Na Zachodzie bez zmian recenzja filmu Netflix

Na Zachodzie bez zmian to obraz porażającego horroru wojny – recenzujemy niemiecki film serwisu Netflix

6 minut czytania
Komentarze

Niemiecki remake amerykańskiego filmu opartego na niemieckiej powieści „Na Zachodzie bez zmianz 1930 roku (tak, wiem, to skomplikowane) jest na swój sposób zachwycający i przerażający.

Na Zachodzie bez zmian – opis fabuły filmu

Na Zachodzie bez zmian Netflix film 2022

Nową wersję „Na Zachodzie bez zmian” otwiera sekwencja obrazująca bombardowane artyleryjskie i skazaną na porażkę szarżę piechoty. Przerażony młodzieniec przechodzi przez ziemię niczyją i wpada w ogień wroga. Osoba, o której z początku myśleliśmy, że będzie głównym bohaterem filmu, w ciągu paru chwil będzie martwa. Ale kamera pozostaje na jego mundurze, gdy jest odzyskiwany z bladego, okaleczonego ciała. Widzimy mundur i buty po nim, które są myte, łatane i wysyłane, by czekały w gotowości na kolejnego rekruta, tudzież mięso armatnie. Będzie nim świeżo upieczony wolontariusz Paul Baumer, którego poznajemy niedługo przed tym, gdy otrzymuje „swój” mundur. Razem z przyjaciółmi oraz potężną gromadą rówieśników, wkrótce Paul zostanie wysłany do walki na front I wojny światowej.

Na Zachodzie bez zmian – czy potrzebny jest nam kolejny film o wojnie?

Na Zachodzie bez zmian film wojenny Netflix 2022

Odpowiedź na powyższe pytanie brzmi i „tak” i „nie”. Tak, bo o koszmarze wojny i tym jaka jest bezsensowna oraz tragiczna należy przypominać cały czas. Nie, bo mamy już wystarczającą ilość filmów na ten temat, i żaden kolejny nie wnosi nic nowego do dyskusji. Bezsens i horror wojny jest rzeczą oczywistą, ale jeśli już ktoś musi mieć to co jakiś czas przypominane, to nie brakuje filmów z wielu dekad kina, w tym i z obecnej, które nasycą wszelkie takie potrzeby. Szczególnie gdy mówimy o „Na Zachodzie bez zmian”, który oryginalnie powstał jako powieść, a następnie dorobił się dwóch wcześniejszych wersji swoich adaptacji – jedna z 1930 roku (będąca jednym z najlepszych filmów o wojnie w historii), a druga z 1979 roku.

Oczywiście można zwrócić uwagę na to, że dzisiejsze środki pozwalają na najbardziej dosadne i wiarygodne przedstawienie wojny na ekranie, natomiast już ponad 20 lat temu wraz z premierą „Szeregowca Ryana” otrzymaliśmy wirtuozersko sfilmowany i równie przerażający obraz wojny. Raptem kilka lat temu w kinach można było oglądać traktujący o tym samym okresie film „1917” nakręcony techniką, która sprawiała wrażenie jednego ujęcia. Tak więc nawet mając na uwadze kwestie formalne kino wojenne nie ma nic nowego do zaoferowania.

Przeczytaj także: Horrory to obecnie najbardziej ambitny gatunek filmowy [OPINIA]

Oczywiście, skoro już nowa wersja „Za Zachodzie bez zmian” powstała i siadamy do oglądania, to nie sposób nie zwrócić uwagi na znakomity poziom realizacji. Kapitalne zdjęcia, montaż, dźwięk, genialnie zaaranżowana ścieżka dźwiękowa, która tylko pompuje w nas uczucie niepokoju. Reżyser filmu Edward Berger całość nakręcił nie tyle jako film wojenny, co jako horror (aczkolwiek znam bardziej przerażające filmy na ten temat) i tę grozę oraz niemalże apokaliptyczny oddech zagłady czuć niemal w każdym kadrze. Zapewne jest to cząstka tego samego uczucia, które odczuwają żołnierze na polu bitwy. Na tyle na ile jest to możliwe „Na Zachodzie bez zmian” próbuje nam zaoferować symulację stanu emocjonalnego żołnierzy, a przynajmniej jego promil. Widzimy tu sceny braterstwa między młodymi mężczyznami, ale szybko przepoczwarzają się one w sceny rozpaczy, żalu i straty. Berger ukazuje nam życia młodych ludzi, które niejako znajdują się w stanie zamrożenia pomiędzy przerażającymi ostrzałami artyleryjskimi a bezdusznymi przywódcami wrzucającymi coraz to więcej młodych mężczyzn do wojennej maszynki do mięsa. Jest to więc dzieło wizualnie i fabularnie tyleż samo imponujące co mrożące krew w żyłach. I oczywiście trudno, by nie rezonowało nie tylko z historią naszego kraju, ale i tym co się dzieje obecnie w Ukrainie.

Starzy panowie wypowiadają wojny, a młodzi na nich giną

Tego typu powiedzenia jak to ujęte powyżej znane są wielu, a „Na Zachodzie bez zmian” dobitnie je obrazuje. Już w pierwszych minutach filmu widzimy podnieconych chłopców, którzy nie mogą się doczekać do tego, by stanąć na froncie wojennym, a ich ekscytację podgrzewają i wykorzystują starzy politycy i generałowie, którzy poświęcą ich młode życia by walczyli w ich wojnach. Przyglądamy się więc zmarnowanemu pokoleniu, młodości, która zakończy się na zawsze na wyniszczonych polach pełnych krwi, flaków i odchodów. Tymczasem w kontraście z nimi obserwujemy też generałów, którzy w wygodnych, pełnych przepychu pomieszczeniach snują swoje plany objadając się w międzyczasie wykwintnymi potrawami, a o wojnie słyszą jedynie z raportów. Koniec końców, gdy będzie po wszystkim to oni zostaną odznaczeni, uznani za bohaterów, sprawnych strategów wojennych, a o tysiącach nastoletnich trupów nikt, poza ich rodzinami, pamiętać nie będzie.

Przeczytaj także: Recenzujemy film Halloween. Finał

To są wszystko ważne, angażujące i działające na wyobraźnię tematy, tylko ciągle wracam do tego, że nie jest to nic, czego by poprzednie filmy wojenne (i liczne książki) nam nie mówiły. Jeśli będzie to wasz pierwszy seans tego typu dzieła, to zapewne zrobi on potężne wrażenie. Jeśli ta tematyka oraz gatunek filmowy jest wam względnie znany, to „Na Zachodzie bez zmian” nie powali was na kolana (choć oczywiście robi mocne wrażenie) i nie przedstawi żadnego odkrywczego punktu widzenia ani spojrzenia na wojnę. I nie twierdzę, że przez to nie ma on uzasadnienia swojego istnienia, po prostu jest to dzieło tyleż samo imponujące formalnie co wtórne. Po prostu kolejny film o wojnie. Tylko tyle i aż tyle. Szczególnie, że jest to już czwarta wersja tej samej historii. Do tego twórcy nie uniknęli wielu uproszczeń fabularnych, głównie mam tu na myśli angażujące choć jednocześnie dość płytkie historie żołnierzy, których losy śledzimy. Całość też jest skupiona głównie na zobrazowaniu horroru wojny, przez co nie sięga szerzej tematycznie. Poprzednie wersje tego dzieła, w tym i książka, były bardziej refleksyjne i próbowały dogrzebać się w tej historii do bardziej ludzkiego pierwiastka oraz subtelności, tymczasem nowe „Na Zachodzie bez zmian” stawia na uderzającą nas prosto w twarz twardą i bezkompromisową lekcję historii. Może takie konkretne uderzenie w twarz jest nam w sumie potrzebne?

Ogólna ocena

6/10

Motyw