W sieci jest masa informacji o tym, że w USA przeprowadzono fuzję jądrową z dodatnim bilansem energetycznym. To znaczy, że wprowadzono mniej energii, niż pozyskano. I chociaż ogólnie rzecz biorąc, jest to prawda, to nie ma mowy o rewolucji w energetyce, a media najzwyczajniej w świecie nie zrozumiały, co tak właściwie się stało.
Fuzja jądrowa i fala medialnego niezrozumienia tematu
Fuzja jądrowa to łączenie lekkich atomów w cięższe, co uwalnia dużo większą energię, niż podczas ich rozpadu. Proces ten naturalnie zachodzi w gwiazdach, dzięki czemu te emitują potężne ilości energii. Dlatego też reaktory fuzyjne na Ziemi często są nazywane sztucznymi słońcami. Problem w tym, że proces ten wymaga olbrzymiej energii, aby mógł zachodzić. Dlatego też w większości przypadków potrzeba było wprowadzić więcej energii do reaktora, niż pozyskiwano z samej fuzji, co jest raczej mało opłacalne energetycznie.
Dlatego też fakt, że Narodowe Laboratorium Lawrence Livermore w USA przeprowadziło fuzję jądrową, podczas której pozyskano więcej energii, niż wprowadzono, jest sporym przełomem w tych badaniach. A dokładniej udało się im pozyskać z fuzji jądrowej 3,15 megadżula energii, podczas gdy lasery wyemitowały do środka reaktora 2,05 megadżula energii. Jest to więc niewątpliwy przełom w badaniach nad laserowym reaktorem fuzyjnym.
Problem w tym, że samo zasilenie reaktora, oraz laserów wymagało znacznie większej energii, niż ta pozyskana. Weźmy pod uwagę same lasery: ich sprawność jest śmiesznie mała, przez co należy im dostarczyć wielokrotnie więcej energii, niż emitują pod postacią wiązki. I naukowcy świetnie to rozumieją: celem eksperymentu było pozyskanie większej energii niż wprowadzona w samym reaktorze. I to zakończyło się sukcesem. Doskonale zdają sobie oni sprawę z ułomności wykorzystanych do tego celu urządzeń, ale liczą na to, że w bliżej nieokreślonej przyszłości sprawność laserów zostanie poprawiona a fuzja jądrowa rzeczywiście przyniesie nam przełom. Niestety, nie wszyscy zrozumieli, co się tak właściwie stało.
Źródło: YouTube, fot. Depositphotos/MarkoAliaksandr