Trzęsienie ziemi w Disney. Zmiany mogą wstrząsnąć firmą

9 minut czytania
Komentarze

Od jakiegoś czasu wyraźnie widać, że firma Disney znajduje się w ciężkim położeniu. Zarówno pandemia COVID-19, jak i złe decyzje wewnątrz sprawiły, że potęga korporacji została mocno zachwiana. Co czeka Disneya w najbliższych miesiącach? Na razie jest wiele niewiadomych, ale w branży huczy od wieści, które zapowiadają prawdziwe trzęsienie ziemi.

Disney w tarapatach. Na ratunek wezwany Bob Iger

Bob Iger Disney Legends
fot. nagi usano

Dla tych, którzy nie są zaznajomieni z personaliami Disneya od razu wyjaśnię kim jest Bob Iger. Od 2005 do 2020 roku był on dyrektorem generalnym The Walt Disney Company. Uważany w branży za człowieka legendę, jednego z najwybitniejszych prezesów w historii przemysłu rozrywkowego. To głównie on doprowadził do przemiany Disneya z potężnego studia filmowego kojarzonego z animacjami i filmami familijnymi w jedną z największych korporacji medialnych w historii. Oczywiście ze wszystkimi plusami i minusami tych działań. To on był główną siłą napędową, która doprowadziła do zakupu przez Disneya zarówno Pixara, Marvela, jak i Lucasfilm wraz z marką Star Wars oraz całego studia 20th Century Fox. Te ruchy, choć kosztowne i ryzykowne przyniosły firmie niesamowite zyski. W 2020 roku Iger postanowił przejść na zasłużoną emeryturę (tym bardziej, że wkrótce skończy 72 lata). Na jego miejsce Disney w 2020 roku zatrudnił Boba Chapeka, który wcześniej dowodził sekcją firmy odpowiadającą za parki rozrywki. Chapek dostał we władanie Disneya w jednym z najgorszych możliwych okresów, czyli podczas pandemii COVID-19. Wszystkie główne odnogi biznesowe firmy, czyli dystrybucja kinowa oraz parki rozrywki zostały zamknięte z powodu globalnych lockdownów. Jednocześnie na świat przyszedł serwis streamingowy Disney+, który miał być odpowiedzią na wszystkie tarapaty. I choć w rekordowym tempie usługa ta uzyskała imponującą liczbę abonentów (ponad 160 milionów), a także w krótkim czasie dorobiła się głośnych na całym świecie seriali (wystarczy wymienić produkcje Marvela takie jak „Loki” czy „WandaVision”, jak i serie w uniwersum Star Wars, czyli „The Mandalorian” oraz „Andor”) to jednak Disney+ nie okazał się ratunkiem. Model biznesowy serwisu streamingowego niestety jest dość wadliwy na tym etapie – jest to usługa bardziej opłacalna dla kupującego niż dla firmy, która inwestuje w takową platformę.

Przeczytaj także: Najlepsze filmy science-fiction na Disney+ – wybieramy TOP 10, które warto obejrzeć.

W tradycyjnej dystrybucji kinowej i telewizyjnej za za każdy film czy serial, w który zainwestowało się pieniądze producent zarabia oddzielnie i może liczyć na realne zwroty kosztów i zarobki. W streamingu inwestuje się od razu w całe biblioteki i produkcje wielu filmów oraz seriali, a użytkownik nie płaci za każdy z nich osobno, tylko za całą bibliotekę. Między innymi to wpłynęło na fatalny obraz finansów Disneya, który w związku z tym ogłosił niedawno liczne cięcia budżetowe. Zakładają one ograniczanie zatrudnienia nowych pracowników, możliwe zwolnienia i tym podobne. Wszystko dlatego, że m.in. serwis Disney+ ciągle nie jest rentowny. Niedługo po tym ogłoszeniu, które wystosował Bob Chapek Disney podjął decyzję o tym, by go… zwolnić. Ponoć on sam dowiedział się o tym razem z resztą świata z mediów. Co ciekawe, na jego miejsce firma chce przywrócić z emerytury Boba Igera, wierząc chyba w to, że jego geniusz jest na tyle niezwykły, że i z tych tarapatów wyratuje Disneya. Osobiście w to nie wierzę, tym bardziej, że Iger ma powrócić raptem na 2 lata. Ale z pewnością będę się temu przyglądał z ciekawością. Tym niemniej, wraz z powrotem Boba Igera w korytarzach Disneya oraz wielu innych mediach zaczęto coraz głośniej spekulować o tym, że ten ruch przybliża firmę do paru istotnych zmian.

Zobacz też: Co oglądać na Disney+ – zestawienie nowości na platformie.

Czy Disney zostanie sprzedany do Apple’a?

Disney firma problemy

Chyba najbardziej „imponującym” newsem związanym z powrotem Igera do Disneya jest ten, który krąży po mediach już właściwie od lat, ale ciągle powraca jak bumerang, co oznacza, że prawdopodobnie cały czas jest rozważany na najwyższych szczeblach. Chodzi tu o sprzedaż Disneya i oddanie go w ręce innego giganta, czyli firmy Apple. Na ten moment to oczywiście nic więcej niż korytarzowe spekulacje, ale gdyby do tego doszło, to byłaby to prawdopodobnie największa i najdroższa fuzja/zakup w historii. Nawet nie chcę spekulować jaka kwota wchodziłaby tu w grę, bo nie potrafię sobie jej wyobrazić. Uczyniłoby to z Apple’a praktycznie niezniszczalnego giganta. Wielu analityków twierdzi od lat, że tego typu scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny, ale tak źle pod kątem finansowym w Disneyu nie było od prawie dwóch dekad, tak więc mamy do czynienia z sytuacją kryzysową. Tym bardziej, że zarówno Bob Iger, gdy jeszcze był dyrektorem Disneya, jak i szef Apple Tim Cook nie wykluczali nigdy takiej możliwości.

Zawsze szukamy kupowania firm, przejmujemy wiele mniejszych firm i będziemy nadal to robić, aby dodać więcej talentów do IP. Nie dyskontujemy niczego dużego, jeśli nadarzy się okazja (…) Nie wykluczamy przejęcia dużej firmy (…) głównym celem jest uzyskanie silnej marki, własności intelektualnej i wielkich nazwisk.

powiedział Tim Cook podczas spotkania z inwestorami w kwietniu 2022 roku.

W swojej autobiografii Bob Iger z kolei wspomniał o tym, że gdyby Steve Jobs, którego uważał za przyjaciela, nadal żył, to Disney i Apple już dawno byłyby połączone.

Wierzę, że gdyby Steve nadal żył, połączylibyśmy nasze firmy, a przynajmniej bardzo poważnie przedyskutowalibyśmy tę możliwość.

napisał Bob Iger.

Kathleen Kennedy na wychodnym

Kathleen Kennedy Disney Lucasfilm
Fot. Gage Skidmore

Trochę mniejszym, acz dla wielu niewiele mniej istotnym aspektem obecnej sytuacji w Disneyu może okazać się jeszcze inny ruch. Tym razem na szali postawiono karierę Kathleen Kennedy w obrębie firmy. Kennedy jest jedną z najlepszych producentek w historii. Gdy spojrzymy na jej dorobek to zobaczymy całą masę klasycznych filmów, w tym blockbusterów, które przeszły do historii popkultury. Wystarczy wymienić takie filmy jak „E.T.”, „Jurassic Park”, „Szósty zmysł” czy seria „Indiana Jones”. Przez lata pracowała blisko głównie ze Stevenem Spielbergiem i pomagała mu tworzyć najbardziej kultowe produkcje amerykańskiej rozrywki.

Przeczytaj także: Filmy z lat 80., które zdefiniowały tę dekadę.

Niestety nie okazała się nieomylna. Gdy została prezesem Lucasfilm i zaczęła odpowiadać za nową trylogię serii „Gwiezdne wojny” rozpoczął się jej początek końca. Nowe części Star Wars zamiast zjednywać fanów z różnych pokoleń dokonały podziałów, gdyż rzesze ludzi są niezadowolone z tego, w jakim kierunku podąża ta saga pod kierownictwem Kennedy. Już „Ostatni Jedi” wydawał się niespójny i chaotyczny, ale „Skywalker. Odrodzenie” był istnym bałaganem na kółkach okazał się jednym z najgorszych wysokobudżetowych filmów w historii. Nazwanie go katastrofą jest całkowicie na miejscu. Dzięki temu, że to jednak nadal marka Star Wars, to każdy z filmów pod jej rządami zarabiał imponujące pieniądze. Aczkolwiek nie do końca takie, jak wszyscy oczekiwali. A gdy dołożymy sobie do tego niemałą ilość fanów, która nie szczędzi słów zasłużonej krytyki pod adresem Kennedy, która według wielu poważnie nadszarpnęła reputacją „Gwiezdnych wojen” nie powinno dziwić to, że jej dalsza kariera w Disneyu jest obiektem dyskusji. W swoim podcaście w serwisie YouTube mający liczne kontakty w Hollywood John Campea przekazał, na razie niepotwierdzoną informację, że Kennedy wkrótce zostanie zwolniona.

Oto, co słyszałem: słyszałem, że decyzja o usunięciu Kathy Kennedy została już podjęta, i że odejdzie ona albo jakiś czas przed, albo bardzo, bardzo krótko po premierze filmu „Indiana Jones 5”… Chcę tu podkreślić jednak bardzo, bardzo jasno: nie mogę wam niezależnie powiedzieć i potwierdzić, że jest to fakt. Powiem jedynie, że jedna z dwóch osób, które się ze mną skontaktowały w tej sprawie, ma średnią 1000% racji na temat rzeczy, o których mnie informuje.

opowiada John Campea.

Można więc stwierdzić, że mówimy tu o kolejnej korytarzowej plotce, która tylko czeka na oficjalne potwierdzenie. Czy jeśli się to wydarzy to oznacza, że maczał w tym palce Bob Iger? Niekoniecznie. Bardziej obstawiałbym to, że Disney chce po prostu niejako zacząć od nowa ze wszystkimi swoimi dużymi projektami. Jako że saga Skywalkerów w Star Wars dobiegła końca i studio zapewne chce się skupić na nowych historiach i nowym otwarciu w tym uniwersum zapewne, mając też na uwadze kontrowersje i niezadowolenie wokół Kennedy, chce by ktoś inny na jej miejscu przejął stery nad marką. Jeśli miałbym zgadywać, to sądzę, że Disney postawi tu albo na Jona Favreau albo/i na Dave’a Filioniego. Obaj są nie tylko ogromnymi fanami Star Wars, ale przede wszystkim zasłynęli ostatnio olbrzymim sukcesem serii „Mandalorian”, którą powołali do życia.

Według wielu Favreau i Filoni uratowali Star Wars w momencie, gdy Kennedy niszczyła tę markę. Byłby to ruch podobny do tego, który wykonał niedawno Warner/Discovery umieszczając reżysera Jamesa Gunna jako osobę odpowiedzialną za filmy ze studia DC. Zresztą nie od dziś mówi się o tym, że Favreau i Filoni byliby idealnymi kandydatami na nowych szefów LucasFlim. Rozumieją i kochają Star Wars, fani ich akceptują i uwielbiają, a do tego udowodnili swoje atuty produkując serial „Mandalorian”.  Na tym etapie pozostaje nam jedynie czekać i obserwować to co wydarzy się na pokładzie Disneya. Gdybym był złośliwy, to napisałbym, że to co się obecnie dzieje w tej firmie jest ciekawsze niż produkcje filmowe i serialowe, które Disney wypuścił w świat. Ale nie jestem złośliwy.

Motyw