wodorowy autobus

Przejechałem się autobusem wodorowym. Zamiast elektryków, powinniśmy stawiać na takie rozwiązania [OPINIA]

5 minut czytania
Komentarze

Czy samochody wodorowe są przyszłością komunikacji? Tego nie wiem. Jestem jednak przekonany, że wodorowy autobus może stać się podstawą transportu miejskiego przyszłości. Wszystko to po kursie, który odbyłem tego typu pojazdem w Lublinie. Chociaż przyznam, że początkowo moje odczucia były dość… mieszane. Nie wynika to jednak z tego, że wodorowy autobus nie jest świetny, a z tego, że Lublin już wcześniej mnie rozpieszczał pod tym względem. 

Wodorowy autobus – teraz już wiem, że to transport przyszłości

wodorowy autobus
Ciemno, zimno, do domu daleko, a będzie jeszcze dalej

Wodorowy autobus był trudny do odnalezienia. Zależnie od dnia kursuje on po różnych liniach. Nie pomaga także fakt, że poszczególne linie są obsługiwane przez wiele pojazdów. Na szczęście kontakt z MPK Lublin rozwiązał sprawę: dostałem rozkład pierwszego kursu wodorowca. Na nieszczęście musiałem się dostać na dość mocno oddalony ode mnie przystanek na 6:20. Dzień więc zacząłem dość wcześnie i nie rozbudziłem się na tyle mocno, żeby jasno myśleć, co miało wpływ na moje pierwsze wrażenia.

Przed jego przyjazdem pod przystanek, na którym stałem, podjechały dwa standardowe, spalinowe autobusy, więc miałem bezpośrednie porównanie jeśli chodzi o dźwięk. Wodorowy był w porównaniu do nich bardzo cichy, ale nie sposób go nazwać bezgłośnym. Nie ma więc mowy o tym, żeby sunąć nim przez drogi bez słyszenia pracy silnika. Jednak na pewno nie jest to poziom dźwięku, który komukolwiek w czymkolwiek by przeszkadzał. Nawet kapryśny niemowlak spałby w nim spokojnie.

wodorowy autobus
A już myślałem, że się pozbędę drobnych z kieszeni.

Korzystając więc z faktu, że wodorowy autobus był niemal pusty, usiadłem na samym jego końcu. Oczywiście nie po to, żeby poczuć się jak fajny dzieciak z wycieczki szkolnej, którym udało mi się być tylko raz w technikum, a po to, aby siedzieć w najmniej wygodnym miejscu, czyli na silniku. Tu było najgłośniej, oraz najmocniej były odczuwalne wibracje – wiem, bo w trakcie jazdy zmieniłem miejsce dwa razy, żeby mieć porównanie. Mimo to jazda nawet w tym miejscu była bardziej komfortowa, niż spalinowym autobusem od MPK. Przyłożenie czoła do szyby również nie było nieprzyjemne, jak ma to miejsce w przypadku spalinowych autobusów. 

wodorowy autobus
W zielonym kasowniku skasujesz nie tylko bilet papierowy, ale i elektroniczny.

Jeśli chodzi o fotele, to te były… standardowe, jak to w autobusie. Różnica była taka, że były całkowicie czyste, chociaż myślę, że to kwestia czasu, a nie zastosowanego silnika. Jednak podróż na nich była znacznie bardziej wygodna. Autobus ten znacznie szybciej i płynniej ruszał zarówno z przystanków, jak i sprzed świateł, a i proces hamowania okazał się znacznie płynniejszy. 

wodorowy autobus
Zero szarpania, wszystko płynnie jak w dobrze naoliwionej maszynie.

Nie mogłem również nie zajrzeć do kokpitu – oczywiście przez szybę, nie przeszkadzając kierowcy w pracy. I chociaż było w niej ciemno, przez co nie udało mi się zrobić dobrej jakości zdjęcia, to widziałem tam jeden wielki ekran wyświetlający wszystkie wskaźniki, w tym poziom wodoru w zbiornikach. Jako dodatkową ciekawostkę podam fakt, że jazda wodorowym autobusem w zimę będzie bardzo widowiskowa. Otóż dnia, w którym nim jechałem, był lekki przymrozek, co sprawiło, że za autobusem ciągnęły się gęste obłoki pary wodnej. Przy siarczystym mrozie powinno być tego znacznie więcej. 

wodorowy autobus
Zdjęcie tego nie oddaje, ale za tylną szybą bywało naprawdę biało

Wodorowy autobus mnie nie zachwycił, ale Was powinien

Biorąc pod uwagę to wszystko, pewnie się zastanawiacie, co sprawiło, że nie jestem zachwycony. Czy jest jakaś olbrzymia wada wodorowego autobusu, która przekreśla to wszystko, co wyżej napisałem? Na szczęście nie. Problemem jest to, że… mieszkam w Lublinie. A w Lublinie mamy coś, czego nie mają inne polskie miasta za wyjątkiem Gdyni: trolejbusy. Są to autobusy elektryczne, które pobierają energię elektryczną w taki sam sposób, jak tramwaje. 

Ja natomiast miałem to szczęście, że większość tras, którymi jeździłem, była obsługiwana przez trolejbusy. Miałem więc od lat do czynienia z wszystkimi zaletami wodorowego autobusu i najzwyczajniej w świecie uznałem je za standard. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy w drodze powrotnej przesiadłem się do zwykłego autobusu, którym podróż była już znacznie mniej przyjemna, niż wodorowym

Dlaczego jednak zachwycam się wodorowcem, zamiast postulować nad popularyzacją trolejbusów w całym kraju? Otóż z powodu trakcji. Ta wymaga budowy infrastruktury na trasach autobusów i ich pełne okablowanie. Co jest mało estetyczne, drogie i w wielu miejscach zwyczajnie niemożliwe. Co więcej, marznący deszcz to zmora dla trakcji: otóż lód nie jest najlepszym przewodnikiem elektrycznym. Zimą wiele razy widziałem, jak trolejbus nagle tracił moc i się zatrzymywał z powodu oblodzenia trakcji. Oczywiście mówię tu o trolejbusie starego typu, bez akumulatorów na pokładzie, które zapewniają mu zapas mocy do dalszej jazdy. 

Czemu więc nie autobusy elektryczne? No cóż, z nimi jest ten problem, że wymagają stosunkowo długiego ładowania, co uziemia pojazdy na jakiś czas. W przypadku wodorowego autobusu mamy bardzo szybkie uzupełnianie paliwa i wszystkie zalety elektryków – bez użerania się z wadami trakcji, lub akumulatorów. Jest to więc idealne rozwiązanie dla transportu miejskiego i miejmy nadzieję, że wodorowce w niedalekiej przyszłości staną się standardowym środkiem transportu zbiorowego w każdym polskim mieście. 

Motyw