dziecko Rosemary”, w mojej opinii najlepszy western wszech czasów, czyli „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” Sergio Leone. Wraz z „Nocą żywych trupów” do popkutury zawitały w skali masowej zombie. Z tytułów typowo kultowych w 1968 pojawił się „Bullitt”, czy „Planeta małp”. Niezwykle mocny był też 1974 rok, kiedy to premiery miał m.in. „Ojcec chrzestny II”, „Chinatown”, „Rozmowa”, „Teksańska masakra miłą mechaniczną” czy „Płonące siodła”. 1979 też był niczego sobie – „Czas apokalipsy”, „Obcy”, „Manhattan”, Stalker, „Mad Max”, „Sprawa Kramerów”. Co smutne, pisząc ten tekst zdałem sobie sprawę, że mimo wszystko liczba wybitnych filmów, które miały swoje premiery każdego roku od jakiegoś czasu drastycznie zmalała. W XXI wieku jak na razie były tylko trzy lata, kiedy naprawdę obrodziło w wyjątkowo dużo genialnych premier. Rok 2007 był niezwykle silny pod tym względem. Miały wtedy premiery arcydzieła „Aż poleje się krew”, „To nie jest kraj dla starych ludzi”, „Motyl i skafander”.

Pojawiły się też „Zodiak”, „Persepolis”, „4 miesiące 3 tygodnie i 2 dni”, „Sierociniec”. Chyba jeszcze lepszy był rok 2008. Wystarczy wspomnieć o „Mrocznym Rycerzu”, „Wall-E”, „Człowieku na linie”, „Tajne przez poufne”, „Martyrs”. W 2008 roku pojawił się też „Iron Man”, który jak wiemy zapoczątkował całe Marvel Cinematic Universe, które zmieniło współczesne kino wysokobudżetowe. Równie mocny był też 2006 kiedy to na ekrany kin weszły „Labirynt Fauna”, „Ludzkie dzieci”, „Infiltracja”, „Życie na podsłuchu”, „Mała miss”, „Volver”, „Prestiż” czy „Casino Royale”. Tym niemniej nadal obstaję przy tym, że rok 1999 pozostaje dla mnie najlepszym rokiem w historii kina. Nigdy wcześniej, i jak widać później, tyle dobrych filmów, które przeszło do klasyki nie miało swoich premier w ramach 12 miesięcy. Rok 1994 jest całkiem blisko, ale jednak trochę mu brakuje.

Motyw