Sanktuarium horror recenzja

Ten horror jest zakazany w wielu krajach, ale z niewłaściwego powodu. Recenzja filmu Sanktuarium.

3 minuty czytania
Komentarze

W zeszłym tygodniu do serwisu Netflix trafił horror „Sanktuarium”, który trochę nieoczekiwanie zyskał niemałą popularność w Polsce. Sprawdzam czy zasłużenie.

Sanktuarium – opis fabuły horroru

Dziennikarz o niezbyt dobrej opinii Gerald Fenn (Jeffrey Dean Morgan) podróżuje do małego miasteczka w Nowej Anglii, aby opisać ostatecznie bezowocną historię okaleczania krów dla tandetnej okultystycznej strony informacyjnej. Próbując zaaranżować scenę, by jednak coś wycisnąć z tej historii, przypadkowo niszczy starą lalkę, którą znalazł przykutą łańcuchem do drzewa. Później tej nocy Gerry poznaje w dość niecodziennych okolicznościach Alice (Cricket Brown), pobożną katoliczkę i głuchoniemą miejscową kobietę modlącą się i przemawiającą przy drzewie, na którym zniszczono lalkę. Miasto odkrywa, że drzewo dało jej wizje Maryi i przywróciło mowę oraz słuch, a do tego dało moc leczenia chorych. Od tego momentu każdy w okolicy uznał ją za pośredniczkę Boga. Wkrótce jednak Gerry odkrywa coś niepokojącego w tych wydarzeniach.

Przeczytaj także: Horror Puchatek: Krew i miód zniszczył moje dzieciństwo… i dorosłość.

Sanktuarium – horror natchniony przez siły zła

O filmie „Sanktuarium” zrobiło się gdzieniegdzie głośno z jednego powodu – kilka krajów, głównie znajdujących się w Ameryce Południowej, zakazały jego dystrybucji. Poszło jednak nie o to, że jest jakoś wybitnie brutalny (bo nie jest), ani szczególnie straszny (też niestety nie ten adres). Poszło bardziej o to, że „Sanktuarium” wykorzystuje motyw maryjnych objawień oraz gorliwych wierzących jako siedliska zła i czyni z nich główny temat horroru.

Gdyby to był jedyny problem tego filmu, to przynajmniej dla części widzów mógłby to być udany seans. Ale niestety uderzenie w uczucia religijne Chrześcijan to najmniejszy z grzechów „Sanktuarium”. Całość rozpoczyna się powiedzmy, że w miarę interesująco, ale już po około 5 minutach seansu zaczyna się jedna wielka droga krzyżowa dla widza – dostajemy diabelsko nudną, przeciętnie zagraną (choć obsada jest solidna) i kompletnie niestraszną produkcję klasy B. Wszelkie fabularne tropy pełne są sztampowych rozwiązań, motywy kina grozy także męczą swoją przewidywalnością.

Ostatecznie „Sanktuarium” nie ma nic do zaoferowania każdemu, kto oglądał jakikolwiek horror choć raz w życiu. Do równania dołóżcie sobie jeszcze kiepskie dialogi i marnej jakości CGI, które nawet jakby było dobre, to psułoby atmosferę całości. Grzechem śmiertelnym tego filmu jest jednak to, że potwornie nudzi. Nawet najbardziej strachliwe osoby z łatwością zasną na nim ze znużenia. Nie ma chyba niczego gorszego, co można zarzucić horrorowi niż to, że jest nudny. Tematycznie bliski jest mieszance filmów „Saint Maud” oraz „Obecność”, ale gorąco zalecam obejrzenie obu tych filmów zamiast „Sanktuarium”.

Przeczytaj także: Najlepsze horrory, których prawdopodobnie nie znacie.

Sanktuarium – bez wody święconej nie podchodzić

Nie wszystkie zachowania ludzi da się wytłumaczyć, dlatego też dziwię się, że „Sanktuarium” tuż po premierze w serwisie Netflix trafiło do tamtejszej dziesiątki najpopularniejszych filmów w Polsce. Jak widać tematyka religijna plus horror plus kontrowersje sprawnie przyciągnęły uwagę i Netflix na tym wygrał. Przynajmniej chwilowo, bo w kolejnym tygodniu „Sanktuarium” jest już poza tamtejszym TOP 10 (a i daleko mu do horrorów, które w 2023 roku zagoszczą na ekranach). Nie powtarzajcie jednak błędu tych pierwszych widzów i omijajcie ten film szerokim łukiem.

Ogólna ocena

2/10

Motyw